Podstawy biblijnego spojrzenia na relacje

Biblia to starożytna księga zbierająca ponadczasowe porady dotyczące wielu dziedzin naszego życia. W tym wpisie zapraszam was do analizy podstaw biblijnej mądrości dotyczącej tego, jak budować nasze relacje z innymi.

 

Jest to pierwszy wpis z serii dotyczącej relacji z innymi w Biblii. Treści dotyczących relacji jest bardzo dużo, dlatego też podzieliłem tą tematykę na następujące wpisy:

– Podstawy biblijnego spojrzenia na relacje [niniejszy wpis]

Konkretne biblijne porady, dotyczące tego, jak budować relacje, czyli co to znaczy kochać

Biblijne porady dotyczące małżeństwa oraz szukania żony i męża

Biblijne wskazówki dotyczące wychowania dzieci, starości i szacunku dla zmarłych

Jak zgodnie z Biblią budować relacje z przyjaciółmi i sąsiadami oraz porady dotyczące gościnności

Biblijne porady dotyczące relacji nauczycielskiej, przywództwa, zarządzania ludźmi i budowania zespołów

 

 

Spis treści wpisu:

Przykazanie miłości a zasada oko za oko

Porządek miłości

Kochać najpierw siebie, a potem bliźniego, czy najpierw bliźniego a potem siebie?

Złota zasada postępowania

Droga najdoskonalsza

Kochać, to znaczy afirmować i wymagać

Afirmacja

Wymagania

Co się dzieje, kiedy brakuje któregoś z tych filarów?

Afirmacja jest pierwsza

Biblijna mądrość nie jest naiwna

Kochaj jak Maryja

 

 

Przykazanie miłości a zasada oko za oko

Kiedy zadałem sobie pytanie, od czego zacząć analizę biblijnych mądrości dotyczących budowania dobrych relacji, od razu do głowy przyszło mi przykazanie miłości bliźniego. Już w Starym Testamencie Bóg nakazuje swojemu ludowi:

Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan!. (Kpł 19, 18)

 

Przykazanie to Jezus potwierdził w Nowym Testamencie:

Drugie [przykazanie] podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. (Mt 22, 39; podobnie Mk 12, 31; Łk 10, 27b)

 

Biblia doradza nam kochanie ludzi jak siebie samego, a nie tak, jak oni kochają nas – do czego moglibyśmy powiedzieć – mamy pewną naturalną skłonność. Ta naturalna skłonność polega na tym, żeby oddawać innym, to co oni dają nam.

 

 

No bo, o ile jeszcze będziemy mieli na myśli relacje z kimś życzliwym wobec nas, to nie będzie złe odwdzięczanie się mu tym, co on sam daje nam, czyli na przykład życzliwością, za życzliwość. Gorzej jednak, kiedy ktoś wobec nas postępuje źle. Przecież odpłacanie się złem za zło prowadzi tylko do eskalacji zła i nakręcania się spirali coraz większego bólu.

 

U starożytnych ludów takie eskalowanie się nienawiści było czymś powszechnym, a zasada postępowania „oko za oko, ząb za ząb”, którą również znajdziemy na kartach Starego Testamentu (ale także np. w prawie babilońskim, czy rzymskim) była w tej przestrzeni postępem cywilizacyjnym:

Twe oko nie będzie miało litości. Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę. (Pwt 19, 21)

Jeżeli zaś ona poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec. (Wj 21, 23-25)

Ktokolwiek zabije człowieka, będzie ukarany śmiercią. Ktokolwiek zabije zwierzę, będzie obowiązany do zwrotu: zwierzę za zwierzę. Ktokolwiek skaleczy bliźniego, będzie ukarany w taki sposób, w jaki zawinił. Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb. W jaki sposób ktoś okaleczył bliźniego, w taki sposób będzie okaleczony. Kto zabije zwierzę, będzie obowiązany do zwrotu. Kto zabije człowieka, będzie ukarany śmiercią. Jednakowo będziecie sądzić i przybyszów, i tubylców, bo Ja jestem Pan, Bóg wasz!» (Kpł 24, 17-22)

 

Zasada ta miała przeciwdziałać eskalacji nienawiści, ponieważ zakazywała nadmiernego odwetu za zadaną krzywdę, kiedy to np. ktoś okaleczony, w odwecie niewspółmiernie okaleczał winowajcę lub go nawet zabijał (i przy okazji np. całą jego rodzinę). W 4. rozdziale Księgi Rodzaju czytamy na przykład wypowiedź Lameka, potomka Kaina obrazującą tę eskalację, w której Lamek deklaruje, że jest gotów zabić dziecko za zrobienie mu sińca:

Lamek rzekł do swych żon, Ady i Silli: «Słuchajcie, co wam powiem, żony Lameka. Nastawcie ucha na moje słowa: Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko – jeśli mi zrobi siniec! Jeżeli Kain miał być pomszczony siedmiokrotnie, to Lamek siedemdziesiąt siedem razy!» (Rdz 4, 23-24)

 

Warto jednak zauważyć, że prawo odwetu (jak zresztą u innych starożytnych ludów np. Babilończyków w kodeksie Hammurabiego czy u Rzymian) dotyczyło relacji pomiędzy osobami o takim samym statusie społecznym, natomiast nie obowiązywała ona w relacjach asymetrycznych (np. pan – niewolnik).

 

Podobnie zresztą starotestamentalne rozumienie pojęcia „bliźni”, dotyczyło członka społeczności Izraelskiej. Pojęcie „bliźniego” rozszerzył dopiero Jezus, bo zapytany: A kto jest moim bliźnim? (Łk 10, 29) odpowiedział, opowiadając przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Samarytanin jako jedyny lituje się nad człowiekiem napadniętym przez zbójców i podsumowując przypowieść Jezus pyta: Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? (Łk 10, 36). Jezus czyniąc głównym bohaterem tej przypowieści członka pogardzanej przez Izraelitów społeczności Samarytan rozszerzył tym samym pojęcie „bliźniego” na powiedzielibyśmy w skrócie „każdego”.

 

Na marginesie warto też dodać, że zasada „oko za oko, ząb za ząb” obowiązywała nawet, jeśli ktoś nieumyślnie zranił lub zabił drugiego człowieka. Nieważna była tutaj więc intencja sprawcy czynu, ale sam fakt tego czynu. Nie ważne, czy ktoś wybił innemu zęba umyślnie (np. w czasie bójki), czy nieumyślnie (np. w czasie wspólnej pracy). Prawo to prawo i trzeba było zgodnie z nim ukarać sprawcę. Oczywiście nam wydaje się to takim „odczłowieczeniem” tej zasady, no bo przecież inaczej ocenimy czyn, kiedy ktoś komuś specjalnie wybija oko, a kiedy robi to nieumyślnie (i to zarówno pod względem moralnym, jak i prawnym). W czasach Starego Testamentu jednak niestety tak nie było, dlatego też, dla sprawców nieumyślnych zabójstw wyznaczone były specjalne miasta, tzw. miasta ucieczki, gdzie mogli się oni schronić i gdzie byli chronieni przed prawem odwetu ze strony tzw. mściciela krwi (Lb 36, 12), tj. najczęściej członka rodziny lub opiekuna zabitego. O możliwości uniknięcia kary przy nieumyślnym zabójstwie mówi Wj 21, 13, zaś o samych miastach ucieczki i szczegółowych warunkach ich dotyczących mówią następujące fragmenty: Lb 35, 6.9-34; Pwt 4, 41-43; Pwt 19, 1-13; Joz 20, 1-9.

 

Zobaczcie, że zasadę „oko za oko, ząb za ząb” możemy przeparafrazować jako: „będziesz miłował bliźniego swego tak, jak on miłuje ciebie”, zachęcającą do odwdzięczania się dobrem za dobro, a złem, za zło (choć dosłownie zasada ta mówi o odwzajemnieniu się w czynieniu złych rzeczy, a konkretnie okaleczaniu). Jak już wspomniałem mamy jakąś taką naturalną tendencję, żeby podchodzić do naszych relacji właśnie w taki sposób, kierując się pewnym poczuciem sprawiedliwości i myśląc: ktoś nam zawinił – powinniśmy odpłacić mu złem; ktoś nas zranił – mamy prawo go zranić; ktoś jest wobec nas w porządku – my chcemy być wobec niego w porządku; ktoś nam dał prezent – my czujemy powinność, żeby dać mu prezent itd.

 

Tylko, że takie podejście, tylko na krótką metę będzie służyło naszym relacjom, bo zawsze nawet najbliższe i najbardziej życzliwe nam osoby, czasami zachowają się wobec nas źle (np. z ludzkiej słabości), a wtedy bezmyślne stosowanie tej zasady prowadziłoby do bezsensownego nakręcania się zła. I zobaczcie, że niestety często się tak dzieje, bo ile to poważnych konfliktów, rozwodów, a nawet zabójstw, zaczęło się od jakiejś małej i niepozornej sprawy (np. nieporozumienia, nieumyślnego szturchnięcia, powiedzenia o jedno słowo za dużo itp.). Dlatego właśnie o wiele praktyczniejszą poradą jest właśnie przykazanie miłości bliźniego: traktuj bliźniego tak, jak siebie.

