Jak radzić sobie z emocjami i stresem (uniwersalna metoda). Jak odnajdywać sens życia nawet w najtrudniejszych sytuacjach

Każda trudna sytuacja, która nas w życiu spotyka jest specyficzna, myślę jednak, że jesteśmy w stanie opisać pewien uniwersalny sposób radzenia sobie z każdą sytuacją – nawet taką, z którą wydaje się nam, że nic nie możemy zrobić. Zapraszam Was do zapoznania się z nim…

 

Spis treści wpisu

Uniwersalna metoda radzenia sobie z emocjami i stresem

Wprowadzenie

1. Odetchnij

Sytuacja emocjonalna „tu i teraz”

Sytuacja trudna rozciągnięta w czasie

Oczywiście odetchnięcie to nie koniec

2. Zauważ, że masz wpływ i podejmij działanie

Metoda małych kroków

Działanie tu i teraz

Działanie rozciągnięte w czasie

Różne perspektywy spojrzenia na te dwa działania

Emocje to (tylko) Twój najlepszy przyjaciel

Neuronauki

Porządek i chaos

Afirmacja i wymagania

Sens życia nawet w najtrudniejszych sytuacjach

Jak odnajdywać sens nawet w najtrudniejszych sytuacjach

Jak odnajdywać sens w życiu

Podsumowanie

 

Uniwersalna metoda radzenia sobie z emocjami i stresem

Wprowadzenie

Zobaczcie, że każda trudna sytuacja, która nas w życiu spotyka jest inna, łączy je jednak coś wspólnego… są trudne. Pod tym pojęciem rozumiemy sytuacje, które są dla nas emocjonalnie trudne. Bo zobacz, że gdybyś miał stawić czoła czemuś, co może w jakiś obiektywny sposób jest trudne, skomplikowane, wymaga nadzwyczajnych kompetencji i wielu godzin ciężkiej pracy, ale to coś nie rodziłoby w tobie poczucia emocjonalnego przytłoczenia, emocji takich jak np. niepokój, strach, lęk (o rozróżnieniu pomiędzy tymi terminami pisałem nieco we wpisie o uspokajaniu myśli), smutek, rozpacz, a może nawet gniew, to nie koniecznie użyłbyś nawet na to określenia: sytuacja trudna. Może nawet powiedziałbyś, że to pewnego rodzaju wyzwanie – szansa na rozwój. Kiedy natomiast – na pierwszy rzut oka, po później może okazać się, że wcale tak nie jest – nasze kompetencje są niewystarczające, żeby sprostać danej sytuacji, bądź też tej sytuacji po prostu nie da się sprostać (np. nieuleczalna choroba), wtedy z taką sytuacją zawiązany jest cały repertuar nieprzyjemnych emocji – i wtedy mówimy o jakiejś sytuacji, że jest trudna. Właśnie dlatego, w tytule wpisu umieściłem też to określenie „emocjami i stresem”.

 

Zobaczcie z drugiej strony, że tak naprawdę nie ma sensu radzenie sobie tylko z emocjami samymi w sobie, ponieważ nasze emocje informują nas o jakimś stanie rzeczywistości – im emocje silniejsze – tym stan ten jest dla nas ważniejszy i tym pilniej potrzebujemy podjąć działanie (przynajmniej tak to powinno normalnie działać). Jeśli radzilibyśmy sobie z samą tylko emocją, nie koncentrując się na zmianie w rzeczywistości, z którą jest ona związana, to tak jakbyśmy widząc biegnącego na nas rozwścieczonego psa koncentrowali się na tym, żeby za wszelką cenę się go nie bać. Tu koniecznie trzeba się bać – i jak najszybciej wykonać to, co strach nam „podpowiada”, czyli w tym przypadku: uciekać.

 

Co też ważne – im sytuacja trudniejsza i emocje z nią związane trudniejsze – tym trudniej może być nam sobie z nimi radzić. W bardzo trudnej sytuacji napięcie emocjonalne może być aż tak duże, że nie będziemy w stanie podjąć żadnego konstruktywnego działania i sparaliżowani będziemy czekali, co się stanie, kiedy ten rozwścieczony pies do nas podbiegnie.

 

Szerzej o samych emocjach pisałem już w tym wpisie:

Po co nam emocje? Jak sobie radzić z emocjami?

 

Tak więc metoda, o której chce Wam powiedzieć składa się tak naprawdę z dwóch kroków:

1. Odetchnij

2. Zauważ, że masz wpływ i podejmij działanie metodą małych kroków

 

 

Jak zauważyliśmy sytuacja trudna to taka, która na pierwszy rzut oka wydaje się nam, że przekracza nasze kompetencje: nie wiemy co mamy zrobić, nie mamy czasu, zewnętrznych możliwości, a może wewnętrznej energii do podjęcia działania. Wydaje mi się, że nie ma w życiu takich sytuacji, w których naprawdę nic nie możemy zrobić. A nawet jeśli naprawdę nic obiektywnie nie możemy zrobić – w żaden sposób zmienić rzeczywistości zewnętrznej – to możemy zrobić jeszcze jedną rzecz: podjąć świadomą decyzję, w jaki sposób podejdziemy do tej sytuacji – czy będziemy ją znosić z godnością, czy z rozpaczą (więcej o tym będzie w drugiej połowie wpisu).

 

Co więcej, tak naprawdę odetchnięcie, pozwala nam spojrzeć na daną sytuację, jakby z pewnego dystansu, bardziej obiektywnie i wtedy możemy zauważyć, że jednak coś możemy zrobić, że mamy jakiś wpływ.

 

Wróćmy do naszego tematu – jak pewnie zauważyliście te dwa kroki to nic innego jak strategie radzenia sobie ze stresem:

– pierwsza dotyczy obniżenia reakcji emocjonalnej, redukcji napięcia, odwrócenia uwagi, od problemu, skoncentrowaniu się na poprawie naszych doświadczeń emocjonalnych – na dłuższą metę jest oczywiście nieadaptacyjna i nie rozwiązuje żadnych problemów, ale pozwala nam odpocząć, nabrać sił, podejść do tematu na spokojnie.

– druga dotyczy koncentracji na przyczynie problemów (stanu emocjonalnego), poszukiwaniu rozwiązań, podejmowaniu działania. Podjęcie działania w dużym stresie i napięciu emocjonalnym jest często bardzo trudne, a nawet jeśli możliwe, to bywa nieskuteczne, ponieważ nasze działania mogą być wtedy chaotyczne, nieprzemyślane, niepoukładane, może powodujące więcej negatywnych skutków, niż korzyści. Ostatecznie jednak tylko ta strategia ma sens, ponieważ prowadzi do leczenia skutków, a nie tylko objawów trudnych sytuacji.

 

Uznani badacze stresu i radzenia sobie z nim Susan Folkman i Richard Lazarus (1990) opisują trzy strategie radzenia sobie ze emocjami i stresem:

1) działanie skierowane na otoczenie lub osobę podmiotu, co zmienia relację między nimi, a w konsekwencji i znaczenie relacyjne oraz wzbudzaną emocje (funkcja instrumentalna) – ten sposób polega po prostu na rozwiązaniu problemu

2) zmiana ukierunkowania uwagi, jak w przypadku psychicznego unikania, które na krótko odsuwa problem, nie zmieniając znaczenia relacyjnego (funkcja regulacyjna) – ten sposób polega na odwróceniu uwagi od problemu, co oczywiście go nie rozwiązuje

3) zmiana sposobu oceny relacji, a w konsekwencji znaczenia relacyjnego i powstałej emocji (radzenie sobie skoncentrowane na znaczeniu) – o tym sposobie powiemy sobie szerzej później, ponieważ pojawia się on bardziej w sytuacjach, kiedy obiektywnie nie da się rozwiązać problemu powodującego napięcie emocjonalne (np. w przypadku śmiertelnej choroby).

 

Używane przez badaczy określenie „relacja” odnosi się do relacji wobec bodźca wywołującego emocję, a niekoniecznie do relacji z drugą osobą – choć tak też może być, wszak ludzie są bardzo częstymi „bodźcami”, które wywołują u nas różne emocje.

 

Przyjrzyjmy się teraz konkretnym działaniom, jakie możemy podjąć w ramach tych dwóch kroków.

 

 

1. Odetchnij

Sytuacja emocjonalna „tu i teraz”

W tym kroku chodzi o to, żeby dać sobie czas i odpocząć nieco od trudnej sytuacji, nawet jeśli dzieje się ona tu i teraz i tu i teraz wymaga działania. Może być taka sytuacja, że ktoś na ciebie krzyczy, okazuje Ci brak szacunku lub dzieje się jeszcze coś innego, co wymaga reakcji tu i teraz. Nawet wtedy warto jednak dać sobie chwilę (nawet małą) na przemyślenie, jakie działanie powinno się teraz podjąć. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe, bo kiedy pędzi na nas wspomniany przed chwilą rozwścieczony pies, to i tak zareagujemy odruchowo, ale czasami nawet w bardzo emocjonalnych sytuacjach dziejących się tu i teraz znajdziemy kilka sekund na zredukowanie napięcia czyniąc tym samym nasze działanie bardziej świadomie kontrolowanym.

 

Jak zredukować napięcie w trudnej emocjonalnie sytuacji dziejącej się tu i teraz?

Emocja sama w sobie „objawia się” w nas na dwa sposoby:

– wewnętrzny – jako specyficzne subiektywne odczucie, doświadczenie pojawiające się w naszej świadomości

– zewnętrzny  – jako widoczną „na zewnątrz” reakcję naszego ciała, którą mogą zobaczyć lub zmierzyć także inni ludzie, emocje „widać” na twarzy (choć nie zawsze i nie zawsze w sposób jednoznaczny) i wpływają np. na szybkość bicia naszego serca, napięcie mięśni itp.

 

Co ważne, obydwie te sfery wzajemnie na siebie wpływają: nasze myśli mogą zmieniać funkcjonowanie naszego organizmu (kiedy np. wyobrażamy sobie coś przyjemnego nasz mięśnie mogą się rozluźniać, a kiedy myślimy o czymś nieprzyjemnym, możemy mimowolnie napinać mięśnie), kiedy natomiast nasze mięśnie są napięte, a oddech przyspieszony lub nawet wykonujemy określony wyraz twarzy, możemy odczuwać pewną zmianę w wewnętrznym doświadczeniu emocjonalnym.

 

Oczywiście to „odczytanie” stanu naszego ciała i jego wpływ na emocje może być błędny, tzn. może być tak, że w sposób błędny zinterpretujemy informacje docierające do nas z naszego ciała. Bardzo popularna ostatnio badaczka emocji Liza Feldman Barrett opisuje (2020, s. 55-56) sytuację, w której błędnie odczytała syndromy pojawiającej się u niej grypy (drgania w żołądku, rumieniec, trudności w koncentracji) jako oznaki, tego, że podoba się jej mężczyzna, z którym właśnie była na randce.