 

Biblijna mądrość zaprasza nas do równości w traktowaniu siebie i innych. Nie mamy siebie traktować lepiej od innych, ale też nie mamy siebie traktować gorzej. Po prostu tak samo. I moglibyśmy jeszcze dodać: tak samo dobrze, bo Biblia wyraźnie potępia brak miłości wobec samego siebie (nawet w takich sprawach, jak staranie się o rozrywki dla siebie):

Miłosierny dobrze czyni sobie, a okrutnik dręczy samego siebie. (Prz 11, 17)

Synu, ze skromnością dbaj o cześć dla swej osoby i oceniaj siebie w sposób należyty. Tego, kto wykracza przeciw samemu sobie, któż usprawiedliwi, i któż będzie poważał tego, kto hańbi swe życie? (Syr 10, 28-29)

Ten, który gromadzi od ust sobie odejmując, dla innych gromadzi, a z jego dostatków inni wystawnie żyć będą. Kto jest zły dla siebie, czyż będzie dobry dla innych? – nie ucieszy się on swoimi pieniędzmi. Nie ma gorszego człowieka niż ten, który jest sknerą dla siebie samego, i to jest odpłatą za jego przewrotność: jeśli coś dobrego zrobi, przez zapomnienie to uczyni, a na ostatek okaże swą przewrotność. (…) Synu, stosownie do swej zamożności, staraj się o siebie, a ofiary Panu godnie przynoś! (…)Nie pozbawiaj się dobra dzisiejszego, a przedmiot szlachetnego pożądania niech cię nie mija! Czyż zostawisz drugiemu owoc swoich prac i trudy twoje na podział losem? Dawaj, bierz i staraj się o rozrywki dla siebie, albowiem w Szeolu na próżno szukać przyjemności. (Syr 14, 4-7.11.14-16)

Uczy się, zanim ci przyjdzie przemawiać, i miej staranie o siebie, zanim zasłabniesz. (Syr 18, 19)

Bywa mędrzec, który jest mądry dla wielu innych, a dla siebie samego jest niczym; (…) Bywa mędrzec, który jest mądry dla siebie samego, a owoce jego wiedzy okazują się na jego ciele. (…) Kto jest mądry dla siebie, napełniony będzie zadowoleniem, a wszyscy, którzy go widzieć będą, nazwą go szczęśliwym. (Syr 37, 19.22.24)

Nic lepszego dla człowieka, niż żeby jadł i pił, i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy. Zobaczyłem też, że z ręki Bożej to pochodzi. (Koh 2, 24)

Sławiłem więc radość, bo nic dla człowieka lepszego pod słońcem, niż żeby jadł, pił i doznawał radości, i by to go cieszyło przy jego trudzie za dni jego życia, które pod słońcem daje mu Bóg. (Koh 8, 15)

Nuże więc! W weselu chleb swój spożywaj i w radości pij swoje wino! Bo już ma upodobanie Bóg w twoich czynach. Każdego czasu niech szaty twe będą białe, olejku też niechaj na głowę twoją nie zabraknie! Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia, których ci [Bóg] użyczył pod słońcem. Po wszystkie dni twej marności! Bo taki jest udział twój w życiu i w twoim trudzie, jaki zadajesz sobie pod słońcem. (Koh 9, 7-9)

Ciesz się, młodzieńcze, w młodości swojej, a serce twoje niech się rozwesela za dni młodości twojej. I chodź drogami serca swego i za tym, co oczy twe pociąga; lecz wiedz, że z tego wszystkiego będzie cię sądził Bóg! Więc usuń przygnębienie ze swego serca i oddal ból od twego ciała, bo młodość jak zorza poranna szybko przemija. (Koh 11, 9-10)

Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawiać ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane:  Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele. (2 Kor 8, 13-15)

 

Biblijna mądrość zaprasza nas do kochania innych tak, jak siebie samego, jednocześnie wcale nie zachęca nas, do tego, żeby wszystkich ludzi traktować w taki sam sposób (np. każdego wpuszczać do domu), ale pokazuje nam to, że przykazanie miłości powinniśmy stosować do każdej naszej relacji – nawet jeśli w praktyce będzie ono inaczej realizowane.

 

Balthasar van Cortbemde. Dobry Samarytanin (1647)

Royal Museum of Fine Arts Antwerp, Niderlandy (wikimedia.org)

Łk 10, 30-37

 

 

Porządek miłości

Jak już zauważyliśmy Biblia wprost mówi o tym, że powinniśmy kochać drugiego człowieka. Zaraz (a jeszcze dokładniej w następnym wpisie z konkretnymi poradami) zastanowimy się nad tym, co to w ogóle znaczy, czyli co konkretnie mamy robić. Warto jednak zauważyć, że przecież nie jesteśmy w stanie wszystkich ludzi kochać tak samo, bo przecież nie mamy czasu, zasobów, energii itp. żeby każdemu człowiekowi na świecie okazywać miłość w taki sam sposób.

 

Pewne przejawy miłości możemy okazywać wszystkim i zawsze, np. dobrze im życzyć, błogosławić i starać się dobrze z nimi żyć:

Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz, a znajdziesz życzliwość i łaskę w oczach Boga i ludzi. (…) Nie spiskuj przeciw bliźniemu, gdy mieszka przy tobie beztrosko. Niesłusznie nie sprzeczaj się z nikim, o ile ci zła nie wyrządził.  (Prz 3, 3-4.29-30)

Czyń siebie godnym kochania w zgromadzeniu, a przed władcą skłaniaj głowę! (Syr 4, 7)

Według możności staraj się zyskiwać życzliwość bliźnich, a naradzaj się z mądrymi! (Syr 9, 14)

Błogosławcie tych, którzy was prześladują! Błogosławcie, a nie złorzeczcie! (…) Nikomu złem za złe nie odpłacajcie. Starajcie się dobrze czynić wobec wszystkich ludzi! Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi! (…) Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj! (Rz 12, 14.17-18.21)

Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! (Flp 4, 5)

Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za złe, zawsze usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich! (1 Tes 5, 15)

Przypominaj im, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom, słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu: nikogo nie lżyć, unikać sporów, odznaczać się uprzejmością, okazywać każdemu człowiekowi wszelką łagodność. (Tt 3, 1-2)

Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, czcijcie króla! (1 P 2, 17)

 

„Dobrze żyć z innymi” oznacza jednak coś innego w przypadku sąsiada, a co innego w przypadku domownika. Biblia wyraźnie pokazuje, że większe oznaki miłości i troski należą się osobom, które są bliżej nas:

W trzech rzeczach upodobałem sobie, które są przyjemne Panu i ludziom: zgoda wśród braci, przyjaźń między sąsiadami oraz żona i mąż dobrze zgadzający się wzajemnie. (Syr 25, 1)

W miłości braterskiej nawzajem bądźcie życzliwi! W okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzajcie! (Rz 12, 10)

A jeśli kto nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego. (1 Tm 5, 8)

 

A wobec mamy i taty nasza miłość powinna przejawiać się w specyficznym działaniu, jakim jest okazywanie czci (ten temat omawiam bardzo szeroko w kontekście tematu emerytury, gdzie znajduje się też więcej cytatów na ten temat):

Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie. (Wj 20, 12, zob. też Mt 15, 4-6; Mk 7, 10-12)

 

Natomiast niektórych osób powinnyśmy w ogóle unikać – dla własnego dobra, ale też w pewnym sensie dla duchowego dobra tych osób – i to też będzie jakaś forma okazania miłości:

Bo to mówi Pan: Nie wchodź do domu żałoby, nie chodź opłakiwać i żałować ich, bo zawiesiłem swoją przychylność dla tego narodu – wyrocznia Pana – cofnąłem łaskę i miłosierdzie. (…) Nie wchodź też do domu, gdzie się odbywa uczta, by zasiąść z nimi do jedzenia i picia. (Jr 16, 5.8)

Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców. (Ps 1, 1)

Kto z mądrym przestaje – nabywa mądrości, towarzysz głupców poniesie szkodę. (Prz 13, 20)

Obmówca wyjawia sekrety, zatem nie obcuj z gadułą! (Prz 20, 19)

Nie wiąż się z człowiekiem gniewliwym, nie obcuj z człowiekiem porywczym, byś do dróg jego nie przywykł i nie zgotował pułapki na swe życie. (Prz 22, 24-25)

Unikaj poufałości z prostakiem, aby twoi przodkowie nie byli znieważani. (Syr 8, 4)

Nie wdawaj się z głupim w długie rozmowy i nie chodź do tego, kto nie ma rozumu. Strzeż się go, byś nie miał przykrości i byś się nie splamił przez zetknięcie z nim. Unikaj go, a znajdziesz wytchnienie i nie doznasz rozgoryczenia z powodu jego nierozumu. (Syr 22, 13)

Skracaj czas [przebywania] między nierozumnymi, a wśród mądrych przedłużaj! (Syr 27, 12)

Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami. Nie chodzi o rozpustników tego świata w ogóle ani o chciwców i zdzierców lub bałwochwalców; musielibyście bowiem całkowicie opuścić ten świat. Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz? Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych. (1 Kor 5, 9-13)

Wobec obcych postępujcie mądrze, wyzyskując każdą chwilę sposobną. (Kol 4, 5)

Sekciarza po jednym lub po drugim upomnieniu wystrzegaj się, wiedząc, że człowiek taki jest przewrotny i grzeszny, przy czym sam na siebie wydaje wyrok. (Tt 3, 10-11)

 

Natomiast niektóre osoby trzeba traktować bardzo ostro – zwłaszcza takie, które permanentnie trwają w złu. Warto jednak zauważyć, że do tak ostrego zachowania powinniśmy mieć pewnego rodzaju „mandat”, czyli coś, co daje nam jakąś formę władzy nad daną osobą, np. kiedy działamy z ramienia prawa. W takim sensie możemy rozumieć pojawiające się w Starym Testamencie aż 10 razy określenie „usuniesz zło spośród siebie” lub podobnie sformułowane (Pwt 13, 6; Pwt 17, 7.12; Pwt 19, 13.19; Pwt 21, 21; Pwt 22, 21.22.24; Pwt 24, 7).

Znam twoje czyny: trud i twoją wytrwałość, i to że złych nie możesz znieść, i że próbie poddałeś tych, którzy zwą samych siebie apostołami, a nimi nie są, i żeś ich znalazł kłamcami. (Ap 2, 2)

 

Podobnie jest, w poniższym fragmencie Psalmu 101, będącego modlitwą władcy kraju, który chce zachowywać Boże prawo:

Chcę zgładzić takiego, co skrycie uwłacza bliźniemu. (…) Nie będzie mieszkał w moim domu ten, kto podstęp knuje. Ten, który kłamstwa rozgłasza, nie ostoi się przed mymi oczami. Każdego dnia będę tępił wszystkich grzeszników ziemi, aby wygubić w mieście Pańskim wszystkich złoczyńców. (Ps 101, 5a.7-8)

 

Podobną myśl mówiącą o tym, że władza może, a nawet powinna używać siły do zaprowadzania porządku wyraża święty Paweł:

Jest ona [władza] bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle. (Rz 13, 4)

 

Nawet Pan Jezus, który generalnie wszystkich traktował z miłością okazywaną w łagodny sposób, bardzo ostro piętnował trwających w złu faryzeuszy używając wobec nich nawet takich określeń jak „plemię żmijowe” (Mt 12, 34; Mt 23, 33), „węże” (Mt 23, 33), „plemię przewrotne i wiarołomne” (Mt 12, 39; Mt 16, 4), czy „groby” (Łk 11, 44). Podobnie czynił Jan Chrzciciel (Mt 3, 7-10; Łk 3, 7).

 

Unikanie i niespędzanie z kimś czasu, nie oznacza, że nie możemy tej osoby upominać lub się za tą osobę modlić i jej błogosławić, o czym powiemy sobie więcej w następnym wpisie.

 

Moglibyśmy zobrazować tę mądrość takim obrazem koncentrycznych kręgów. Im bliżej środka – czyli bliżej Ciebie, tym większe masz zobowiązanie miłości, a im dalej, tym mniejsze. Dla ludzi, których masz bliżej robisz więcej i kosztuje Cię to więcej wysiłku, a dla ludzi, którzy są dalej, siłą rzeczy robisz mniej i kosztuje Cię to mniej wysiłku. Nie można tego pomieszać, bo zaniedbasz najbliższych. Kochasz jednak wszystkich, każdego jednak w różny sposób, albo inaczej mówiąc – inaczej mu to okazując.

 

 

Ten porządek miłości powinien wynikać z stopnia bliskości jaki wiąże nas z daną osobą, ale nigdy z innych argumentów, które niekiedy niestety sprawiają, że niektórych ludzi traktujemy inaczej niż innych. Nie możemy tak postępować kategoryzując ludzi np. poprzez pryzmat wyglądu zewnętrznego, zamożności lub przynależności do jakiejś grupy, ponieważ Bóg tak nie postępuje:

Dokonajcie więc obrzezania waszego serca, nie bądźcie nadal [ludem] o twardym karku, albowiem Pan, Bóg wasz, jest Bogiem nad bogami i Panem nad panami, Bogiem wielkim, potężnym i straszliwym, który nie ma względu na osoby i nie przyjmuje podarków. (Pwt 10, 16-17)

Nie będziecie wydawać niesprawiedliwych wyroków. Nie będziesz stronniczym na korzyść ubogiego, ani nie będziesz miał względów dla bogatego. Sprawiedliwie będziesz sądził bliźniego. (Kpł 19, 15)

Pan jednak rzekł do Samuela: «Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce». (1 Sm 16, 7)

Nie miej względu na osobę ze szkodą dla swej duszy i nie wstydź się aż tak, by to było twoim upadkiem. (Syr 4, 22)

Nie wychwalaj męża z powodu jego pięknej postawy ani się nie brzydź człowiekiem z powodu jego wyglądu. Mała jest pszczoła wśród latających stworzeń, lecz owoc jej ma pierwszeństwo pośród słodyczy.  (Syr 11, 2-3)

Nie staraj się przekupić Go darem, bo nie będzie przyjęty, ani nie pokładaj nadziei w ofierze niesprawiedliwej, ponieważ Pan jest Sędzią, który nie ma względu na osoby. Nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu, owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego. (Syr 35, 11-13)

Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. (Dz 10, 34b-35)

Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: «Usiądź na zaszczytnym miejscu!», do ubogiego zaś powiecie: «Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!», to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? (…) Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców. (Jk 2, 1-4.9)

 

Zobaczcie, że w powyższym fragmencie kryje się jeszcze inna mądrość – jeśli np. jesteś nauczycielem i uczysz także swoje dziecko (lub dziecko przyjaciela), to w takiej sytuacji traktowanie swojego dziecka (lub dziecka przyjaciela) inaczej niż pozostałych dzieci właśnie ze względu na tę bliskość wydaje się nie być do końca w porządku. Wszystkich swoich uczniów powinieneś traktować tak samo dobrze i sprawiedliwie, jeśli chodzi o ten wymiar Twojego funkcjonowania, bo oczywiście, kiedy wrócisz do domu nie powinieneś poświęcać innym dzieciom z dzielnicy tyle samo czasu co swojemu dziecku.

 

 

Kochać najpierw siebie, a potem bliźniego, czy najpierw bliźniego a potem siebie?

Przykazanie miłości bliźniego rodzić może jednak pewną wątpliwość: literalnie mówi o tym, żeby „kochać bliźniego jak siebie samego”, czyli jakby najpierw kochać siebie, a dopiero potem, jakby w konsekwencji miłości własnej –

kochać bliźniego. To polecenie możemy odczytać tak: najpierw dbaj o siebie, o swoje potrzeby, o to, żebyś był najedzony, a dopiero potem troszcz się o innych; najpierw realizuj cele swoje, a dopiero potem pomagaj w tym innym.

 

Tak na pierwszy rzut oka brzmi to dosyć mądrze, bo rzeczywiście nie będziesz miał siły kochać bliźniego (cokolwiek w konkrecie będzie to znaczyć), jeśli będziesz głodny. Z drugiej jednak strony ktoś może postawić sobie za cele posiadanie dużego domu, sportowego samochodu i odbycie wyprawy dookoła świata (a przecież żadna z tych rzeczy sama w sobie nie jest zła) i myśleć sobie, że dopiero kiedy zrealizuje swoje cele (czyli kiedy będzie kochał siebie), wtedy zacznie kochać innych. Niestety realizacja jego celów trwa całe życie i dopiero koło siedemdziesiątki zaczyna kochać innych (ale oczywiście wtedy już mu to za bardzo nie wychodzi, bo nie ma tyle energii, a po za tym nie wie jak to zrobić, bo całe życie zajmował się realizacją swoich celów) – czy do takiej postawy zachęca nas Biblia?

 

Nie możemy w taki upraszczający sposób patrzeć na tę sprawę jakby rozkładając miłość własną i miłość bliźniego w czasie. Oś czasu życia owego człowieka z powyższego przykładu moglibyśmy narysować wtedy w taki sposób:

 

 

No dobra, może te 70 lat życia dla siebie to przesada. To spróbujmy rozrysować dzień takiej osoby:

 

 

No może w weekend będzie więcej czasu na życie dla innych. Mam nadzieję że te wykresy pokazały Wam, że to jest bez sensu :). Nie da się tak w czasie rozdzielić tych dwóch spraw (albo da się tylko w bardzo ograniczonym stopniu, kiedy mamy ograniczone zasoby).

 

W przykazaniu miłości chodzi o postawę Twojego serca, która przejawia się w działaniach. Weźmy przykład pracy zawodowej:

– Miłość własna: wykonuję pracę, bo sprawia mi to radość i satysfakcję, rozwijam się, zarabiam pieniądze na moje potrzeby – pracując myślę o sobie

– Miłość bliźniego: wykonuję pracę, która ludziom daje wartość, wiem, że ludzie korzystają z owoców mojej pracy, zarabiam pieniądze na potrzeby mojej rodziny – pracując myślę o sobie

 

Przecież każda sensowna praca może wpisywać się w 100% i w jedno i drugie. W pełnej realizacji przykazania miłości chodzi o to, żeby JEDNOCZEŚNIE robić coś z myślą i korzyścią dla siebie i dla innych. Możemy to nazwać podejściem wygrana – wygrana, o czym zresztą wspominam w kontekście biblijnych porad dotyczących planowania i prowadzenia biznesu.

 

Jeśli tak podejdziemy do tej kwestii, to wtedy nabiera sensu skoncentrowanie się najpierw na miłości własnej, po to by kochać bliźniego. Na przykładzie pracy zawodowej: najpierw koncentrujesz się na sobie, uczysz się, rozwijasz, odnajdujesz przestrzeń zawodową, którą bardzo lubisz i sprawia Ci radość -> wtedy możesz dobrze wykonywać swoją pracę i służyć nią innym (a kiedy dobrze ją wykonujesz – dużo zarabiasz). W myśl zasady „znajdź siebie, daj siebie”. I w każdej innej przestrzeni będzie to wyglądało analogicznie:

 

Np. w rodzinie:

– Miłość własna: jestem szczęśliwy wiedząc, że wokół mam bliskich, których potrzeby są zaspokojone, lubię spędzać czas z najbliższymi, odpoczywam przy nich, oni troszczą się o mnie

– Miłość bliźnich: dbam o zaspokojenie potrzeb najbliższych, spędzam z nimi czas itp.

 

W relacji sąsiedzkiej

–  Miłość własna: dogaduje się z sąsiadem, wiem, że mogę poprosić go o pomoc, a jednocześnie sąsiad nie wtrąca się do życia moje rodziny

– Miłość bliźniego: sąsiad wie, że może liczyć na moją pomoc, pomagam mu w różnych sprawach, ale nie wtrącam się w jego prywatne sprawy

 

W działalności społecznej / charytatywnej:

– Miłość własna: mam poczucie rozwoju i sensu działania

– Miłość bliźniego: zaspokajam potrzeby osób w mojej społeczności

 

W każdej z tych przestrzeni miłość własna i miłość bliźniego przejawia się trochę inaczej, zgodnie z tym, co powiedzieliśmy sobie przy okazji omawiania zasady porządku miłości: im mam kogoś bliżej siebie tym działania są intensywniejsze i wymagają ode mnie i od ludzi wokół większego wysiłku.

 

Właśnie takie podejście opisywałem w tym wpisie:

Duże pieniądze vs. piękne relacje – jak sobie radzić z tym fałszywym dylematem

 

Przykazanie miłości bliźniego zwraca nam też uwagę, na coś, o czym zdajemy się zapominać, mianowicie, że tworzymy z ludźmi wokół nas różnego poziomu wspólnoty MY. O każdej z grup ludzi, których masz wokół siebie, w jakimś stopniu możemy powiedzieć MY: o rodzinie, o kolegach z pracy, a nawet o przypadkowo spotkanym człowieku na ulicy (przecież to prawdopodobnie mieszkaniec Twojej miejscowości, ew. Twojego kraju, a już na pewno tej samej planety). Co to znaczy? Że z każdą z tych osób mamy jakiś wspólny interes. Interes, który jest zarówno mój, jak i twój. Łączy nas jakaś wspólnota celu. Zobaczcie, że to ma fundamentalne znaczenie, jeśli chodzi np. o jakąś sprawę problemową. Wyobraźcie sobie np. konflikt w małżeństwie. Jeśli małżonkowie zapomną, że tworzą wspólnotę MY, wspólnotę wspólnego celu i interesu, to za trudną sytuację będą obwiniać siebie nawzajem: „Przecież to nie ja jestem winny, tylko on/ona, to on/ona ma problem (a nie ja), co więcej: problem jest w nim/niej, a nawet: on/ona jest problemem”. A przecież z problemem się walczy:

 

 

Kiedy jednak uświadomimy lub przypomnimy sobie, że przecież tworzymy wspólnotę MY, to dostrzeżemy, że to nie ta druga osoba jest problemem, ale że problem jest zewnętrzny wobec nas. Kiedy walczę z osobą, z którą tworzę wspólnotę MY, to siłą rzeczy walczę też z sobą samym. Kiedy jednak spostrzeżemy, że problemem jest na zewnątrz nas, wtedy możemy ramię w ramię stanąć z nim do walki. Jeśli zaczniesz walczyć z drugą osobą, ta zacznie się bronić, a kiedy wspólnie walczymy z problemem, ten nie ma on z nami szans:

 

 

Są jednak pewne sytuacje, w których wyraźnie musimy oddzielić miłość siebie i miłość bliźniego, kiedy nie mamy możliwości równie dobrego traktowania siebie i innych, bo np. mamy za mało zasobów, jedzenia, czasu, energii itp. Co wtedy zrobić: czy najpierw dbać o siebie, czy najpierw dbać o innych? Na przykład w wszelkich formach ratownictwa, ratownik najpierw dba o bezpieczeństwo swoje, a dopiero potem o bezpieczeństwo ratowanej przez siebie osoby, co oczywiście jest jak najbardziej logiczne, bo kiedy coś stanie się ratownikowi, to osobie potrzebującej pomocy też nie będzie mógł on pomóc.