 

Do klasyki psychologii należą eksperymenty, w których ludzie błędnie odczytywali przyczyny swojego pobudzenia fizjologicznego np. w eksperymencie Schactera i Singera (1962) badanym podano adrenalinę (nie informując ich o jej pobudzającym działaniu – myśleli oni, że biorą udział w teście preparatu witaminowego) i poddano działaniu bodźców wywołujących radość (wesołkowaty aktor udający innego badanego) lub złość (obraźliwy kwestionariusz, aktor udający badanego okazujący symptomy złości). Badani interpretowali swoje pobudzenie fizjologiczne jako skutek sytuacji, w której się znaleźli odczuwając odpowiednio: radość lub gniew. Takiej interpretacji nie mieli badani, którzy byli właściwie poinformowani o pobudzającym działaniu adrenaliny.

 

To badanie zainspirowało Duttona i Aarona (1974) do realizacji zbliżonego w koncepcji eksperymentu, w którym dwie grupy mężczyzn przechodziły przez różne mosty. Jedna przechodziła przez stabilny most, a druga przez chwiejącą się na wysokości kładkę, co wywoływało u nich strach i związane z nim pobudzenie. Obydwie grupy mężczyzn zagadywane były przez atrakcyjną kobietę, która dawała im swój numer telefonu. Jak się okazało istotnie częściej do owej pani dzwonili mężczyźni z grupy, która przechodziła przez niestabilną kładkę – co wskazywałoby na to, że swoje pobudzenie wynikające ze strachu przypisali spotkaniu pięknej kobiety – tak więc, błędnie odczytali informację z swojego ciała mówiącą im: „ta kobieta ci się podoba”.

 

Wróćmy jednak do głównego wątku. Stany wewnętrzne mogą wpływać na stan organizmu i na odwrót.

 

 

Grafika pochodzi z mojego zbioru ćwiczeń: Zrozumieć, Opanować i Wykorzystać Emocje.

 

Tak więc opanowanie emocji możemy skoncentrować na tych dwóch przestrzeniach:

– Obniżenie doświadczenia wewnętrznego:

– wyobrażam sobie dwie kule: jedna obrazuje mnie, a druga moje emocje; tę która symbolizuje emocje biorę w ręce, oddalam od siebie i przyglądam się jej z dystansu

– staram się za wszelką cenę panować nad sobą – moje nastawienie ma bardzo duże znaczenie

– uważnie przyglądam się otoczeniu zewnętrznemu, osobom wokół, zwracam uwagę na szczegóły, drobne elementy, które normalnie nie przykuwają mojej uwagi

– przywołuję wspomnienie, w którym sobie dobrze poradziłem/am z podobną emocją

– myślę o osobach, które mnie wspierają i umacniają, przypominam sobie słowa, które mnie umocniły

– myślę o czymś przyjemnym: to zaraz minie, w domu czeka na mnie smaczna kolacja…

 

– Obniżenie reakcji organizmu:

– nie podnoszę głosu

– ze spokojem patrzę drugiej osobie w oczy

– uśmiecham się (uśmiechając się nasze ciało „wysyła” widomość umysłowi, że ma być spokojny)

– spokojnie i miarowo oddycham: wdech, wstrzymanie na 5 sekund, wydech (można również zastosować tzw. oddech kwadratowy (box breathing): wdech przez 4 sekundy, zatrzymanie oddechu na 4 sekundy, wydech przez 4 sekundy i zatrzymanie oddechu na 4 sekundy i tak dalej)

– myślę o swoim ciele: rozluźniam napięte mięśnie, poruszam językiem, rozluźniam dłonie, itp.

– poruszam gałkami ocznymi na lewo i prawo (ta metoda wykorzystywana jest w terapii stresu pourazowego EMDR)

 

  • Podręcznik - Jak Uczyć SkutecznościWięcej o tym, jak działać skutecznie i żyć z innymi znajdziecie w moim podręczniku:
    Jak Uczyć Skuteczności

    ZOBACZ PODRĘCZNIK

 

Sytuacja trudna rozciągnięta w czasie

Trochę inaczej poradzimy sobie z sytuacją trudną rozciągniętą w czasie, kiedy jesteśmy w jakiejś trudnej relacji, mamy na głowie mnóstwo spraw, musimy skonfrontować się z jakimś trudnym wydarzeniem, rozmową, zadaniem do wykonania. Tutaj obniżenie napięcia emocjonalnego może być w pewnym sensie łatwiejsze, ponieważ emocjonalny bodziec nie działa na nas „tu i teraz”, ale jest jakby „tylko” w naszej głowie (przynajmniej właśnie teraz).

 

Redukcję napięcia rozciągniętego w czasie, również możemy sprowadzić do tych dwóch przestrzeni.

– Obniżenie doświadczenia wewnętrznego:

– przyglądam się tej sprawie „z zewnątrz”, jakbym był widzem, który ogląda film ze swojego życia, a może ekspertem – obserwatorem, który obserwuje ciekawe zjawisko

– robię coś ciekawego, coś, co mnie wciąga i co lubię robić, np. układam puzzle, rozwiązuję łamigłówki

– czytam książki, bezpiecznie przeżywam przygody i emocje innych ludzi (aczkolwiek w tym kontekście nie za bardzo polecałbym oglądania filmów – ponieważ są one tak konstruowane, żeby celowo wywoływać u nas silne doświadczenia emocjonalne)

– rozmawiam z przyjacielem

– piszę list do babci lub innej bliskiej osoby, która zawsze mnie rozumie i dobrze mi życzy (nawet jeśli ta osoba już nie żyje lub jest tylko wyobrażona)

– wyrażam wdzięczność (tutaj znajdziecie analizę zagadnienia wdzięczności i praktyczne sposoby wyrażania wdzięczności)

– słucham muzyki, którą lubię

 

– Obniżenie reakcji organizmu:

– wysypiam się

– jem bogate w białka i tłuszcze śniadanie, tak, żeby mieć energię na cały dzień, ograniczam węglowodany i jedzenie o nieregularnych porach (długotrwałe „zajadanie” problemu może być bardzo niebezpieczne)

– spaceruję, jeżdżę rowerem, pływam, podejmuję aktywność fizyczną

– przytulam się do kogoś

– biorę gorącą kąpiel

– idę na saunę, masaż, który rozluźni mięśnie

 

Omówmy teraz niektóre z tych działań.

 

 

Przyglądanie się sprawie „z zewnątrz”

Odetchnięciem do przytłaczającego nas stanu emocjonalnego, może być, coś na rodzaj podjęcia próby chłodnej, obiektywnej analizy dziejącej się sytuacji. To tak jakbyśmy spróbowali „stanąć z boku” i z perspektywy obiektywnego obserwatora opisywali sytuację. Może trochę tak, jakbyśmy oglądali film ze sobą w roli głównej, ale siedząc w wygodnym kinowym fotelu: „wydarzyło się to, człowiek zareagował w taki sposób, ciekawe, co będzie dalej”.

 

Victor Frankl w Człowiek w poszukiwaniu sensu (wszystkie cytaty Frankla w tym wpisie pochodzą z tej książki) pisał o przyjęciu podobnej perspektywy tak:

Nagle ujrzałem samego siebie, stojącego na mównicy w jasno oświetlonej, ciepłej i przytulnej auli. Przed sobą widziałem skupione twarze słuchaczy siedzących na wygodnych, miękkich krzesłach. Wygłaszałem dla nich wykład na temat psychologii w kontekście obozu koncentracyjnego! Przytłaczająca mnie ponura rzeczywistość w jednej chwili stała się przedmiotem obiektywnej naukowej analizy przeprowadzanej z chłodnym dystansem. W ten sposób zdołałem w pewien sposób wznieść się ponad trudne położenie, w jakim się znalazłem, ponad swoje obecne cierpienia; obserwowałem je z pewnego oddalenia, tak jak patrzy się na coś należącego już nieodwołalnie do przeszłości. Zarówno ja sam, jak i moje codzienne troski staliśmy się obiektem interesującego studium psychonaukowego, przeprowadzonego przeze mnie samego. (s. 120)

 

Zobaczcie, że w gruncie rzeczy na tym polega zjawisko katharsis, którego doświadczamy w teatrze, kinie lub nawet czytając książkę – w bezpieczny sposób przeżywamy emocje. Co ciekawe, jak zostało to zauważone w książce Emocje. Naukowo o uczuciach Dylana Evansa (2002, s. 98) doświadczenie katharsis możliwe jest, kiedy znajdujemy się w „optymalnym estetycznym dystansie”. Gdybyśmy sami bezpośrednio doświadczali opisywanych emocji – prawdopodobnie bardzo ciężko byłoby nam się nim spokojnie „przyglądać” (to tak jakbyśmy byli na scenie), kiedy jednak – z perspektywy widza siedzącego na widowni – przyglądamy się temu, co dzieje się na scenie, w pewnym sensie nabywamy kompetencji do radzenia sobie z emocjonalnymi sytuacjami, ponieważ „przeżywamy” je w bezpieczny dla nas sposób. Z drugiej jednak strony, gdybyśmy siedzieli za daleko od sceny – doświadczenie to nie byłoby możliwe.

 

Mam dla Was ćwiczenie dotyczące tej sprawy, które zawarłem w zbiorze Zrozumieć, Opanować i Wykorzystać Emocje. Pomyśl o Twojej trudnej sytuacji, relacji, zadaniu i zastanów się, jakie emocje się z tym wiążą. Mogą być one rozciągnięte w czasie – czasami przeżywane bardziej intensywnie, a czasami mniej intensywnie. Możesz jednak określić pewną „średnią” dla każdej z emocji. Zobrazuj to na Kole Emocji zakreślając tym większą przestrzeń wycinka koła im większe jest Twoje doświadczenie danej emocji:

 

 

Wśród młodszych dzieci możemy przeprowadzić podobne ćwiczenie z wykorzystaniem dzbanuszków lub termometrów, które dziecko „napełnia” zamalowując poziom wypełnienia odpowiadający poziomowi odczuwanej emocji:

 

 

 

Pobierz arkusze do ćwiczeń (pdf)

 

 

Czytanie

Bardzo podobnym doświadczeniem może być czytanie. Z tym, że w czytaniu „przyglądamy się” emocjom innej osoby, które uczy nas ich przeżywania. Tomasz Rożek w tym filmie nazywa to „bezpiecznym zbieraniem doświadczeń”, ponieważ czytając nasz mózg działa tak, jak to my bylibyśmy częścią czytanej historii (od 1:05).