 

Sytuacja ratownika może wydawać się prostsza, ale co kiedy na przykład matka i dziecko są w jakiejś ekstremalnej sytuacji, w której brakuje im jedzenia i matka musi podjąć decyzję o podziale małej porcji żywnościowej: po równo, więcej dla siebie, czy więcej dla dziecka? Sprawa nie wydaje się wtedy taka prosta. Na szczęście tak naprawdę rzadko jesteśmy w ekstremalnych sytuacjach, w których musimy podejmować trudne decyzje dotyczące wyboru: miłość siebie czy miłość bliźniego. O wiele częściej stajemy przed codziennymi działaniami, albo nawet moglibyśmy szerzej powiedzieć, konstrukcją całego naszego życia, w której podejmowanie decyzji ma innych charakter, nie musimy podejmować ich nagle, a nasze decyzje (lub nawet kombinacja wielu małych decyzji) ma o wiele bardziej długofalowe skutki. W takich sytuacjach możemy budować nasze życie w myśl przykazania miłości, czyli zgodnie z podejściem wygrana – wygrana.

 

Biblijna mądrość radzi nam jednak, żeby to od nas wychodziła inicjatywa miłości, tzn. żebyśmy myśleli i troszczyli się najpierw o sprawy i potrzeby innych, czego konsekwencją będzie zaspokojenie potrzeb naszych. Troska o innych jest jak inwestycja – najpierw coś cię kosztuje, ale ostatecznie się opłaca. Ta mądrość streszczona jest w tzw. złotej zasadzie postępowania…

 

 

Złota zasada postępowania

Miłość samego siebie (albo może lepiej powiedzieć: doświadczenie bycia kochanym – zaraz rozwiniemy ten temat), buduje nasze właściwe poczucie wartości. Dzięki temu nie boimy się i jesteśmy w stanie inwestować w relacje. Inwestowanie w relacje polega na tym, że wychodzimy z inicjatywą, pierwsi kochamy, w pewnym sensie odkładamy zaspokojenie własnych potrzeb, troszcząc się najpierw o potrzeby innych, bo wiemy, że nasze potrzeby też będą zaspokojone. Jesteśmy hojni w dawaniu, bo nie boimy się, że coś stracimy (brak takiego doświadczenia miłości zamyka serca i blokuje nas przed dawaniem). Ta biblijna mądrość streszcza to w tak zwanej „złotej zasadzie postępowania” przekazanej przez Pana Jezusa:

Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy. (Mt 7, 12)

Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! (Łk 6, 31)

 

W Starym Testamencie zasada ta też się pojawiała, chociaż sformowana była negatywnie (czego nie robić). Wśród całej serii pouczeń jakie stary Tobiasz daje swojemu synowi Tobiaszowi w Tb 4 czytamy m.in.:

Czym sam się brzydzisz, nie czyń tego nikomu! (Tb 4, 15a)

 

A w Księdze Przysłów:

Nie oskarżaj bliźniego bezpodstawnie; czy zwodzić chcesz twymi wargami? Nie mów: «Jak mi zrobił, tak ja mu też zrobię, każdemu oddam według jego czynów». (Prz 24, 28-29)

 

Bo przecież życie pokazuje, że bardzo często grzeszników spotyka zły los, jaki sami szykują na innych:

Wykopał dół i pogłębił go, lecz wpadł do jamy, którą przygotował. Jego złość obróci się na jego głowę, a jego gwałt spadnie mu na ciemię. (Ps 7, 16-17)

Poganie wpadli w jamę, którą wykopali; noga ich uwięzła w sidle przez nich zastawionym. Pan się objawił, sąd przeprowadził, w dzieła rąk swoich uwikła się występny. (Ps 9, 16-17)

Bez przyczyny bowiem zastawili na mnie sieć swoją, bez przyczyny dół kopią dla mnie. Niech przyjdzie na nich zagłada niespodziana, a sidło, które zastawili, niech ich pochwyci; niechaj sami wpadną w dół, który wykopali. (Ps 35, 7-8)

Występni dobywają miecza, łuk swój napinają, by powalić biedaka i nieszczęśliwego, by zabić tych, których droga jest prosta. Ich miecz przeszyje własne ich serca, a ich łuki zostaną złamane. (Ps 37, 14-15)

Przede mną dół wykopali: sami wpadli do niego. (Ps 57, 7b)

Strzeż mnie od sidła, które zastawili na mnie, i od pułapek złoczyńców. Niechaj występni wpadną w swoje sieci, podczas gdy ja ujdę cało. (Ps 141, 9-10)

Każdy się syci owocem swych ust, czyn rąk człowieka odda mu zapłatę. (Prz 12, 14)

Kto kopie dół – weń wpada, a kamień wraca na tego, co go toczy. (Prz 26, 27)

Kto prawych sprowadza na drogę występku, i sam też we własny dół wpadnie; dziedzictwem zaś czystych będzie dobro. (Prz 28, 10)

Kto kopie dół, ten może weń wpaść, a tego, kto mur rozwala, ukąsić może żmija. Kto wyłamuje kamienie, może się o nie skaleczyć, kto rąbie drwa, naraża się na niebezpieczeństwo. (Koh 10, 8-9)

Kto rzuca kamień w górę, rzuca go na swoją głowę, a cios podstępem zadany zrani także uderzającego. Ten, kto kopie dół, sam w niego wpadnie, a kto zastawia sidła, sam w nie zostanie schwytany. Kto źle czyni, na tego spadnie zło, a nawet nie pozna, skąd na niego przyjdzie. Drwiny i obelgi są dla pyszałka, a pomsta jak lew czyha na niego. W sidła dali się schwytać ci, którzy się cieszą z upadku bogobojnych, i ogarnie ich boleść jeszcze przed śmiercią. (Syr 27, 25-29)

Szczęśliwy sprawiedliwy, bo pozyska dobro; zażywać będzie owocu swych czynów. Biada złemu, bo odbierze zło; bo według czynów jego rąk mu odpłacą. (Iz 3, 10-11)

 

Tak w ogóle, z tych fragmentów wywodzi się popularne przysłowie „kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada”, a zobaczcie, że tu jest jeszcze jedna życiowa mądrość, o której czasami zapominamy: jeśli podrzucisz kamień do góry, to przecież spadnie Ci na głowę.

 

Choć i Nowy Testament zauważa, że w sensie negatywnym zasada ta też działa, bo jeśli zachowujemy się wobec innych nie w porządku i oni będą się tak zachowywać wobec nas:

Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. (Mt 7, 1-2)

I mówił im: «Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. (Mk 4, 24)

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie». (Łk 6, 37-38)

Wtedy Jezus rzekł do niego: «Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. (Mt 26, 52)

 

Tutaj pod określeniem „miecz” możemy podstawić sobie wszystko, czym walczymy z drugim człowiekiem: obgadywanie, kłamstwa, oszustwa, kradzieże itp. Co w ogóle ciekawe, popularne przysłowie, mające swoje źródło właśnie w tych słowach Jezusa wypowiedzianych w czasie pojmania Go brzmi: „kto mieczem wojuje, (ten) od miecza ginie”, a przecież Jezus nie powiedział o „wojowaniu” tylko użył słowa: „chwytać” („λαβόντες”, w Biblii Gdańskiej i u Wujka „brać”). Jest różnica pomiędzy „wojować”, tzn. „uderzać”, „walczyć”, a tylko „chwytać”, czyli np. wziąć ten miecz do ręki i stać jak głupek nic z nim nie robiąc. Biblijna mądrość mówi o tym, że ty wcale nie musisz wojować tym mieczem, żeby odczuć na sobie jego negatywne konsekwencje. Wystarczy, że tylko go weźmiesz do ręki. I zobaczcie, że to ma sens. Jeśli ktoś obok Ciebie trzyma w ręku broń to wcale nie musi jej używać, żeby być posądzonym o jak najgorsze intencje (i nikt nie będzie analizował, czy on tylko „trzyma”, czy „wojuje”, tylko jeśli będzie taka możliwość zostanie po prostu powstrzymany). Dokładnie tak samo jest w naszym życiu, wystarczy że „weźmiesz do ręki” (tzn. np. powiesz o tym komuś) oręż jakim jest np. obgadywanie, czy kłamstwo, a już mogą Cię spotkać negatywne konsekwencje, bo tu nie jest ważna Twoja wewnętrzna intencja, ale to co pomyślą o niej ludzie wokół.

 

 

Gerard Douffet. Pojmanie Chrystusa i epizod z Malchusem (ok. 1620)

Muzeum Sztuk Pięknych, Boston, USA (wikimedia.org)

Mt 26, 47-56; Mk 14, 43-52; Łk 22, 47-53; J 18, 1-11

(Wszyscy czterej ewangeliści opisują incydent z mieczem, choć tylko u Mateusza Jezus mówi słowa dotyczące konsekwencji używania miecza, jedynie Łukasz wspomina, że ucho zostało uzdrowione, a jedynie Jan, że sługa miał na imię Malchos i że uderzającym był Piotr)

 

 

Słowa „taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą” (Mt 7, 2; Mk 4, 24; Łk 6, 38) dotyczą spraw zarówno negatywnych (literalnie wymienionych sądzenia i potępiania, a moglibyśmy dodać np. jeszcze: obgadywania, oszukiwania, zdradzania, każdej formy przemocy itp.), jak i pozytywnych (dosłownie: dawania i odpuszczania, a moglibyśmy dodać także np. troski, życzliwości, zrozumienia, docenienia itp.). Biblijna mądrość zauważa, że to co dajemy, otrzymamy z powrotem i to z górką, tzn. więcej niż daliśmy. Przecież kiedy siewca sieje, to spodziewa się, że jedno wrzucone w ziemię ziarenko przyniesie mu co najmniej 30 nowych (Mt 13, 8; Mk 4, 8), a kiedy zakładasz biznes, to po to, żeby wyciągnąć z niego więcej niż początkowo wkładasz. Tak samo działa to z naszymi relacjami: wyciągniesz więcej tego, co wkładasz.