 

 

Może też z takiego powodu czasami ciekawe jest dla nas czytanie książek zbierających doświadczenia psychoterapeutów – bo wtedy z bezpiecznego dystansu przyglądamy się problemom innych i tym, jak sobie z tym radzą.

 

 

Rozmowa i pisanie o doświadczeniach

Rozmowa i pisanie o swoich doświadczeniach również może służyć odetchnięciu. Już samo mówienie pozwala poukładać nam nasze myśli, na które nie składają się same słowa, ale także często emocjonalne obrazy, wyobrażenia słuchowe i związane z innymi zmysłami, a także pojęcia/znaczenia, które są „głębsze” niż słowa. Myśli mamy więcej niż wypowiadanych słów (co można zobrazować schematem piramidy, którą znajdziecie we wpisie o myśleniu), dlatego werbalizowania ich pozwala na pewne ich ułożenie, co pozwala nam lepiej rozumieć siebie i działa uspokajająco. Wyrażanie myśli pozwala na ich moglibyśmy powiedzieć „oczyszczenie”, redukcję energii potrzebnej do ich „przechowywania”. Podobną psychologiczną właściwość ma spowiedź.

 

Rozmowa z przyjacielem ma też jeszcze taki korzystny wymiar, polegający na tym, że najczęściej od przyjaciela otrzymujemy wyrazy wsparcia i akceptacji mówiące nam „jestem z Tobą” (nawet jeśli nic nie mówi, a tylko słucha – ten wymiar jest o wiele ważniejszy niż dawanie prostych rad, co mi osobiście niestety czasami się zdarza – zobacz punkt 11. wpisu o Sztuce Rozmowy). Co ciekawe, istnieją badania nad skutecznością psychoterapii pokazujące, że w wielu przypadkach ma ona skuteczność zbliżoną do zwykłej rozmowy z przyjacielem (zobacz Rozdział II książki Zakazana Psychologia Tomasza Witkowskiego, 2009). Oczywiście rozmowa z przyjacielem nie rozwiązuje naszych problemów (o traktowaniu emocji, jako »tylko« przyjaciela powiemy sobie jeszcze za chwilkę) i nie zastąpi profesjonalnego wsparcia niezbędnego w niektórych sytuacjach.

 

Kolejnym etapem, który jeszcze bardziej „układa” nasze doświadczenia jest pisanie. Co ciekawe, badania autorów książki Terapia przez pisanie (Pennebaker i Smyth, 2016/2018) pokazują, że samo w sobie pisanie nie tylko poprawia funkcjonowanie psychiczne, ale także zdrowie i wyniki w nauce. Autorzy proponują nam ciekawe ćwiczenie rozgrzewkowe (s. 36) polegające na swobodnym zapisywaniu swoich myśli w czasie 10-20 minut, bez dbałości o styl i gramatykę. Po takim ćwiczeniu możemy przystąpić do kolejnego (s. 44) polegającego na pisaniu przez 20-30 minut o swoich trudnych doświadczeniach. Bezpośrednio po realizacji takiego ćwiczenia nasz nastrój może się pogorszyć – wtedy autorzy radzą nam zmianę tematu, o którym piszmy – generalnie jednak wykonywanie tego ćwiczenia przez kilka dni poprawia ogólne samopoczucie.

 

O korzyściach wynikających z pisania pisałem już w tych dwóch wpisach:

Dlaczego zapisywanie uspokaja – o tym, dlaczego pisanie uspokaja

5 paradoksalnych sposobów zwiększania swojej produktywności i kreatywności – o tym, dlaczego pisanie sprzyja twórczości

 

A tutaj znajdziecie inne pomysły na „uspokajanie” myśli:

Jak uspokoić swoje myśli

 

 

Dbałość o własne ciało

Emocjonalne odetchnięcie ma też bardzo ważny wymiar jakim jest kwestia dbałości o nasze ciało. Zobaczcie, że kiedy jesteśmy głodni lub zmęczeni w wymiarze fizycznym  jesteśmy o wiele bardziej podatni na wszelkiego rodzaju negatywne bodźce wokół nas.

Ciekawe dwie rady w tej kwestii daje swoim pacjentom Jordan Peterson (s. 55):

Regularna pora wstawania. O wiele nawet istotniejsza niż regularna pora kładzenia się spać – a jak można podejrzewać z czasem regularność wstawania sprawi, że wieczorami nasz organizm sam będzie „skłaniał” nas ku regularnemu zasypianiu.

Śniadanie obfite w białka i tłuszcze (np. jajka, twarożek, sery, wędliny), a mniej w szybko spalane cukry. Białka i tłuszcze przetwarzane są wolniej dając nam stabilniejszą energię na dłuższy czas, natomiast cukry spalane są w naszych komórkach szybciej dając nam może szybki „zastrzyk energii”, ale następnie prowadząc do jej spadku i tym samym rozdrażnienia.

 

Do tego dodajemy jeszcze oczywiście ruch i aktywność fizyczną. Dosyć prostą poradą do zastosowania w tej kwestii, nawet dla osób bardzo zapracowanych i mających przekonanie, że na nic nie mają czasu, jest zmodyfikowanie swoich codziennych działań, tak, żeby choć w małym stopniu związane były z ruchem fizycznym. Możemy to zrobić np. tak (pomysły od najprostszych do wdrożenia):

– kiedy jedziesz do supermarketu zaparkuj jak najdalej od wejścia

– używaj schodów, zamiast widny

– jadąc do pracy zaparkuj gdzieś dalej i przejdź choć trochę (możesz to stopniowo zwiększać)

– wysiądź z autobusu 1/2/3 przystanki wcześniej (to również możesz stopniowo zwiększać)

– idź do pracy na piechotę

zrób chociaż kilka ćwiczeń w domu lub w przerwie w pracy (przysiadów, pompek itp.) – co bardzo poprawia wydolność mózgu

 

Samemu możesz powymyślać różne takie pomysły, które dodadzą do Twojego życia takie miko-ruchy, nawet jeśli będzie to przespacerowanie się przez parking supermarketu. Suma takich mikro-ruchów może składać się na całkiem efektywną aktywność fizyczną, zrealizowaną właściwie bez większego wysiłku. A co też ważne, tego typu pomysły wpisują się w metodę małych kroków. Pierwszy mały krok pokazuje Ci, że wcale nie jest taki trudny i możesz wykonać kolejny zwiększając swoją aktywność. O małych krokach będzie jeszcze za chwilę.

 

Co też ważne, badania psychologiczne wskazują, że generalnie łatwiej jest poprawić nastrój działając niż myśląc, natomiast łatwiej jest go obniżyć myśląc niż działając (Watson i Clark, 1999, s. 337).

 

 

Oczywiście odetchnięcie to nie koniec

Doskonale zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że jakkolwiek rozumiane odetchnięcie nie rozwiąże naszych problemów. Ma ono sens tylko na krótką metę i jeśli będziemy koncentrować się tylko na niej, to trudna sytuacja wokół może się jeszcze bardziej „nakręcać” powodując jeszcze większe napięcie emocjonalne, które trzeba będzie redukować jeszcze bardziej skutecznymi mechanizmami odetchnięcia. I mamy gotowy mechanizm uzależnieniowy, bo przecież najprostszą drogą reedukacji napięcia jest alkohol (a może współcześniej także erotyka i gry komputerowe). Drugim krokiem, jaki koniecznie musimy wykonać, jest podjęcie działania.

 

Zobaczcie, że my bardzo często odkładamy ten drugi krok. Mamy na to nawet takie modne słowo, jak prokrastynacja i niekoniecznie możemy sprowadzić opisywane tym słowem zjawisko tylko do lenistwa (choć – nie oszukujmy sami siebie – czasami tak). W pewnej bardzo ograniczonej perspektywie (a przecież akurat taką mamy, kiedy doświadczamy trudności) odwlekanie podjęcia działania jest sensowne, ponieważ daje nam poczucie kontroli nad rzeczywistością (ale tylko poczucie) i w pewien sposób redukuje lęk. To takie myślenie trochę w stylu: „Jak podejmę działanie, to nie wiem, czy odniosę sukces, czy porażkę, a jeśli nie podejmę działania to przynajmmniej wiem, że nie spotka mnie porażka”. Zauważacie krótkofalowość tego podejścia.

 

Pewnym sposobem na przeciwdziałanie temu zjawisku jest uświadomienie sobie, że brak decyzji (działania) też jest jakąś decyzją (działaniem), a każde nasze działanie związane jest z konsekwencjami. W kursie Tutoring i Mentoring – Edukacja Spersonalizowana w Praktyce opisuje pewną bardzo prostą metodę, która może nam to uświadomić. Polega ona na wypisaniu potencjalnych konsekwencji naszych działań na 4 polach:

– Pozytywne konsekwencje decyzji

– Negatywne konsekwencje decyzji

– Pozytywne decyzje niepodjęcia decyzji

– Negatywne konsekwencje niepodjęcia decyzji

 

Pozytywne konsekwencje decyzji Negatywne konsekwencje decyzji
   
Pozytywne konsekwencje niepodjęcia decyzji Negatywne konsekwencje niepodjęcia decyzji
   

 

Lub nieco inaczej ujęte:

– Co się stanie, jeśli to zrobię?

– Co się nie stanie, jeśli to zrobię?

– Co się stanie, jeśli tego nie zrobię?

– Co się nie stanie, jeśli tego nie zrobię?

 

Co się stanie, jeśli to zrobię? Co się nie stanie, jeśli to zrobię?
   
Co się stanie, jeśli tego nie zrobię? Co się nie stanie, jeśli tego nie zrobię?
   

 

Pobierz arkusze pdf

Pobierz akrusze doxc

 

To ćwiczenie pomaga nam w uświadomieniu sobie tej kwestii, bardzo często jednak odkładamy (lub nawet uciekamy) przed podjęciem działania nie tyle dlatego, że nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji naszej decyzji, ale raczej dlatego, że wydaje się nam ono za duże, za trudne, wywołujące lęk. Jest na to w miarę prosta porada: zacznij od bardzo małego kroku, np. tylko myślenia o działaniu i planowaniu go na piśmie…

 

 

2. Zauważ, że masz wpływ i podejmij działanie

Metoda małych kroków

Pierwszy krok mamy już za sobą. Nie możemy się jednak na nim zatrzymać, ponieważ samo działanie redukujące napięcie w żaden sposób nie rozwiązuje problemu. Obniżenie napięcia daje nam jednak możliwość odetchnięcia i zebrania sił, żeby podjąć konstruktywne działanie rozwiązujące problem.