 

Czasami podaje młodzieży taki przykład: wyobraźcie sobie klasę szkolną w której jest powiedzmy 25 osób. I teraz, jeśli w tej kasie każda osoba troszczy się tylko o siebie, to ile osób troszczy się o Ciebie? Odpowiedź: 1 (słownie: jedna, czyli Ty sam). A jeśli Ty troszczysz się o innych i z czasem wszyscy zaczynają troszczyć się o siebie nawzajem, to ile osób troszczy się o Ciebie? Odpowiedź: 25. No może to przesada, ale na przykładzie negatywnym to jest wyraźniejsze. Jeśli jesteś chamem, odgadujesz i oszukujesz innych, to nawet jeśli danej z tych 25 osób jeszcze nie zdążyłeś obgadać lub oszukać, to i tak będzie się ona tego wobec Ciebie spodziewać (bo przecież każdy w klasie widzi jaki jesteś) i na wszelki wypadek, też tak będzie się zachowywać wobec Ciebie.

 

  • Podręcznik - Jak Uczyć SkutecznościWięcej o tym, jak działać skutecznie i żyć z innymi znajdziecie w moim podręczniku:
    Jak Uczyć Skuteczności

    ZOBACZ PODRĘCZNIK

 

Co więcej Biblia wielokrotnie pokazuje nam, że świat został skonstruowany logicznie: z dobrymi czynami wiążą się dobre konsekwencje, a ze złymi złe. Pisałem już o tym w kontekście zdrowia, pieniędzy, czy dbania o ogród. Zapominanie o tym, to tak jakby szydzenie z Boga, Twórcy tego porządku:

Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne. W czynieniu dobrze nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze. (Ga 6, 7-10)

Ty jesteś miłościwy dla miłościwego i względem nienagannego działasz nienagannie, względem czystego okazujesz się czystym, wobec przewrotnego jesteś przebiegły. (Ps 18, 26-27)

 

Co ciekawe, myśl, o której tutaj mówimy pojawia się także w błogosławieństwach (Mt 5, 3-12; Łk 6, 20-26), a najbardziej dosłownie w tym:

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. (Mt 5, 7)

 

Zadaj sam sobie pytanie: jakie chciałbyś mieć relacje? To znaczy, jak chciałbyś, żeby ludzie wokół Ciebie zachowywali się w stosunku do Ciebie? Możesz sobie odpowiedzieć:

– chcę, żeby mnie rozumieli

– chcę, żeby mnie doceniali

– chcę, żeby stawiali mi odpowiednie wymagania (nie za małe i nie za duże)

– chcę, żeby byli pomocni

– chcę, żeby mieli dobry humor

– chcę spotkać wymarzoną kobietę mojego życia, która zostanie moją żoną 🙂

– itp., itd.

 

Taką listę życzeń oczywiście możemy ciągnąć w nieskończoność. A teraz weź tą listę i przepisz ją w taki sposób:

– chcę, żeby mnie rozumieli -> to najpierw ja będę dążył do rozumienia innych

– chcę, żeby mnie doceniali -> to najpierw ja będę doceniał innych

– chcę, żeby stawiali mi odpowiednie wymagania (nie za małe i nie za duże) -> to najpierw ja będę takie innym stawiał

– chcę, żeby byli pomocni -> to najpierw ja będę pomocny

– chcę, żeby mieli dobry humor -> to najpierw ja będę miał dobry humor

– chcę spotkać wymarzoną kobietę mojego życia, która zostanie moją żoną –> to najpierw ja stanę się wymarzonym mężczyzną, którego ona będzie chciała za męża (o tych sprawach szerzej powiemy sobie w jednym z kolejnych wpisów)

– itp., itd.

 

Coś to za proste, żeby mogło wydawać się prawdziwe, no nie? Przecież nasze życie wiele razy pokazało, że wcale tak nie jest. Ja chcę być wobec kogoś dobry, a on mnie oszukuje. Ja chcę być miły, a ktoś mnie obraża. Ja chcę być uczciwy w biznesach, a ktoś mnie oszukuje itp. Macie takie doświadczenia?

Powstają fałszywi świadkowie, pytają o to, czego nie wiem. Płacili mi złem za dobro, czyhali na moje życie. (Ps 35, 11-12)

Lecz silni są ci, co bez powodu mi się sprzeciwiają, i liczni, którzy oszczerczo mnie nienawidzą. Ci, którzy złem odpłacają za dobro, za to mi grożą, że idę za dobrem. (Ps 38, 20-21)

Oskarżali mnie w zamian za miłość moją; a ja się modliłem. Odpłacili mi złem za dobre i nienawiścią za moją miłość. (Ps 109, 4-5)

Gdy Szymon i jego synowie byli już pijani, podniósł się Ptolemeusz, a jego zwolennicy pochwycili za broń przeciw Szymonowi, wtargnęli tam, gdzie była uczta, i zamordowali go razem z dwoma synami i kilkoma z jego drużyny. W ten sposób dokonał haniebnej zdrady i złem odpłacił za dobro. (1 Mch 16, 16-17)

Czy złem za dobro się płaci! <A oni wykopali dół dla mnie>. Wspomnij, jak stawałem przed Tobą, aby się wstawiać za nimi, aby odwrócić od nich Twój gniew. (Jr 18, 20)

 

Świat często nam mówi: Chcesz być w porządku wobec innych? Jesteś frajerem, bo ludzie wykorzystają Twoją naiwność. Nie opłaca się być dobrym.

 

I teraz uwaga: to prawda, że ludzie wykorzystają Twoją naiwność i wiele osób Cię oszuka, ale to nie prawda, że nie opłaca się być dobrym. Bo ten sam świat, który przed chwilą nazwał Cię frajerem zapomniał dodać, że generalnie większość ludzi Cię nie oszuka i odpłaci Ci tym samym, co Ty dajesz im.

 

Już tłumaczę jak to działa. Ludzki system emocjonalny działa tak, że kiedy raz się na czymś sparzymy, to wolimy tego na wszelki wypadek unikać, nawet jeśli „rozumowo” wydaje się, że garnek jest już zimny. Jeśli raz ktoś nas oszukał, to mamy nieufność wobec innych i zapominamy, że wokół nas jest 99 uczciwych znajomych. Ten mechanizm ma sens, bo on nas po prosu chroni. Nasz system emocjonalny generalnie podpowiada nam, że lepiej wszcząć fałszywy alarm, kiedy nie jest to koniecznie, niż go nie wszcząć, kiedy naprawdę jest potrzebny (głębiej analizuję te sprawę w wpisie o porównywaniu się z innymi).

 

I czy Pan Jezus o tym nie wiedział, kiedy wypowiadał tamte słowa? Myślę, że doskonale wiedział i myślę, że On też doskonale znał się na statystyce… bo złota zasada z statystycznego punktu widzenia jest jak najbardziej sensowna.

 

Wspomniałem już o tym na początku wpisu, że ludzie mają generalnie naturalną skłonność do odwdzięczania się innym, tym, co sami od nich otrzymują. Takie swoiste „poczucie sprawiedliwości” podpowiadające nam, że wobec dobrych (konkretnie to tych, który są dla nas dobrzy) mamy być dobrzy, a źli wobec złych (złych dla nas) ma większość ludzi. Istnieje też pewna grupa ludzi, którzy nawet za dobro odpłacają złem (o tych były fragmenty cytowane przed chwilką), ale są też i tacy, którzy nawet za zło odpłacają dobrem (tacy powinni być chrześcijanie – za chwilę przytoczymy fragmenty). Pisałem już o tym we wpisie o radzeniu sobie z fałszywym dylematem pieniądze vs. relacje. Wyobraźcie sobie oś nasilenia zgeneralizowanej cechy jaką jest właśnie tak rozumiana wdzięczność (albo lepiej może byłoby powiedzieć: „odwdzięczanie się”). Każdego z nas możemy umieścić na tej osi przypisując mu jakieś nasilenie tej cechy:

 

 

Gdzie na tej osi widzisz siebie? Przypuszczam, że gdzieś w środku, bo generalnie większość osób jest w środku: za dobro odwdzięczamy się dobrem (jeśli przyjaciel dał nam prezent, też mu dajemy), a za zło złem (jeśli sąsiad nie jest dla nas miły, my też stajemy się tacy wobec niego). Ta cecha rozkłada się w populacji normalnie, to znaczy, że osób przejawiających skrajne postawy jest najmniej, a osób o średnim nasileniu jest najwięcej.

 

W swojej książce Dawaj i Bierz Adam Grant (2014) nazywa postawy, które możemy połączyć z tą cechą:

biorcy – to osoby skrajnie niewdzięczne, myślące o sobie i nawet za dobro odwdzięczające się złem

rewanżyści – osoby w środku kontinuum, za dobro odpłacają dobrem, a za zło złem

dawcy – osoby bardzo wdzięczne, nawet za zło odpłacą nam dobrem

 

Oczywiście wyróżnienie tych trzech typów osób to pewne uproszczenie, ale czasami warto upraszczać rzeczywistość, żeby lepiej ją rozumieć. Jednocześnie, w różnych sytuacjach, każdy z nas może przyjmować każdą z tych trzech postaw, choć trzeba zaznaczyć, że generalnie jesteśmy rewanżystami (bo ta strategia postępowania wydaje się najbardziej opłacalna).

 

Możemy przypuszczać, że rozkład liczebności w poszczególnych grupach osób będzie wyglądał tak:

 

 

I teraz zadaj sobie pytanie: Jeśli jesteś w porządku wobec ludzi. Starasz się ich rozumieć, doceniać, pomagać im, troszczysz się o nich itp. to od kogo możesz spodziewać się tego samego?

 

Tego samego możesz spodziewać się do rewanżystów i dawców, czyli dużej większości ludzi wokół Ciebie:

 

 

I dalej: jeśli jesteś chamem, odnosisz się do innych z pogardą, oszukujesz ich, wywyższasz się, pouczasz itp. To od kogo możesz się spodziewać tego samego?

 

Od biorców i od rewanżystów.

 

 

Tak podsumowując, opłaca się być dobrym, pomimo wszystko. Myślę, że Pan Jezus, kiedy wypowiadał tamte słowa, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo przecież sam w innym miejscu zauważył, że nawet ludzie uważani za złych też są zdolni do odwdzięczania się dobrem, za dobro:

 Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5, 43-48, podobnie Łk 6, 27-36)

 

Jak widzimy Jezus wysoko stawia nam poprzeczkę i zaprasza, żeby nasza postawa lokalizowała nas gdzieś z samego prawego skraju powyższego kontinuum. Żebyśmy byli dawcami, którzy nawet za zło odpłacają dobrem, nawet jeśli czasami będzie się to nie opłacać, to znaczy, kiedy i tak wiemy, że ktoś odpłaci nam złem:

Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj! (Rz 12, 21)

 

Jak się łatwo możemy domyślić, różne społeczności, czy narody mogą różnić się nasileniem tak rozumianej cechy wdzięczności, na przykład systemy komunistyczne promujące donosicielstwo prowadziły do tego, że osób z prawego skraju kontinuum było mniej:

 

 

Natomiast dobrze funkcjonująca mała społeczność (taka np. jak opisana w Dz 2, 42-47, choć i tam zobaczcie, że trafiły się osoby, które okazały się oszustami: Dz 5, 1-11) może prowadzić do tego, że postaw dawców będzie więcej:

 

 

Kształt tej krzywej w naszym otoczeniu zależy od nas. Jeśli na przykład w naszej rodzinie, wśród najbliższych przyjaciół, w pracy, w społeczności postępujemy jak dawcy, z czasem coraz więcej ludzi będzie postępowało w podobny sposób. Tak żyjące rodziny i małe społeczności mogą zmieniać większe i coraz większe społeczności. Tak w skrócie wygląda chrześcijańska wizja współżycia społecznego (więcej powiemy sobie o tym przy okazji wpisu dotyczącego władzy i ustroju, który mam zamiar napisać).

 

Kiedy natomiast w swoim życiu kierujesz się bardziej zasadą „oko za oko, ząb za ząb” coraz więcej ludzi wokół Ciebie również będzie tak postępować. To dlatego tak bardzo trudno zmienia się źle funkcjonujące zakłady pracy i społeczności, ponieważ ludzie uczą się pewnego stylu postępowania i później mają przekonanie, że nawet jeśli sami chcieliby być dobrzy, to i tak nic to nie zmieni, bo inni wokół dalej będą postępować jak biorcy. Może będą tak postępować, ale naprawdę, nawet w populacji z dużą przewagą biorców i tak opłaca się być dobrym i starać się jak najlepiej czynić ludziom wokół siebie.

 

Co więcej, możemy zauważyć, że strategia związana z pewnym poziomem „inwestowania” w relacje, tzn. wychodzeniem jako pierwsi z dobrem wobec drugiej osoby, jest działaniem jak najbardziej racjonalnym i moglibyśmy powiedzieć nawet: adaptacyjnym. Bardzo mądra zasada budowania naszych relacji, którą streszczamy określeniem „wygrana – wygrana”, w skrócie polegająca na tym, że dążymy do maksymalizacji korzyści wszystkich stron interakcji, niesie ze sobą mądrość przykazania miłości siebie i bliźniego. Przygotowując wpis o tej zasadzie, w którym starałem się dosyć wnikliwie ją przeanalizować (również konfrontując się z myślą, że jest ona w jakiś sposób utopijna – choć jeśli uważasz tę zasadę za utopijną, to ciekawe co pomyślisz, o tym, co piszę w dalszej części tego wpisu – o pełni tego, do czego w kontekście relacji zaprasza nas Biblia) czytałem nieco o programach komputerowych, które miały za zadanie odnajdywać optymalną strategię postępowania w opisanym w teorii gier tzw. iterowanym dylemacie więźnia, który bardzo często przytaczany jest w kontekście tej zasady. Nie wchodząc może w szczegóły (po takie odsyłam do wpisu Wygrana – wygrana – jak to naprawdę jest z tą zasadą? lub do Wikipedii: Dylemat więźnia) nadmienię tylko, że najbardziej optymalnym programem był taki, który posługiwał się strategią „wet za wet z wybaczeniem” polegającą na tym, że gracz zawsze powielał zagranie przeciwnika z poprzedniej rundy, z tym, że w niektórych przypadkach braku współpracy (od 1% do 5%) wybaczał i w kolejnej rundzie wybierał strategię współpracy. Wprowadzenie tego „elementu przebaczenia” powodowało przerwanie bezsensownego ciągu braku współpracy, który mógł wyniknąć np. z prostego błędu komunikacyjnego (ja myślę, że druga osoba, chce oszukiwać, a tak naprawdę chce współpracować – czyż nie jest tak w życiu?). Zobaczcie, że bezmyślne odwdzięczanie się drugiej osobie tym, co od niej otrzymaliśmy może prowadzić właśnie do takiej bezsensownej spirali zła – natomiast strategia „inwestycji”, „przebaczenia”, złamania ciągu odwdzięczania się złem za zło, zrobienia dla drugiego czegoś dobrego jako pierwszy – czyli postępowania właśnie zgodnie z złotą zasadą postępowania, przeciwdziała takiemu zjawisku i jest jak najbardziej sensowne, racjonalne i adaptacyjne. Potraktujcie ten akapit jako pewnego rodzaju odskocznię intelektualną od naszego głównego tematu – teoria gier daje nam pewne praktyczne podpowiedzi, ale trzeba pamiętać, że życie jest o wiele bardziej złożone niż różne dylematy opisywane w jej ramach.

 

Rozwijając grafikę, którą zaprezentowałem Wam wcześniej po analizie złotej zasady postępowania możemy do niej dorysować coś takiego:

 

 

Kochasz siebie, przez to jesteś w stanie kochać innych i postępować wobec nich tak, jak chcesz, żeby oni postępowali wobec Ciebie. W generalnej większości oni będą tak wobec Ciebie postępowali (będą Cię kochać), a przez to, Ty masz większe doświadczenie miłości, kochasz się bardziej i możesz bardziej kochać innych i tak dalej. Może brzmi trochę jak utopia, której na ziemi nie da się zbudować, ale może właśnie na takim niekończącym się pomnażaniu miłości polega niebo, którego choć skrawka właśnie w postaci miłości możemy doświadczyć już tu na ziemi? Z biblijnego punktu widzenia wykres ten nie jest jednak kompletny – ale o tym zaraz, gdzie coś jeszcze do niego dorysujemy.

 

Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii porządku miłości. Wspomnieliśmy sobie, że nasze okazywanie innymi miłości powinno być uzależnione od tego, jak blisko siebie mamy daną osobę: bliższym okazujemy większe oznaki miłości, a dalszym mniejsze. Połączmy to teraz z tym, co powiedzieliśmy sobie przy okazji omawiania złotej zasady postępowania i zobaczcie, że powstał nam – moglibyśmy powiedzieć – prosty przepis na sukces w każdej relacji:

– postępuj wobec swojego małżonka tak, jak chcesz, żeby on postępował wobec Ciebie

– postępuj wobec swoich dzieci tak, jak chcesz, żeby one postępowały wobec Ciebie

– postępuj wobec swoich rodziców tak, jak chcesz, żeby oni postępowali wobec Ciebie (chociaż akurat w tej relacji biblijna mądrość idzie o wiele dalej i zauważa bardzo głęboki związek pomiędzy naszym postępowaniem wobec naszych rodziców i postępowaniem naszych dzieci wobec nas, coś co moglibyśmy streścić: postępuj wobec swoich rodziców tak, jak chcesz, żeby Twoje dzieci postępowały wobec Ciebie – studium tej sprawy zaprezentowałem przy okazji porad dotyczących emerytury)

– postępuj wobec przyjaciela tak, jak chcesz, żeby on postępował wobec Ciebie

– postępuj wobec kolegi z pracy tak, jak chcesz, żeby on postępował wobec Ciebie

– postępuj wobec sąsiada tak, jak chcesz, żeby on postępował wobec Ciebie

– postępuj wobec przypadkowo napotkanej na ulicy osoby tak, jak chcesz, żeby ona postępowała wobec Ciebie

 

To jest bardzo mądre, bo przecież czego innego oczekujemy od naszych najbliższych, a czego innego np. od sąsiadów, czy od ludzi przypadkowo spotkanych na ulicy. Po prostu dawajmy im to, czego sami chcemy – a generalnie, w większości przypadków, będą się oni nam tym po prostu odwzajemniać (a nawet jak ktoś tam nie będzie, to i tak większość będzie).

 

 

Droga najdoskonalsza

Budowanie relacji w taki sposób jest sensowne i rozsądne. W ogóle wszystko, do czego zaprasza nas Biblia jest sensowne i rozsądne… a z drugiej strony ta właśnie biblijna mądrość zaprasza nas do pewnych zachowań, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nierozsądne, takie rozrzutne, za bardzo hojne, takie „za bardzo”. Takim zachowaniem jest np. oddanie siebie Chrystusa na śmierć:

Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. (J 15, 13)

 

A zobaczcie, że wielokrotnie Jezus namawia nas do zachowań, które w pewnym sensie mogą wydawać się nierozsądne:

Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. (Mt 5, 38-42)

 

Jak już wspomniałem wcześniej, zasada „oko za oko, ząb za ząb” była bardzo sensowna, bo redukowała przemoc, a jednocześnie miała wymiar pedagogiczny (przed wybiciem komuś zęba powstrzymywała Cię myśl, że ktoś Tobie, może go wybić). Czy jednak wskazanie „nie stawiajcie oporu złemu” jest sensowne? Czy gdybyśmy wprowadzili ją jako zasadę prawną – to czy byłoby to korzystne dla współżycia społecznego. Gdyby np. nie obowiązywały żadne sankcje społeczne?

 

Oczywiście, że byłoby to nierozsądne i prowadziłoby np. do wzrostu przestępczości. Te słowa Jezusa nie są wskazówką dla osób stanowiących prawa (o tym, że władza ma prawo do przemocy Biblia mówi wprost w innych miejscach, np. Rz 13,4 – tym tematem też mam zamiar się zająć), ale są wskazówką dla Twojego serca.

 

Jezus nie tyle co wprowadza nową cywilizacyjną jakość (bo Jezus w ogóle nie zajmował się wprowadzaniem nowych cywilizacyjnych jakości – tylko sprawami serca – choć jak widzimy z historii konsekwencje nauczania Jezusa rzeczywiście z czasem wprowadziły nową jakość funkcjonowania społecznego i cywilizacyjnego), ale zaprasza Cię do życia mentalnością dziedzica, mentalnością „syna Ojca waszego, który jest w niebie”. Zaraz dalej mówi:

Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5, 43-48, podobnie Łk 6, 27-36)

 

Zobaczcie, że w tych fragmentach absolutnie nie chodzi o to, żeby przymykać oko na zło, albo być pobłażliwym kiedy ktoś nas rani (np. uderza nas w policzek lub chce ukraść ubranie). Może moglibyśmy powiedzieć, że w tych fragmentach chodzi o dostrzeżenie pewnego braku u osoby, która uderza Cię w policzek lub kradnie ubranie przy jednoczesnym dostrzeżeniu u siebie tego, że Ty masz wszystko, bo jesteś umiłowanym dzieckiem Boga. Jeśli ktoś uderza Cię w policzek, chce prawować się z Tobą o jakieś nędzne ciuchy lub zmusza, żebyś z nim łaził nie wiadomo gdzie, to znaczy, że ten człowiek nie wie, co to znaczy być synem Ojca, który jest w niebie. Ten człowiek nie chce być doskonały jako Ojciec, a może nawet o tym nie myśli. On nie doświadczył ogromnej, przemieniającej miłości Boga, która przemienia serce i sprawa, że to czy byłeś uderzony w policzek (czy dwa), czy masz ubranie, czy nie, czy idziesz 1000, czy 2000 kroków, to w ogóle nie ma znaczenia. Jezus zaprasza nas do doskonałości takiej, jaka charakteryzuje Boga. Takie podejście zakłada właśnie taką postawę inwestowania w relacje, o której powiedzieliśmy wcześniej, postawę wychodzenia jako pierwszy z przejawami miłości, postawę odpowiadania dobrem na zło (i na dobro zresztą przecież też).