 

Najlepiej zrobić jest to metodą małych kroków, która jest jednocześnie bardzo prosta i bardzo skuteczna. Najprościej mówiąc metoda ta polega na tym, że robimy mały, a nawet najmniejszy z możliwych kroków, a później następny mały i następny mały i tak dalej. Wyobraź sobie, że masz wejść na wysoką wieżę, na którą prowadzą np. 793 schody (po tylu schodach na 30. piętro Pałacu Kultury i Nauki wbiegają uczestnicy Biegu im. Stanisława Tyma). Dużo. Ta perspektywa nas przeraża. Ale kiedy zrobimy jeden mały krok zostaje nam już tylko 792 schody. A kiedy podzielimy sobie to wejście na etapy powiedzmy po 10 schodów i w danym momencie będziemy myśleć o tym, że to tylko 10 schodów („Mam tylko 10 schodów do przejścia”) – sprawa wydaje się nam o wiele prostsza. Właśnie na tym polega metoda małych kroków.

 

Zalety metody małych kroków:

– jest dosyć łatwo rozpocząć, bo zrobienie pierwszego małego kroku prawie nic nas nie kosztuje

– każdy krok (etap) daje nam poczucie sukcesu, to poczucie daje nam doświadczenie sprawczości („Potrafię”, „Dałem radę”)

– to poczucie sprawczości daje nam motywację do wykonania kolejnego kroku, po którym znów mamy poczucie sukcesu i przekonanie, że „sprawa idzie do przodu”

– pomiędzy krokami możemy zrobić sobie przerwę i podsumowanie, w ramach którego możemy uświadamiać sobie, że już tyle kroków za nami – lub że np. od ostatniej przerwy lub dziś czy w tym tygodniu, o tyle kroków posunęliśmy naszą sprawę do przodu

 

Zobaczmy też, że podobnie jak przy omawianiu kwestii dotyczącej emocjonalnego odetchnięcia, podobnie w sytuacji podjęcia działania możemy mówić o dwóch różnych rodzajach aktywności, które będziemy podejmować w zależności do tego, jak wygląda trudna emocjonalna sytuacja, która nas spotyka.

 

 

Działanie tu i teraz

Co możemy zrobić w sytuacji, kiedy emocjonalna sytuacja dzieje się tu i teraz, np. ktoś na nas krzyczy:

– Kulturalne zwrócenie uwagi osobie, która na nas krzyczy

– Poproszenie o akceptowane wyrażenie swoich potrzeb

– Zaproponowanie porozmawiania o danej kwestii później

– Podjęcie próby zrozumienia sytuacji, np. poprzez zadanie pytania

 

Działanie rozciągnięte w czasie

Co możemy zrobić, kiedy sytuacja trudna rozciągnięta jest w czasie:

– Podjąć próbę zrozumienia trudności

– Zadać sobie pytanie: „Do czego wzywa mnie ta sytuacja?”, „Może powinienem robić coś, czego nie robię?”

– Zadać sobie pytania: „Co mogę zrobić? Czy jest jakaś, nawet mała sprawa, na którą mam wpływ?”

– Zapytać kogoś, kogo również dotyczy problem, lub może nawet osobę, z którą jesteśmy w konflikcie jeśli tego dotyczy problem: „Co możemy z tym zrobić?”

– Zastanowić się, jaki najmniejszy możliwy krok można podjąć

– Pomyśleć, kto może pomóc podjąć najmniejszy możliwy krok

– Poszukać informacji, o tym, co da się zrobić w takiej sytuacji

– Zadać sobie pytania: „Czy to naprawdę ważne?, Czy powinienem się tym przejmować? Czy nie stawiam sobie za dużych wymagań zapominając o ich stopniowaniu: najpierw mniejsze, a potem większe?”

– Podjąć próbę odnalezienia sensu w tej sytuacji, a może nawet sensu w naszym życiu, jeśli trudności rozciągają się szerzej (o tym będzie więcej za chwilę)

 

Bardzo często trudne rozciągnięte w czasie sytuacje dotyczą naszych relacji z innymi. W takim wypadku warto przeanalizować następujące kwestie:

– Czy może sam nastawiam się konfrontacyjnie wobec osoby, postrzegając ją jako problem, zapominając, że problem jest „na zewnątrz nas” i wspólnie możemy się z nim konfrontować? Piszę o tym więcej we wpisie o relacjach.

– Czy jest we mnie jakieś nieprzebaczenie? Nieprzebaczenie powoduje bardzo dużo trudności emocjonalnych. Piszę o tym więcej w 2. Lekcji darmowego kursu Jak Budować Dobre Relacje.

– Czy może nie dopełniam zobowiązań względem ludzi wokół mnie?

– Czy może stawiam ludziom wokół siebie za duże wymagania – zapominając o ich stopniowaniu: najpierw mniejsze, a potem większe?

 

Jeśli sytuacja rozciągnięta jest w czasie i nie musimy reagować tu i teraz warto wypisać co najmniej 10 aktywności (nawet małych), które można podjąć, żeby rozwiązać daną kwestię. Co ciekawe, już nawet samo wypisanie tych aktywności daje nam jakiś poziom poczucia sprawstwa i energii. Jeszcze ciekawsze jest to, że nawet samo wstanie z łóżka i zrobienie tego ćwiczenia na siedząco w jakiś sposób podnosi poziom odczuwanej energii i naszą chęć do działania.

 

Możesz następnie zastanowić się, jakie będą pozytywne i negatywne konsekwencje każdego z tych działań – spróbuj opisać chociaż jedną w każdej z tych kategorii. Kiedy to zrobisz, wybierz jedno rozwiązanie i rozbij je na małe czynności, które zapisz w formie planu – w kolejności podejmowania działań.

 

Najważniejsza sprawa: podejmij działanie! Pamiętaj, że właśnie po to masz emocje, żeby motywowały Cię do podejmowania ważnych dla Ciebie działań.

 

Do wykonania tego działania możesz użyć formularzy ze zbioru ćwiczeń Zrozumieć, Opanować i Wykorzystać Emocje.

 

 

Pobierz ćwiczenie

 

W tym miejscu przypomniały mi się dwa wpisy na moim blogu, w których mówię o sprawach związanych z myśleniem i pisaniem o swoim działaniu:

– po pierwsze: myślenie o tym, że już coś osiągnęliśmy (np. że rozwiązaliśmy nasz problem), działa na nas dosyć demobilizująco, mobilizująco działa na nas natomiast myślenie o działaniach, które mają nas doprowadzić do danego rezultatu, o tym temacie jest też nieco we wpisie o zagrożeniach związanych z pozytywnym myśleniem

– po drugie: zapisywanie uspokaja, bo daje nam poczucie kontroli

 

Co jest ciekawe sam fakt podjęcia nawet najprostszej decyzji w jakiś sposób działa na nas mobilizująco. Frankl ujmuje to w następujący sposób:

Jak już podkreśliłem, stan psychiczny więźnia był w ostatecznym rozrachunku nie tyle skutkiem wymienionych wyżej czynników psychofizycznych, ile wynikiem świadomie podjętej decyzji. Psychologiczne obserwacje więźniów dowiodły, że tylko ci, którzy pozwolili upaść swoim moralnym i duchowym wartościom, ulegali ostatecznie degenerującym wpływom obozowym. (s. 114)


Ciekawą poradę, którą możemy odnieść do tej kwestii do sytuacji związanych z relacjami zawiera także 8. rozdział książki Mikronawyki. Niewielkie zmiany, które wiele zmieniają Briana Fogga (2021). Autor radzi nam, żeby pomagać bliskim nam osobom w zmianie zachowań właśnie poprzez „rozłożenie” danego zachowania na małe elementy i podjęcie najpierw najprostszego, najmniejszego kroku. Autor opisuje historię relacji ojca i syna, w której ojciec chciał pomoc w zamianie zachowań syna. Oczywiście na siłę nic się nie udawało, ale sytuacja zmieniła się, kiedy zadał on sobie proste pytanie: „Jak mogę sprawić, żeby to zachowanie było łatwiejsze do wykonania?”, na co dosyć oczywistą odpowiedzią wydało się uproszczenie go – sprowadzenie do małych kroków. Bohater przytaczanej historii prosi swojego syna, żeby zawsze sprzątał ekspres do kawy po jego użyciu. Ta prośba nie przynosiła żadnych efektów, więc poprosił o najpierw o wykonanie jednej bardzo prostej czynności: wyjęcie filtra. Syn zaczął to robić, a ojciec wzmacniał zachowanie syna np. mu dziękując zgodnie z przytaczaną przez autora maksymą: „Pomóż ludziom poczuć, że odnieśli sukces”. Po jakimś czasie poprosił także o czyszczeni filtra po jego wyjęciu, co syn również zaczął robić. Co w ogóle ciekawe, taka prosta sprawa dała bohaterowi historii doświadczenie nadziei i nawiązania głębszej relacji z synem. „Zaczęło się od filtra do kawy, ale wkrótce ten proces objął wszystkie pozostałe rodzaje zachowań, które wcześniej były źródłem konfliktów” (s. 347).

 

Metoda małych kroków jest właśnie tym, co pomaga nam i ludziom wokół nas na doświadczenie poczucia sukcesu. Nie zapominajmy, żeby po każdym wykonanym małym kroku w jakiś sposób zauważyć i celebrować sukces, np. uśmiechając się, wyrażając wdzięczność, wypowiadając dobre słowo. Zachowania te możemy odnieść zarówno do siebie, jak i do ludzi wokół nas.

 

 

O metodzie małych kroków piszę także w tych wpisach:

Jak kształtować nawyki (czyli jak napisać doktorat w 15 minut dziennie)

Jak osiągać odległe, trudne i duże cele. Jak być wytrwałym i jak uczyć wytrwałości

Uniwersalne podejście do rozwiązania każdego problemu

Uniwersalna metoda angażowania ludzi do czegokolwiek

Jak doprowadzać sprawy do końca. Dwie potężnie skuteczne strategie pracy [e-book do pobrania]

 

 

Różne perspektywy spojrzenia na te dwa działania

Emocje to (tylko) Twój najlepszy przyjaciel

Lubię tłumaczyć rolę naszych emocji, porównując ją do roli naszego najlepszego przyjaciela. Zobaczcie, że możemy mieć pewne oczekiwania wobec tego, jakie są zadania naszego przyjaciela, ale mamy też takie obszary zadań, za które nigdy nie możemy oddać odpowiedzialności naszemu przyjacielowi. Spójrzcie na tę listę zadań (jest to ćwiczenie 1.9. „Słuchanie” emocji jak przyjaciela z mojego zbioru). Które z nich przypiszemy do zadań przyjaciela, a które do naszych?

– dawanie rad

– podejmowanie decyzji

– krytyczne spojrzenie na pomysły

– spełnianie obowiązków

– motywowanie

– ponoszenie konsekwencji decyzji

– dodawanie otuchy

– wysłuchanie

– podejmowanie odpowiedzialności

– spłacanie kredytu

 

Czy przyjaciel podejmie za nas decyzję?

Czy przyjaciel będzie spełniały nasze obowiązki?

Czy przyjaciel będzie ponosił konsekwencje naszych decyzji?

Czy przyjaciel będzie za nas spłacał kredyt?

 

To teraz podstawmy sobie za przyjaciel słowo „emocje”:

Czy emocje podejmą za nas decyzję? – Mogą nam w tym pomóc, podpowiedzieć, ale nie podjąć ją za nas.

Czy emocje będą spełniały nasze obowiązki? – Mogą nam w tym pomóc, czasami też niestety przeszkadzać, ale ich wypełnianie należy do nas.

Czy emocje będą ponosiły konsekwencje naszych decyzji? – Raczej to my będziemy je ponosić.

Czy emocje będą za nas spłacały kredyt?

 

Za to emocje – tak jak przyjaciel, mogą pomóc nam w:

– dawaniu rad

– krytycznym spojrzeniu na pomysły

– motywowaniu

– dodawaniu otuchy

– wysłuchaniu

 

I tak wracając do naszych dwóch kroków:

– Odetchnięcie – to domena przyjaciela, czas spędzony z przyjacielem, telefon lub spotkanie z nim, przestrzeń do „słuchania” emocji jak przyjaciela, zastanawiania się, „co mają nam do powiedzenia”

– Decyzja i działanie – to nasza domena, to czas realizacji naszej odpowiedzialności, naszego działania

 

 

Neuronauki

Podobne spojrzenie na te kwestie pokazują nam badania neuronaukowe. Alex Korb z Uniwersytetu Kalifornijskiego opisuje 4 sposoby na poprawę humoru, bazujące na reakcjach neuronalnych zachodzących w mózgu w przypadku realizacji każdego z nich. Są to:

1. Wdzięczność – której wyrażenie powoduje zwiększenie produkcji serotoniny w przedniej części kory zakrętu obręczy

2. Nazwanie emocji – aktywacja kory przedczołowej, które ogranicza pobudzenie emocjonalne

3. Podjęcie decyzji (niekoniecznie idealnej) – również aktywacja kory przedczołowej i produkcja dopaminy

4. Przytulenie się – zwiększenie produkcji oksytocyny

 

Dwie pierwsze i ostatnią moglibyśmy odnieść do kroku związanego z odetchnięciem, natomiast trzecią do kroku związanego z działaniem.

 

 

Porządek i chaos

Powyższe dwa etapy radzenia sobie z każdą sytuacją możemy też odnieść do opisywanego przez Petersona (s. 71-73) obrazu dwóch elementów, które tworzą naszą rzeczywistość: porządku i chaosu.

 

Porządek to, to co znane, przewidywalne, dające poczucie bezpieczeństwa. Porządek to kultura, religia i ugruntowana tradycja, to Twoi bliscy czekający w domu, ciepło palącego się ogniska, flaga państwowa, dom zbudowany na skale.

 

Chaos to, to co nieznane i nowe, zagrażające naszemu bezpieczeństwu, nieprzewidywalne i zmuszające nas do działania, siły natury, trudne doświadczenie, nagła burza.

 

Nasze życie składa się z tych dwóch elementów, czy tego chcemy, czy nie, a z drugiej strony dają nam one pewną równowagę. Poruszanie się tylko w domenie porządku prowadzi do braku rozwoju, obniżenia odporności na zagrożenia, które jednak mogą się pojawić, a nawet opresji, np. ze strony nadopiekuńczych rodziców („Nie rób nic, bo może ci się coś stać”.) lub totalitarnego państwa („Masz robić, tylko to, co każe władza”). Za to poruszanie się tylko w chaosie niechybnie prowadzi do upadku – skoro nic nie jest znane i przewidywalne, to znaczy, że nie ma się czego złapać. To tak jakbyś był na okręcie miotanym falami, gdzie nie ma żadnej stabilizacji.

 

Najsensowniejsza strategia to jednoczesne używanie dwóch nóg:

– jedna stoi w porządku, daje stabilizację i poczucie bezpieczeństwa – a w kontekście naszych refleksji – możliwość odetchnięcia i zebrania sił

– druga jest w chaosie, to krok robiony w stronę „ujarzmiania” rzeczywistości – w kontekście naszych refleksji będzie to oczywiście podjęcie decyzji i działanie

 

 

Afirmacja i wymagania

Bardzo podobną perspektywę daje nam też Biblia. Boża miłość tam opisana składa się z dwóch elementów: afirmacji i wymagań.

 

Afirmacja to bezwarunkowa akceptacja, kochanie ze względu na samą osobę, niezależnie od jej cech i czynów. Bóg mówi do człowieka na przykład takie słowa:

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną. (Iz 49, 15-16)

Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię. (Jr 1, 5a)

Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość. (Jr 31, 3)

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15, 9)

 

Wymagania to natchnienie do rozwoju, zaproszenie do udzielenie konkretnej odpowiedzi, wyzwanie do działania. W innych miejscach ten sam Bóg stawia na przykład takie wymagania:

Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». (Rdz 1, 28)

Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. (Mt 16, 24)

 

Oczywiście w kontekście naszych rozważań filar afirmacji związany będzie z odetchnięciem, przytuleniem się do bliskiej osoby, modlitwą serca dającą doświadczenie odpoczynku:

Dusza moja spoczywa tylko w Bogu, od Niego przychodzi moje zbawienie. On jedynie skałą i zbawieniem moim, twierdzą moją, więc się nie zachwieję. (Ps 62, 2-3)

 

Natomiast filar wymagań związany będzie z podjęciem konkretnych decyzji i związanych z nią wymagań i trudów:

Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi, którą Pan poprzysiągł dać przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. (Pwt 30, 19-20)

 

 

Sens życia nawet w najtrudniejszych sytuacjach

Jak odnajdywać sens nawet w najtrudniejszych sytuacjach

Ludzie mają bardzo dużą potrzebę poczucia sensu i bardzo często trudne sytuacje, które nas spotykają oceniamy jako trudne właśnie dlatego, że nie dostrzegamy (przynajmniej w pierwszym oglądzie) ich sensu. Trudne emocjonalnie doświadczenia w pewien sposób ograniczają naszą percepcję tylko do tego co tu i teraz, do tego, co jest np. przedmiotem zagrożenia, przyczyną stresu lub zdenerwowania, a nawet jeśli nie do końca zdajemy sobie sprawę, co jest przyczyną takiego naszego stanu wewnętrznego (np. kiedy odczuwamy smutek lub niepokój). Mechanizmy, które sprawiają, że tak funkcjonujemy są sensowne i adaptacyjne, ponieważ kiedy coś nam zagraża (np. szczeka na nas pies) skuteczniejsze będzie skupić się na tym, a nie myśleć o czymkolwiek innym (i w tym czasie być zaatakowanym przez psa).

 

Te emocjonalne mechanizmy związane są z emocjami, których doświadczamy jako nieprzyjemne, ale nie z emocjami doświadczanymi jako przyjemne, których funkcja podpowiada nam raczej „kontynuuj działanie” i „eksploruj dalej” niejako rozszerzając naszą uwagę. Badania (Clore, 1999, s. 100-101) wskazują, że ludzie będąc w dobrym nastroju:

– lepiej przypominają sobie informacje zgodne z stereotypami i schematami

– silniej wiązkują informację w swobodnym odtwarzaniu

– podejmują szybsze i lepsze decyzje

– ujawniają większą oryginalność w testach twórczości

– tworzą szersze kategorie obejmujące więcej konkretnych obiektów

 

Za to osoby smutne:

– silniej różnicują przekonujące i nieprzekonujące argumenty zawarte w przekazach perswazyjnych

– trafniej szacują rzeczywistą wielkość korelacji zdarzeń

– lepiej rozwiązują sylogizmy, niż osoby w dobrym nastroju

 

Badania te pokazują, ze afekt pozytywny ułatwia heurystyczne przetwarzanie danych, odstępowanie od reguł i oryginalność myślenia, natomiast afekt negatywny zdaje się być powiązany z bardziej systematycznym i regularnym przetwarzaniem informacji.

 

To ograniczenie percepcyjne uruchamiane przez nieprzyjemną emocje może ograniczać postrzeganie przez nas sensu danej sytuacji. Przecież niekiedy jakaś trudna sytuacja jest wynikiem tego, że wytrwale realizujemy ważne dla nas wartości, realizujemy ważne dla nas dzieła lub troszczymy się o osoby, które kochamy.

 

Może być też tak, że jakaś trudna sytuacja „spadnie na nas znienacka”, ale po głębszej analizie dojdziemy do wniosku, że możemy w niej odnaleźć sens, np. choroba, która „zdaje się nam mówić”: zwolnij, zadbaj o siebie, zadbaj o swoje relacje. Oczywiście to powiedzenie „choroba, która zdaje się nam mówić” jest w jakiś sposób metaforą. Adresatem pytania o sens jesteśmy my sami i tylko my możemy nadać sens tego typu wydarzeniom. Frankl piszę o tym tak (pogrubienia moje):

Jako że każda sytuacja stawia przed człowiekiem konkretne wyzwanie lub problem do rozwiązania, pytanie o sens życia można by z powodzeniem odwrócić. Koniec końców, zamiast pytać o sens swego życia, człowiek powinien uświadomić sobie, że to on sam jest adresatem tego pytania. Inaczej: życie każdemu z nas stawia pytania, a jedynym sposobem, aby mu odpowiedzieć, jest odpowiadać za swoje życie, być za nie odpowiedzialnym. Tym samym logoterapia dostrzega w odpowiedzialności istotę ludzkiej egzystencji. (s. 164)

Poszukiwanie sensu stanowi podstawową motywację w życiu człowieka, a nie jedynie „wtórną racjonalizację” instynktownych popędów. Sens ów jest unikatowy i wyjątkowy, ponieważ człowiek sam jeden tylko może i musi go wypełnić; jedynie w ten sposób zrealizowana zostanie jego wola sensu. (s. 151)

 

Pewnym schematem reagowania na bardzo trudną sytuację, która nas spotyka są etapy opisane przez Elisabeth Kübler-Ross (1969/2021). Koncepcja ta opisana została na podstawie jej doświadczenia w wspieraniu pacjentów hospicjów i składają się na nie następujące etapy:

– szok

– zaprzeczenie i niedowierzanie

– gniew

– depresja

– targowanie się

– akceptacja

– oderwanie się – już przed samą śmiercią.