 

Zobaczcie, że jednocześnie Jezus jest wobec nas uczciwy i doskonale zdaje sobie sprawę, z faktu, że czasami taka właśnie postawa miłości i naśladowania Go doprowadzi do tego, że będziemy prześladowani:

Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. (…) Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy. (Mt 10, 17-18.21-23, zob. też Mt 24, 9-14; Mk 13, 9-13; Łk 21, 12-19; J 15, 18-19; J 16, 1-3)

 

Jezus mówi, że naśladowanie Go doprowadzi do „bycia w nienawiści u wszystkich” (Mt 10, 22). W pewnym sensie może tak być (np. w jakiś bardzo niesprzyjających okolicznościach historycznych), kiedy bycie dobrym i w porządku wobec innych może nas drogo kosztować, ale zobaczcie, że i tak nie zmienia to faktu, że generalnie opłaca się być dobrym i w porządku wobec innych. Jest tak dlatego, że:

– Jezus zdaje się używać określenia „być w nienawiści u wszystkich”, jako pewnego rodzaju dodanie otuchy, że nawet gdyby ktoś rzeczywiście znalazł się w nienawiści u wszystkich (lub chociażby się mu tak wydawało – bo przecież w życiu zdążają się takie sytuacje, że wydaje się nam, że wszyscy są przeciwko nam, nawet jeśli tak w rzeczywistości nie jest), to i tak warto być wytrwałym.

– Jezus obiecuje także nagrodę za wytrwałość: „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10, 22; Mk 13, 13), a w innym miejscu mówi nawet, że „włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.” (Łk 21, 18-19), nawet jeśli chodzi tu jedynie o życie wieczne – choć bardzo często wytrwałość prowadzi też do tego, że wszystko dobrze się kończy nawet w perspektywie doczesnej (zob. np. cudowne uwolnienia z więzień opisane w Dziejach Apostolskich: Apostołów: Dz 5, 17-23, Piotra: Dz 12, 5-17, czy Pawła i Sylasa: Dz 16, 25-40).

– Jezus sam był prześladowany, choć generalnie większość ludzi aprobowała Jego działania. Ciekawie to widać np. w opisie działań Jezusa na początku 3. rozdziału Ewangelii wg Świętego Marka. Jezus w szabat uzdrawia człowieka z uschłą ręką, co zdaje się być ostateczną przyczyną decyzji faryzeuszy i zwolenników Heroda o zgładzeniu Go, a jednocześnie idą za Nim tłumy. Jakaś mała grupa nieprzychylna Jezusowa przeciwstawiona jest ogromnym tłumom z całego kraju:

A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić. Jezus zaś oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. (Mk 3, 6-8)

 

Wracając do wcześniej przedstawionego wykresu moglibyśmy zobrazować to tak, że zawsze znajdzie się jakaś grupa ludzi (raczej relatywnie niewielka), którzy nawet jeśli będziesz wszystko robił super, będziesz heroicznie okazywał miłość i w ogóle żył tylko z myślą dla innych, będą Cię krytykować i prześladować.

I wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie w Chrystusie Jezusie, spotkają prześladowania. (2 Tm 3, 12)

 

Nie zmienia to jednak faktu, że do końca warto być wobec ludzi w porządku.

 

 

Wykres pochodzi z wpisu Jak sobie radzić z hejtem i krytyką.

 

Wszystko to sensownie brzmi, ale zdaje sobie sprawę z tego, że o wiele trudniej jest zastosować to w życiu, gdzie np. żyjemy w konflikcie z najbliższymi, ludzie wokół nas ranią, mamy złe relacje w pracy i w ogóle poczucie osamotnienia. To skąd mamy wziąć siłę, żeby jednak mimo wszystko kochać ludzi wokół?

 

Biblijna mądrość jasno daje nam do zrozumienia, że nie da się prawdziwie i wytrwale kochać, bez unikatowej i wyjątkowej relacji z Bogiem. Takiej właśnie relacji, która sprawia, że jesteśmy napełnieni Jego miłością i jesteśmy w stanie kochać tak, jak On:

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali. (J 15, 15-17)

Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. (2 Kor 1, 3-4)

 

Biblia wprost mówi o tym, że Bóg uzdalnia nas do miłości:

Bóg zaś pokoju, który na mocy krwi przymierza wiecznego wywiódł spomiędzy zmarłych Wielkiego Pasterza owiec, Pana naszego Jezusa, niech was uzdolni do wszelkiego dobra, byście czynili Jego wolę, sprawując w was, co miłe jest w oczach Jego, przez Jezusa Chrystusa, któremu chwała na wieki wieków! Amen. (Hbr 13, 20-21)

My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego. (1 J 4, 19-21)

 

A święty Paweł może dzięki tej miłości powiedzieć słowa:

Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. (Ga 2, 20)

Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź. Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. (Rz 8, 35-37)

 

Jeśli Paweł twierdzi, że Chrystus w nim żyje i że nic nie jest w stanie odłączyć go od miłości Chrystusowej, to znaczy, że to już nie on sam kocha drugiego człowieka, ale, że to Chrystus kocha przez niego (w nim). A to na pewno sprawia, że miłość, którą kocha ma cechy, które opisał w chyba jednym z najpopularniejszych tekstów o miłości istniejących w naszej kulturze, tzw. hymnie o miłości (1 Kor 13). Hymn ten poprzedzony jest słowami kończącymi rozdział 12., w którym Paweł, po uprzednim wymienieniu różnych darów, którymi Bóg obdarza Kościół, mówi:

Lecz wy starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą. (1 Kor 12, 31)

 

Tak więc, miłość, która jest najdoskonalszą drogą jest:

– cierpliwa

– łaskawa

– nie zazdrości

– nie szuka poklasku

– nie unosi się pychą

– nie dopuszcza się bezwstydu

– nie szuka swego

– nie unosi się gniewem

– nie pamięta złego

– nie cieszy się z niesprawiedliwości

– współweseli się z prawdą (tzn. może chodzi również o to, że cieszy się z sukcesów innych)

– wszystko znosi

– wszystkiemu wierzy

– we wszystkim pokłada nadzieję

– wszystko przetrzyma

– nigdy nie ustaje

 

I co jest najważniejsze, Bóg wprost zaprasza nas do tego, żebyśmy kochali innych tak, jak On kocha nas – to jest nowe przykazanie ponieważ wcześniej nie było mowy o aż takiej miłości:

Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. (J 13, 34)

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. (J 15, 12)

 

Miłość była przykazaniem, a nowość Jezusowego przykazania polega na tym, żeby w pełni wypełniać to „stare” przykazanie – czyi właśnie kochać innych tak, jak kocha Bóg.

A teraz proszę cię, Pani, abyśmy się wzajemnie miłowali. A pisząc to – nie głoszę nowego przykazania, lecz to, które mieliśmy od początku. Miłość zaś polega na tym, abyśmy postępowali według Jego przykazań. Jest to przykazanie, o jakim słyszeliście od początku, że według niego macie postępować. (2 J 1, 5-6)

 

Zgodnie z tym przykazaniem ludzi mamy kochać ze względu na Jezusa, dla Niego samego – Niego, który jest w nich:

"Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". (…) "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". (Mt 25, 40b.45b)

 

Wróćmy teraz do naszego schematu. Prawdziwą siłę, żeby kochać zarówno siebie, jak i innych możemy mieć tylko od Boga. Dzięki temu jesteśmy w stanie kochać siebie i innych tak, jak kocha Bóg. Wtedy nasz wykres jest kompletny:

 

 

Zamknę tutaj pewną klamrą. Wpis rozpocząłem od przytoczenia przykazania miłości siebie i bliźniego, ale zobaczcie, że często przykazanie to nazywamy „drugim przykazaniem miłości”. Drugim, bo pierwsze mówi o miłości Boga. Przykazania te tworzą całość nauki o miłości i niosą za sobą mądrość, którą widzicie na powyższym wykresie: nie da się ostatecznie kochać bliźniego (a nawet siebie samego), bez miłości Boga:

On mu odpowiedział: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy». (Mt 22, 37b-40)

«Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych». (Mk 12, 29b-31)

Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. (Łk 10, 27b)

 

A okazywanie miłości Bogu jest niepełne, jeśli ktoś nie żyje miłością bliźniego:

Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5, 23-24)

Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. (Mt 7, 21)

Czemu to wzywacie Mnie: "Panie, Panie!", a nie czynicie tego, co mówię? (Łk 6, 46)

Staramy się bowiem o dobro nie tylko wobec Pana, lecz także wobec ludzi. (2 Kor 8, 21)

Nauka ta zasługuje na wiarę, i chcę, abyś z całą stanowczością o tym mówił, że ci, którzy wierzą w Boga, mają się starać usilnie o pełnienie dobrych czynów. Jest to dobre i pożyteczne dla ludzi. (Tt 3, 8)

Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo. Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata. (Jk 1, 22-27)

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!» – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. (…) Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków. (Jk 2, 14-17.26)

Po tym zaś poznajemy, że Go znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. (…) Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. (1 J 2, 3.9)

Dzięki temu można rozpoznać dzieci Boga i dzieci diabła: każdy, kto postępuje niesprawiedliwie, nie jest z Boga, jak i ten, kto nie miłuje swego brata. Taka bowiem jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się wzajemnie miłowali. (1 J 3, 10-11)

Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! (1 J 3, 18)

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. (1 J 4, 7-8)

 

W miłości powinny się dokonywać wszystkie nasze sprawy:

Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości! (1 Kor 16, 14)

 

Miłość pokazuje, że należymy do Boga, że jesteśmy z Nim zjednoczeni. Miłość jest – moglibyśmy powiedzieć – znakiem rozpoznawczym chrześcijan:

Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali. (J 13, 35)

Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. (1 J 4, 11-16)

 

I co więcej, miłość jest streszczeniem wszelkich innych nakazów, praw i moglibyśmy powiedzieć biblijnych porad:

Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! (Rz 13, 9)

Bo całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. (Ga 5, 14)

Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe. (Ga 6, 2)

Jeśli przeto zgodnie z Pismem wypełniacie królewskie Prawo: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego, dobrze czynicie. (Jk 2, 8)

 

Ponieważ miłość jest drogą doskonałości – drogą, na którą wszyscy jesteśmy zaproszeni i która odpowiada na nasze najgłębsze pragnienia:

Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu, ponieważ tak, jak On jest [w niebie], i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości. (1 J 4, 17-18)

 

Rembrandt. Chrystus na krzyżu (1631)

Kościół Świętego Wincenta, Lot-et-Garonne, Francja (wikimedia.org)

 

 

Podsumowując tę część, zobaczcie, że Bóg wobec człowieka posługuje się pewnego rodzaju pedagogią stopniowo zwiększając wymagania:

1. Postępuj wobec ludzi tak, jak oni postępują wobec Ciebie. – Zasada „oko za oko, ząb za ząb”. Odwdzięczaj się dobrem za dobro, a złem za zło, ale ogranicz się do odpłacania tylko tym, co otrzymałeś od bliźniego – czy w kwestiach dobrych, czy złych.