 

Oczywiście nie u wszystkich pacjentów terminalnie chorych pojawiają się opisane powyżej etapy, dają nam one jednak pewną wskazówkę, pokazującą nam, że generalnie na różne trudne sytuacje możemy reagować właśnie w taki sposób – początkowym szokiem i zaprzeczaniem („Nie to nie możliwe!”, „To się nie dzieje”), następnie mieszaniną gniewu („Kto jest temu winien?” – chociaż przypisywanie przyczyn trudnych sytuacji osobom jest bardziej domeną Kultury Zachodniej) i smutku (kiedy np. dostrzegamy, że jednak nikt nie jest temu winien, a nawet jeśli, to i tak nie ma sensu denerwowanie się na kogokolwiek), a skończywszy na akceptacji swojego położenia i związanej z nim podjęciem działań (np. pogodzeniem się z rodziną, zamknięciem swoich spraw).

 

Czasami wydaje nam się, że w danej sytuacji (np. właśnie nieuleczalnej choroby) nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Zawsze jesteśmy w stanie podjąć decyzję, w jaki sposób będziemy znosić tę sytuację.

Zasadniczo zatem każdy człowiek jest w stanie – nawet w tak skrajnych okolicznościach – decydować o tym, kim się stanie, zarówno pod względem psychicznym, jak i duchowym. Innymi słowy, nawet w obozie koncentracyjnym można zachować ludzką godność. Dostojewski powiedział kiedyś „Tylko jednego się obawiam: że nie okażę się godny swojego cierpienia”. Słowa te często przychodziły mi na myśl, gdy zapoznawałem się z losami obozowych męczenników, których postępowanie, cierpienie i śmierć stanowiły żywy dowód tego, że człowiek nie może utracić ostatniej ze swych wewnętrznych swobód.  Można powiedzieć, że ludzie ci okazali się godnymi swojego cierpienia; to jak je znosili, było prawdziwym duchowym osiągnięciem. Bo przecież to właśnie nasza wewnętrzna wolność, której nikt nam nie jest w stanie odebrać, nadaje życiu sens i znaczenie. (s. 110)

To, w jaki sposób człowiek akceptuje swoje przeznaczenie i cierpienie, jakie ono z sobą niesie, to, w jaki sposób bierze na barki swój krzyż, może być dla niego – nawet w najtrudniejszych chwilach – wyjątkową okazją do pogłębienia sensu własnego życia. Może bowiem wbrew wszystkiemu zachować odwagę i bezinteresowność albo walcząc zaciekle o przetrwanie, zapomnieć o swojej ludzkiej godności i zniżyć się do poziomu zwierzęcia. (s. 111)

Gdy człowiek odkrywa, że jego przeznaczeniem jest cierpieć, musi potraktować to cierpienie jako zadanie do wypełnienia – jedyne i wyjątkowe zarazem. Musi przyjąć do wiadomości, że także w cierpieniu pozostaje kimś wyjątkowym, samotnym bytem we wszechświecie. Nikt mu nie ulży ani nie będzie cierpieć za niego. Ma on jednak unikatową szansę wyboru sposobu, w jaki uniesie swoje brzemię. (s 126-126)

 

Skoro mamy tę wolność podjęcia decyzji, o tym, jak będziemy przeżywać daną sytuację stajemy także przed odpowiedzialnością związaną z tą decyzją (a pamiętajcie, o czym pisaliśmy powyżej – że brak podjęcia decyzji, też jest decyzją):

Człowiek jest niewątpliwie istotą skończoną, a jego wolność jest ograniczona. Nie jest to, co prawda, wolność od uwarunkowań, lecz wolność zajmowania konkretnego stanowiska w obliczu tychże. Ująłem to kiedyś w następujący sposób: „Jako profesor dwóch dziedzin nauki – neurologii i psychiatrii – jestem w pełni świadom tego, do jakiego stopnia człowiek bywa uwarunkowany przez czynniki biologiczne, psychologiczne i socjologiczne. Ale poza tym, że jestem profesorem dwóch dziedzin nauki, jestem także byłym więźniem ocalałym z czterech obozów – obozów koncentracyjnych – i jako taki mogę zaświadczyć, w jak zdumiewającym stopniu człowiek jest zdolny pokonywać okoliczności najgorsze z możliwych i z jaką odwagą potrafi stawiać im czoła”20. (s. 192)

Wolność nie jest jednak ostatnim słowem. Wolność stanowi jedynie część historii i tylko połowę prawdy. Wolność to nic innego, jak negatywny aspekt zjawiska, którego pozytywnym aspektem jest odpowiedzialność. Wolności grozi wręcz degeneracja w zwykłą arbitralność, o ile nie będzie przeżywana w kategoriach odpowiedzialności. (s. 195)

 

O kwestii wolności wewnętrznej pisałem więcej tutaj:

Na czym polega kształcenie charakteru (i dlaczego nie lubię pojęcia „rozwój osobisty”)

 

Co też ważne – takie doświadczenie przejścia przez coś, co wydawałoby się, że odbiera nam wszelki sens życia – może sprawić, że przewartościowujemy nasze życie, że przestaniemy się bać spraw, których baliśmy się do tej pory, że przestaniemy martwić się sprawami, które martwiły nas do tej pory, że będą dla nas ważniejsze zupełnie inne – bardziej trwałe wartości.

Dla człowieka powracającego z obozu ukoronowaniem jego przeżyć było wspaniałe poczucie, że po tym, co do tej pory wycierpiał, nie musi się już niczego bać – poza swoim Bogiem. (s. 145)

 

Mniej więcej takie doświadczenia mają właściwie wszystkie osoby, które doświadczyły zjawiska świadomego przeżycia śmierci klinicznej (tzw. near-death experience, Beauregard i O'Leary, 2011). Takie doświadczenie „otrzymania drugiej szansy” totalnie przewartościowuje całe życie.

 

 

Jak odnajdywać sens w życiu

No dobra, ale co jeśli trudna sytuacja jest rozciągnięta niejako na całe życie? Co kiedy w ocenie człowieka jego życie jest ciągiem trudnych sytuacji, wydarzeń, relacji i nieudanych działań podejmowanych przez osobę. Może pojawiać się wtedy myśl: moje życie nie ma sensu.

 

Takie zjawisko pojawić się może nawet wtedy, jeśli ktoś z zewnątrz mógłby powiedzieć, że wszystkie nasze potrzeby są zaspokojone, kiedy nasze życie jest stabilne i przewidywalne. Zdaję się, że otaczająca nas kultura niejako chcę „zmusić nas” do „zakorzenienia się” w obszarze tego, co znane i przewidywalne. A przecież realizacja w naszym życiu sensu siłą rzeczy wiąże się z podjęciem trudów i wejściem w to, co nieznane:

Widać zatem wyraźnie, że podstawą zdrowia psychicznego jest pewien stopień napięcia – rozdźwięk pomiędzy tym, co już osiągnęliśmy, i tym, co jeszcze musimy osiągnąć, albo tym, kim jesteśmy, a kim być powinniśmy. Tego rodzaju wewnętrzne napięcie jest nieodłączną cechą ludzkiej natury, a co za tym idzie, niezbędnym warunkiem zdrowia psychicznego. Nie należy się zatem wahać przed wskazywaniem człowiekowi potencjalnego sensu, który powinien wypełnić. Tylko w ten sposób można bowiem pobudzić jego wolę sensu znajdującą się dotąd w stanie uśpienia. W kwestii higieny psychicznej za wysoce błędne i niebezpieczne uważam przekonanie, jakoby człowiek potrzebował przede wszystkim równowagi lub, jak się to określa w biologii, „homeostazy” rozumianej jako stan pozbawiony wszelkich napięć. Tym, czego człowiek naprawdę potrzebuje, nie jest stan wewnętrznej równowagi, lecz raczej wewnętrzna walka, dążenie do osiągnięcia wartościowego dlań celu czy realizacji swobodnie wybranego zadania. Tym, czego potrzebuje, nie jest rozładowywanie za wszelką cenę wewnętrznych napięć, lecz wezwanie do wypełnienia potencjalnego sensu. (s. 158 – 159)

W oczach Europejczyka cechą charakterystyczną kultury amerykańskiej jest nieustanne zmuszanie jednostki do tego, aby była szczęśliwa. Szczęścia nie można bowiem zdobyć, musi ono z czegoś wynikać. Człowiek musi mieć powód, aby być szczęśliwym. Gdy jednak takowy odnajduje, automatycznie doświadcza szczęścia. Jak widać, istoty ludzkie nie gonią ze szczęściem jako takim, lecz szukają powodu, dzięki któremu staną się szczęśliwe. Powód ten możemy odnaleźć, między innymi urzeczywistniając potencjalny sens nieodłącznie obecny, choć często na pierwszy rzut oka, niewidoczny, w każdej życiowej sytuacji. (s. 202)

 

Zacznijmy od tego, że może naprawdę jest to chwilowy stan wynikający z ograniczenia naszej percepcji przez trudne doświadczenie emocjonalne. Może generalnie nasze życie jest szczęśliwe i owocne, a jedynie obecna bardzo trudna sytuacja sprawia, że o tym zapomnieliśmy? To jest pierwsza sprawa, którą powinniśmy przemyśleć – gdzie bardzo dobrym sposobem jest uświadomienie sobie spraw, za które możemy być wdzięczni. Analizę wdzięczności wraz z badaniami pokazującymi, że podnosi ona ocenę życia i konkretnymi sposobami jej wyrażania przedstawiam tutaj:

Po co i jak uczyć wdzięczności (siebie i innych)?

 

Czasami jednak doświadczenie braku sensu trwa dłużej i jest dla człowieka bardzo psychicznie obciążające. Takie doświadczenie może prowadzić nas do ucieczki np. w dążenie do osiągnięcia poczucia kontroli (które w naszej sytuacji cywilizacyjnej wiąże się z chęcią posiadania coraz większej ilości pieniędzy) lub przyjemności:

Egzystencjalna pustka może przybierać różne oblicza. Czasami sfrustrowana wola sensu bywa pośrednio kompensowana przez wolę mocy, w tym również przez jej najbardziej prymitywną formę, jaką jest tak zwana wola pieniędzy. Kiedy indziej miejsce sfrustrowanej woli sensu zajmuje wola przyjemności, dlatego też frustracja egzystencjalna jest często kompensowana przez zachowania seksualne. (s. 162)

Logoterapia różni się od psychoanalizy tym, że uważa człowieka za istotę, której podstawową motywację stanowi dążenie do wypełnienia sensu swojego życia, a nie tylko do osiągnięcia zadowolenia i zaspokojenia swoich popędów i impulsów, pogodzenia sprzecznych roszczeń id, ego i superego czy adaptacji oraz przystosowania się do wymogów społeczeństwa i środowiska. (s. 157)

 

Czasami samo wyrażenie wdzięczności nie wystarcza do dostrzeżenia sensu życia i różnych doświadczeń, które nas spotykają. Zobaczmy więc, co w swoim klientom radził Frankl (pogrubienia moje):

Wykazaliśmy do tej pory, że sens życia stale ulega przemianom, lecz nigdy nie przestaje istnieć. Zgodnie z założeniami logoterapii, sens życia można odkryć na trzy sposoby: (1) poprzez twórczą pracę lub działanie, (2) poprzez doświadczanie czegoś lub kontakt z innym człowiekiem oraz (3) poprzez to, jak znosimy nieuniknione cierpienie. (s. 167)

 

A w innym miejscu:

Zgodnie z teorią logoterapii człowiek może odnaleźć w swoim życiu sens na trzy sposoby. Pierwsza droga wiedzie poprzez tworzenie dzieła i spełnianie czynu, druga – przez doświadczenie czegoś lub spotkanie kogoś. Innymi słowy, sens życia można odnaleźć nie tylko w pracy, ale również w miłości. W tym kontekście Edith Weisskopf–Joelson podkreśla, że logoterapeutyczna „koncepcja mówiąca, że doświadczanie może być równie cenne jak dokonywanie osiągnięć, ma wartość terapeutyczną, ponieważ stanowi przeciwwagę dla naszej jednostronnej fascynacji zewnętrzną rzeczywistością osiągnięć kosztem wewnętrznej rzeczywistości doświadczania”. Najważniejsza jest jednak trzecia droga poszukiwania sensu; nawet bezbronna ofiara beznadziejnej sytuacji, stojąca w obliczu losu, którego nie sposób zmienić, może wznieść się ponad siebie, przerosnąć siebie i tym samym stać się innym człowiekiem. Ktoś taki może przemienić osobistą tragedię w triumf. W tym miejscu przywołam raz jeszcze cytowane już słowa Edith Weisskopf–Joelson, która wyraziła kiedyś nadzieję, iż logoterapia „może pomóc przeciwstawić się pewnym niezdrowym trendom obecnym w kulturze współczesnych Stanów Zjednoczonych, które praktycznie odbierają nieuleczalnie cierpiącemu możliwość odczuwania dumy ze swego cierpienia i postrzegania go jako nobilitujące, a nie hańbiące”; w rezultacie „człowiek cierpiący jest nie tylko nieszczęśliwy, ale na dodatek wstydzi się własnego nieszczęścia”. (s. 211-212)

To, że jako istoty ludzkie jesteśmy wyjątkowi i jedyni w swoim rodzaju, wyróżnia nas spośród innych, nadając sens naszej egzystencji i wpływając w jednakowy sposób zarówno na naszą pracę twórczą, jak i na naszą zdolność do miłości. Kiedy uświadomimy sobie, że nie da się zastąpić jednego człowieka drugim, rola odpowiedzialności, jaką ponosimy za własne życie i jego podtrzymywanie, ukaże nam się w całej swej wielkości. Człowiek, który zda sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką ma wobec innej ludzkiej istoty, która go kocha i z niecierpliwością wyczekuje jego powrotu, albo wobec jakiejś nieukończonej pracy, nigdy nie będzie zdolny odebrać sobie życia. Wie już, dlaczego żyje, a to pozwoli mu znieść to, jak żyje. (s. 128)

 

Tak więc Frankl proponuje nam 3 drogi odnajdywania sensu:

 

1. Twórcza praca i działanie

Mamy potrzebę tworzenia trwałych dzieł, robienia czegoś, co nas angażuje i co postrzegamy jako sensowne. Nie będzie tym robienie rzeczy tylko dlatego, że nas angażują i są fajne – muszą w jakiś sposób przekształcać rzeczywistość, służyć wyższym celom, społeczeństwu, inspirować pięknem itp.

 

To jest bardzo spójne z myślami, o których pisałem w wpisach z serii Praca Marzeń, przede wszystkim we wpisie o tym, jak ze zwykłej pracy zrobić właśnie pracę marzeń w oparciu o założenia Teorii Autodeterminacji Edward Deci’ego i Richarda Ryana (Self-Determination Theory) – my mamy bardzo dużą potrzebę wykonywania pracy, która ma sens.

 

To jest również całkowicie spójne, z tym co pisałem w kontekście biblijnego spojrzenia na pracę ludzką. Człowiek ma bardzo dużą potrzebę robienia takich sensownych dzieł, nawet jeśli wiążą się z trudem. Co więcej wydaje się nawet, że jeśli robisz coś sensownego, to trud jest pozytywnie skorelowany z radością.

 

To dzieło najlepiej odnaleźć poprzez analizę swoich mocnych stron, preferencji oraz marzeń i pragnień – wszystkie te sprawy są naszymi talentami. O tym, jak konkretnie to zrobić i jakie pytania sobie zadać, pisałem już wielokrotnie – zapraszam do lektury tych treści:

– Podrozdział I.1. Samoświadomość mojego podręcznika Jak Uczyć Skuteczności. Siebie i innych

Skąd mam wiedzieć czego chcę

Malutka ogromna różnica pomiędzy „właściwie” a „właściwe” (oraz jak kształtować samoświadomość)

Myśl jako podstawa działania. Jak uczyć myślenia (i co to znaczy – czyli dokładnie czego)

Musisz mieć wizję… bo inaczej ktoś inny będzie ją dla Ciebie miał

Najlepsze książki o odkrywaniu talentów i planowaniu przyszłości

5 paradoksalnych sposobów zwiększania swojej produktywności i kreatywności

Jak wreszcie przestać porównywać się z innymi, oceniać innych i siebie

 

 

2. Doświadczanie czegoś lub kontakt z drugim człowiekiem – czyli miłość

Tak o to Frank pisze o miłości:

Nagle poraziła mnie pewna myśl: po raz pierwszy w życiu objawiła mi się prawda po tylekroć wplatana w pieśni przez poetów i ogłaszana najwyższą mądrością przez filozofów, a mianowicie, że miłość jest najwyższym i najszlachetniejszym celem, do jakiego może dążyć człowiek. Pojąłem wówczas sens największej tajemnicy, której rąbka uchylają przed nami dzieła największych poetów, myślicieli i duchownych: droga do zbawienia człowieka wiedzie przez miłość i sama jest miłością. Zrozumiałem, że nawet ktoś, komu wszystko na tym świecie odebrano, wciąż może zaznać prawdziwego szczęścia, choćby nawet przez krótką chwilę, za sprawą kontemplacji tego, co naprawdę ukochał. (s. 69)

Wspominając o próbach dodawania otuchy więźniom obozu, podkreślałem, że w każdym przypadku niezbędne było wskazanie człowiekowi celu, do którego mógł dążyć. Należało mu uświadomić, że w przyszłości nadal czeka go życie, życie u boku ukochanej osoby. (s. 144)

Miłość to jedyna droga, aby w pełni ogarnąć pełnię jestestwa drugiego człowieka. Nikt nie zdoła całkowicie uświadomić sobie istoty swego bliźniego, o ile go nie pokocha. (s. 167-168)

 

 

Nieco podobnym doświadczeniem jest kontakt z pięknem, np. pięknem przyrody:

Również w obozie zdarzało się, że ktoś zwracał uwagę pracującego obok sąsiada na piękny widok, jaki tworzyły promienie zachodzącego słońca przeświecające przez wysokie pnie drzew bawarskich lasów (zupełnie jak na akwareli Dürera) – tych samych, w których z mozołem budowaliśmy olbrzymią, tajną fabrykę amunicji. Pewnego wieczoru, gdy śmiertelnie zmęczeni odpoczywaliśmy na podłodze naszego baraku, posilając się miską zupy, jeden z więźniów wpadł do środka i zawołał, żebyśmy zaraz biegli na plac apelowy zobaczyć wspaniały zachód słońca. Na zewnątrz oczom naszym ukazały się złowieszcze chmury na horyzoncie, podświetlone jaskrawymi promieniami; całe niebo ożyło, chmury nieustannie zmieniały swoje kształty, mieniąc się kolorami, od metalicznego błękitu, po krwistą czerwień. W owej chwili opuszczone szare baraki stanowiły szczególnie przejmujący kontrast dla tego spektaklu barw, bo nawet w błotnistych kałużach odbijało się rozświetlone niebo. Po kilku minutach pełnego wzruszenia milczenia jeden z więźniów powiedział do drugiego: „Jaki piękny może być świat”. (s. 72)

 

Na moim blogu poruszam dużo konkretnych tematów związanych z życiem z innymi. Polecam Wam zwłaszcza te wpisy:

Jak budować dobre relacje. 7 kroków do dobrych relacji. Jak uczyć życia z innymi i współpracy

Sztuka Rozmowy, czyli jak rozmawiać naprawdę (w 14 punktach)

 

 

3. Odnajdywanie sensu w nieuniknionym cierpieniu

W naszym życiu może się zdarzyć także taka sytuacja, w której zarówno twórcza praca, jak i miłość będą bardzo utrudnione, np. w czasie doświadczenia nieuleczalnej choroby. Nawet w takiej jednak sytuacji odnalezienie sensu jest możliwe. Nawet najbardziej trudne doświadczenie nie odbiera człowiekowi jego godności:

Powiedziałem moim towarzyszom – którzy leżeli nieruchomo, choć od czasu do czasu dawało się słyszeć pojedyncze westchnienia – że bez względu na okoliczności życie ludzkie nigdy nie traci sensu i na ten nieskończony sens życia składają się także cierpienie i umieranie, nędza i śmierć. Następnie poprosiłem owych nieszczęśników, którzy słuchali mnie z uwagą w ciemnościach baraku, aby stawili czoło powadze naszej sytuacji. Nie wolno im utracić nadziei; muszą odnaleźć odwagę w pewności, że nawet najbardziej beznadziejna walka nie jest w stanie odebrać im godności ani wiary w sens życia. (s. 132)

 

Co ważne, takie wewnętrzne podjęcie decyzji i nadanie sensu nawet najtrudniejszej sytuacji sprawia, że nie tracimy nadziei i możemy pocieszać innych:

My, którzy byliśmy więźniami w obozach koncentracyjnych, dobrze pamiętamy ludzi wędrujących od baraku do baraku, pocieszających towarzyszy niedoli, ofiarowujących im ostatni kawałek chleba. Nie było ich zbyt wielu, lecz stanowią wystarczający dowód na to, że człowiekowi można odebrać wszystko, z wyjątkiem jednego – ostatniej z ludzkich swobód: swobody wyboru swojego postępowania w konkretnych okolicznościach, swobody wyboru własnej drogi. (s. 109)

 

Nasza kultura podpowiada nam, że mamy być ciągle szczęśliwi, ale wydaje się, że szczęście to rozumiane jest powierzchownie, nie pozwalając na doświadczenie bycia naprawdę szczęśliwym poprzez odnalezienie sensu właśnie w cierpieniu:

W swoim artykule poświęconym logoterapii nieżyjąca już Edith Weisskopf–Joelson, profesor psychologii na Uniwersytecie Georgii, konstatuje, że „współczesna filozofia higieny psychicznej wyraża pogląd, zgodnie z którym człowiek powinien być nieustająco szczęśliwy, a nieszczęście uważa się za przejaw nieprzystosowania. Ów system wartości może być zatem odpowiedzialny za to, iż brzemię nieuniknionego nieszczęścia człowieka dodatkowo powiększa ciężar bycia nieszczęśliwym z powodu bycia nieszczęśliwym. (s. 171)

 

Nasze doświadczenie sensu wykraczać będzie poza potrzeby biologiczne, takie jak np. potrzeba prokreacji, która nie zawsze możliwa jest do realizacji:

Zauważyłem, że prokreacja nie stanowi jedynego sensu życia, bo wówczas życie jako takie stałoby się bezsensowne, a nie można nadać sensu czemuś, co samo w sobie jest go pozbawione, podejmując próby jego przedłużenia. (s. 177)

 

Warto zauważyć, że sens życia może niekiedy wykraczać poza strefę rozumu i logiki.