2. Postępuj wobec ludzi tak, jak postępujesz wobec siebie. – Przykazanie miłości bliźniego.

3. Postępuj wobec ludzi tak, jak chcesz, żeby oni postępowali wobec Ciebie. – Złota zasada postępowania będąca pewnego rodzaju pozytywnym „złamaniem” zasady „odwdzięczania się”, inwestycją w relacje, wyjściem z dobrem jako pierwszy.

4. Postępuj wobec ludzi tak, jak Bóg postępuje wobec Ciebie. – Droga najdoskonalsza.

 

 

Mam taką myśl, że powyższe cztery etapy są drogą nie tylko jakiegoś rodzaju postępu cywilizacyjnego, którą ludzkość przeszła od prehistorii (czyli od czasów kiedy nie znano nawet zasady „oko za oko” – czyli nawet przed pierwszym z powyższych etapów), aż po czasy rozkwitu cywilizacji chrześcijańskiej (nie wnikając w kwestię, czy te czasy obecnie trwają, czy już raczej się skończyły – choć jak pisze np. Bierdiajew w Nowym Średniowieczu – ich rozkwit dopiero przed nami, bo w końcu ludzkość dojdzie do wniosku, że nie ma sensu postępować inaczej – czy tak będzie, czy nie, to temat na odrębne rozważania), ale także jakby drogą rozwoju (w tym również duchowego) każdego człowieka od dzieciństwa – gdzie przeważa ta naturalna skłonność od odwdzięczania się, poprzez „racjonalne zachowania”, których uczy nas społeczeństwo, aż do pełni dojrzałej duchowości (jeśli oczywiście człowiek tego chce, bo na pewno zgodzicie się ze mną, że relatywnie niezbyt wielu ludzi żyje zgodnie z 4. z powyższych poziomów).

 

Zobaczcie, że granica postępowania moralnie słusznego jest już gdzieś przy pierwszym z powyższych poziomów. Moralnie niegodziwe jest odwdzięczanie się złem za zło, ale już godziwe jest odwdzięczania się dobrem za dobro. Kolejne poziomy to tylko coraz większy wzrost, w kierunku pełni realizacji Bożych wymagań.

 

Co więcej, ta Boża pedagogia związana z stawianiem człowiekowi (czy to w wymiarze cywilizacyjnym, czy jednostkowym) coraz większych wymagań związana jest także z tym, że Bóg obdarza łaską niezbędną do ich wypełnienia, bo o ile zdaje się, że sami z siebie może bylibyśmy w stanie przestać eskalować zło (tzn. żyć zgodnie z zasadą „oko za oko, ząb za ząb”), a nawet może (przy wsparciu w miarę dobrze zorganizowanego społeczeństwa sankcjonującego przemoc) potrafilibyśmy postępować wobec bliźnich tak, jak oni wobec nas nawet z ew. inwestycją (wszak strategia „wet za wet z wybaczeniem” jest racjonalna i adaptacyjna), to na pewno sami nie bylibyśmy w stanie postępować wobec innych tak, jak postępuje wobec nas Bóg. Co więcej osiągnięcie tego etapu nie było możliwe zanim Pan Jezus nie wysłużył dla nas przez swoją mękę i śmierć łaski możliwości życia w pełnym zjednoczeniu z Bogiem.

 

 

Kochać, to znaczy afirmować i wymagać

Tak więc podsumowując powyższe refleksje, Biblia zachęca nas do tego, żebyśmy odnosili się do ludzi wokół nas tak, jak odnosi się do nich sam Bóg. Żebyśmy kochali tak, jak kocha Bóg:

Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. (J 13, 34)

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. (J 15, 12)

 

Przyjrzymy się w takim razie temu, jak kocha Bóg – Mistrz Miłości, który sam jest Miłością (1 J 4, 8.16). Oczywiście Boża Miłość, jak On sam jest nieogarniona i nie do pojęcia przez nas, możemy jednak spróbować ją zrozumieć, kiedy uprościmy ją do dwóch filarów: afirmacji i wymagań.

 

 

 

Afirmacja

Afirmacja, czyli bezwarunkowa miłości i akceptacja człowieka jako człowieka. To właśnie z tak rozumianej miłości Bóg stworzył świat i dał go człowiekowi oraz dał człowiekowi wolność. Bóg kocha człowieka miłością indywidualną i nieodwołalną, a każdy z nas jest Jego wymarzonym dzieckiem:

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną. (Iz 49, 15-16)

Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię. (Jr 1, 5a)

Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość. (Jr 31, 3)

Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. (…) Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! (Łk 12, 6-7.24)

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. (J 3, 16)

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15, 9)

 

To właśnie ta afirmacja człowieka objawia się na przykład w geście obmycia nóg Apostołom:

[Jezus] wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. (J 13, 4-5)

 

A ostatecznie w śmierci Jezusa dla człowieka:

Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. (J 15, 13)

… bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie (Ef 5, 25b)

Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. (Rz 5, 6-8)

Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy. (1 Kor 15, 3)

 

Ford Maddox Brown. Jezus umywa nogi Piotrowi (1852-1856)

Tate Britain, Londyn (wikimedia.org)

J 13, 6-9

 

 

Wymagania

Jednocześnie miłość nie oznacza pobłażliwości i traktowania człowieka jak dziecko, które nic samo nie jest w stanie zrobić. Miłość nie oznacza ciągłego chwalenia i doceniania niezależnie od tego, co dana osoba zrobi. Dlatego drugi wymiar miłości to wymagania. Już na pierwszych kartach Biblii Bóg stawia przed człowiekiem wymagania:

Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». (Rdz 1, 28)

 

Bóg daje nam wolność wyboru, ale jednocześnie zaprasza do podjęcia konkretnej decyzji:

Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi, którą Pan poprzysiągł dać przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. (Pwt 30, 19-20)

 

A przed każdym z nas stawia też indywidualne zadania do wypełnienia (więcej o tym będzie przy okazji omawiania tematu odkrywania własnej ścieżki życia; mam zamiar również szerzej omówić ten fragment, bo jest bardzo ważny, a wydaje mi się, że często nieopatrznie go rozumiemy):

Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. (Mt 16, 24)

 

Wyzwania, którym stawiamy czoło wyrabiają w nas cnotę:

Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję. (Rz 5, 3-4)

Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali, nienaganni, w niczym nie wykazując braków. (Jk 1, 2-4)

 

Jednocześnie Bogu zależy na nas i czasami używa „twardych” środków, żeby sprowadzić nas na dobrą drogę – oczywiście w wrażliwy sposób dostosowany do każdego z nas – a zwłaszcza tych, którzy są blisko Niego:

Za to wszystko będziemy dziękować Panu Bogu naszemu, który doświadcza nas, tak jak i naszych przodków. Przypomnijcie sobie to wszystko, co On uczynił z Abrahamem, i jak doświadczył Izaaka, i co spotkało Jakuba w Mezopotamii Syryjskiej, pasącego trzody Labana, brata jego matki. Albowiem jak niegdyś doświadczył ich w ogniu, próbując ich serc, tak i teraz nas nie ukarał, lecz chłoszcze Pan tych, którzy zbliżają się do Niego, aby się opamiętali. (Jdt 8, 25-27)

…otwiera On [Bóg] ludziom oczy, przerażenie budzi w ich sercu. Chce odwieść człowieka od grzechu i męża uwolnić od pychy, uchronić duszę od grobu, a życie – od ciosu dzidy. Przez cierpienie nawraca na łożu i udrękę w kościach nieustanną. (Hi 33, 16-19)

Upomnieniem Pańskim nie gardź, mój synu, nie odrzucaj ze wstrętem strofowań. Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi. (Prz 3, 11-12)

Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia. (Syr 2, 5)

Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje. Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Jeśli jesteście bez karania, którego uczestnikami stali się wszyscy, nie jesteście synami, ale dziećmi nieprawymi. Zresztą, jeśliśmy cenili i szanowali ojców naszych według ciała, mimo że nas karcili, czyż nie bardziej winniśmy posłuszeństwo Ojcu dusz, a żyć będziemy? Tamci karcili nas według swej woli na czas znikomych dni. Ten zaś czyni to dla naszego dobra, aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości. Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. (Hbr 12, 6-11)

Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! (Ap 3, 19)

 

Święty Paweł zachęca, żeby starać się dla bliźniego o to, co dla niego „dogodne”, ale zaraz wyjaśnia, że chodzi tu o jego dobro, jego zbudowanie:

A my, którzy jesteśmy mocni [w wierze], powinniśmy znosić słabości tych, którzy są słabi, a nie szukać tylko tego, co dla nas dogodne. Niech każdy z nas stara się o to, co dla bliźniego dogodne – dla jego dobra, dla zbudowania. Przecież i Chrystus nie szukał tego, co było dogodne dla Niego ale jak napisano: Urągania tych, którzy Tobie urągają, spadły na Mnie. (Rz 15, 1-3)

 

Bezmyślne afirmowanie i akceptowanie zachowań drugiego człowieka (ostatnio jest takie modne słowo na to, którego zdaje się używamy w trochę niewłaściwym sensie: „tolerancja”), bez stawiania wymagań, na pewno nie służy „zbudowaniu” drugiego człowieka. Co więcej, postawienie drugiemu człowiekowi adekwatnych wymagań, uzależnionych od jego predyspozycji, ale też stopnia bliskości z nami (czego innego wymagamy od bliskich, a czego innego od np. współpasażerów w autobusie miejskim) jest wyrazem okazania głębokiego szacunku. O konkretnych szczegółach okazywania obydwu tych postaw opowiemy sobie w kolejnym wpisie.

 

Upraszczając możemy więc sprowadzić wszystkie działania zawierające się w odpowiedzi na pytanie, co to znaczy kochać do tych dwóch filarów. Afirmując