Zadaniem człowieka nie jest bowiem, jak nauczają niektórzy filozofowie egzystencjalni, cierpliwie znosić bezsens życia, lecz raczej własną niemożność opisania jego bezwarunkowego sensu w sposób racjonalny. Logos jest bowiem głębszy od logiki. (s. 177)

 

Frank odnosi takie doświadczenie również do sfery nadprzyrodzonej wyjaśniając je przemawiającym przykładem:

Po pewnym czasie zadałem następne pytanie, tym razem zwracając się do całej grupy. Pytanie brzmiało: czy małpa, którą wykorzystuje się do badań nad szczepionką przeciw polio i z tego powodu raz za razem kłuje igłą, jest w stanie ogarnąć sens swego cierpienia? Wszyscy obecni jednogłośnie odparli, że oczywiście nie; małpa, ze swą ograniczoną inteligencją, nie potrafi przeniknąć do świata ludzi, to znaczy jedynego świata, w którym sens jej cierpienia byłby zrozumiały. Kontynuując temat, zadałem zatem kolejne pytanie: – A co z człowiekiem? Czy jesteście pewni, że świat ludzi stanowi ostatni etap kosmicznej ewolucji? Czy tak trudno wyobrazić sobie istnienie innego wymiaru, świata poza naszym światem, w którym pytanie o ostateczny sens ludzkiego cierpienia znalazłoby swoją odpowiedź? (s. 176)

 

Odnalezienie sensu w życiu sprawia, że nie musimy bać się jego przejściowości, a co za tym idzie starości:

Logoterapia, doceniając rolę przejściowości ludzkiej egzystencji, nie jest w swej istocie pesymistyczna, lecz raczej aktywistyczna. Chcąc wyrazić to bardziej obrazowo, można by pokusić się o następujące porównanie: pesymista przypomina człowieka, który z lękiem i smutkiem obserwuje, jak wiszący na ścianie kalendarz, z którego codziennie zdziera kolejną kartkę, z każdym dniem staje się coraz cieńszy. Z drugiej zaś strony ktoś, kto aktywnie stawia czoła życiowym problemom, jest jak człowiek, który zrywa kolejną kartkę z kalendarza, a następnie z pietyzmem odkłada ją do teczki, gdzie przechowuje już inne, sporządziwszy uprzednio na odwrocie krótką notatkę o charakterze wpisu do dziennika. Taki człowiek może z dumą i radością myśleć o wielkim bogactwie ukrytym w swoich zapiskach, podobnie jak o całym swym życiu, które w pełni przeżył. Czy ktoś taki przejmie się pierwszymi oznakami starości? Czy będzie miał powód, aby zazdrościć młodszym od siebie lub snuć nostalgiczne wspomnienia o własnej utraconej młodości? Jakiż miałby powód, aby zazdrościć młodszemu człowiekowi? Miałby zazdrościć mu możliwości, a może czekającej go przyszłości? – Nie, dziękuję – pomyśli ktoś taki. – Zamiast nowych możliwości mam w swoim skarbcu konkretne dokonania, nie tylko rzeczywistość wykonanej pracy i przeżytej miłości, ale również cierpienia, które zniosłem z odwagą. Powiem więcej: to z moich cierpień jestem najbardziej dumny, choć nie jest to coś, czego inni mogliby mi zazdrościć. (s. 180 – 181)

Z powyższych rozważań wyraźnie wynika, że nie ma powodu litować się nad starymi ludźmi. Przeciwnie, młodzi powinni im raczej zazdrościć. To prawda, że na starszych nie czekają w przyszłości nowe możliwości i szanse. Mają jednak coś więcej – miejsce przyszłych możliwości zajęły rzeczywistości w przeszłości – wykorzystane szanse, wypełnione sensy, zrealizowane wartości – i nikt oraz nic nie zdoła im odebrać zgromadzonych w przeszłości skarbów. (s. 218)

 

Na koniec jeszcze jeden, może trochę brutalny cytat z Map Sensu Petersona (1999/2021, s. 464), który po wymienieniu listy najokrutniejszych ludobójstw jakich dopuszczali się ludzie (choć na pewno lista ta nie jest pełna) stwierdza:

…takich wydarzeń nie można nawet przypisać ludzkiemu pokrewieństwu ze zwierzętami – niewinnymi istotami – czy nawet pragnieniu chronienia swojego terytorium, międzyludzkiego i wewnątrzpsychicznego. Można je wytłumaczyć wyłącznie głęboko zakorzenioną chorobą duchową, endemiczną dla ludzkości – konsekwencją nieznośniej samoświadomości, zrozumienia przeznaczenia w cierpieniu i ograniczeniu oraz rezultatem patologicznej odmowy stawienia czoła ich skutkom.

 

Nie tyle co sam brak poczucia sensu jest przyczyną naszych osobistych cierpień, które w pewnych okolicznościach historycznych mogą prowadzić nawet do wzajemnych ludobójstw. To raczej „patologiczna odmowa stawienia czoła skutkom nieznośnej samoświadomości”, czyli jaśniej: moja osobista decyzja mówiąca o tym, że nie będę odpowiadał sobie na pytania o sens.

 

 

Podsumowanie

Pozwólcie, że podsumuję ten wpis bardzo znaczącym zakończeniem książki Frankla:

Sytuacja na świecie jest bowiem fatalna, a będzie jeszcze gorsza, jeśli każdy z nas nie da z siebie wszystkiego. Bądźmy zatem czujni – czujni w podwójnym sensie: Od czasu Auschwitz przekonaliśmy się, do czego zdolny jest człowiek. Od czasu Hiroszimy wiemy, co nam zagraża. (s. 223)

 

Myślę, że to podsumowuję wszystko, o czym było w tym wpisie. Nawet jeśli wydaje Ci się, że sytuacja, w której się znajdujesz jest beznadziejna i nic się nie da zrobić, to pomyśl sobie, że jeśli naprawdę nic nie zrobisz – to może być tylko gorzej. Wiem, że to wcale nie brzmi motywująco. Może spróbujmy „przeparafrazować” tę wypowiedź zmieniając jej sens, ale nie zmieniając kryjącego się w niej wezwania do działania:

 

Świat i Twoje życie, są jakie są i możesz uczynić je piękniejszymi, jeśli tylko dasz z siebie wszystko.

 

 

Zgadzacie się z tą tezą? Czy przemawia do Was uniwersalna metoda radzenia sobie z trudnościami opisana we wpisie? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

 

 

Wpisy o podobnej tematyce:

Po co nam emocje? Jak sobie radzić z emocjami?

Jak uspokoić swoje myśli

Prawa emocji Nico Frijdy

Metoda zdań niedokończonych… – prosta metoda podsumowania, pracy z trudnościami, wyrażania emocji i budowania dobrych relacji w grupie

Jak pomóc dzieciom i młodzieży radzić sobie z trudnymi wydarzeniami, na które nie mamy wpływu [konspekt do pobrania]

Zrozumieć, Opanować i Wykorzystać Emocje – zbiór ćwiczeń [produkt w sklepie CDW]

 

 

Bibliografia:

Beauregard M., O'Leary M. (2011). Duchowy mózg. Neuronaukowa argumentacja za istnieniem duszy. Kraków: Wydawnictwo WAM.

Clore G. C. (1999). Dlaczego przeżywamy emocje. W: P. Ekman, R.J. Davidson (red.) Natura emocji. Podstawowe zagadnienia. Gdańsk: GWP.

Dutton, D. G., Aron, A. P. (1974). Some evidence for heightened sexual attraction under conditions of high anxiety. Journal of Personality and Social Psychology, 30(4), 510-517.

Evans D. (2002) Emocje. Naukowo o uczuciach. Poznań: Dom Wydawniczy Rebis.

Feldman Barrett L. (2020). Jak powstają emocje. Sekretne życie mózgu. Warszawa: CeDeWu.

Fogg B. (2021). Mikronawyki. Niewielkie zmiany, które wiele zmieniają. Warszawa: Agora.

Folkman, S., & Lazarus, R. S. (1990). Coping and emotion. In N. L. Stein, B. Leventhal, & T. Trabasso (Eds.), Psychological and biological approaches to emotion (pp. 313–332). Lawrence Erlbaum Associates, Inc.

Frankl V. (2009). Człowiek w poszukiwaniu sensu. Warszawa: Czarna Owca.

Pennebaker J., Smyth J. (2016/2018). Terapia przez pisanie. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Peterson J. (2018) 12 życiowych zasad. Antidotum na chaos. Wrocław: Fijorr Publishing.

Peterson J. (1999/2021). Mapy sensu. Architektura przekonań. Wrocław: Freedom Publishing.

Schachter, S., & Singer, J. (1962). Cognitive, social, and physiological determinants of emotional state. Psychological Review, 69(5), 379–399.

Watson D, Clark L. A. (1999). Zmienność nastroju: model schematyczny. W: P. Ekman, R.J. Davidson (red.) Natura emocji. Podstawowe zagadnienia. Gdańsk: GWP.

Witkowski T. (2009). Zakazana Psychologia. Tom I. Pomiędzy nauką a szarlatanerią. Taszów: Moderator.

 

  • Podręcznik - Jak Uczyć SkutecznościWięcej o tym, jak działać skutecznie i żyć z innymi znajdziecie w moim podręczniku:
    Jak Uczyć Skuteczności

    ZOBACZ PODRĘCZNIK

 

Pobierz Darmowy E-book

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *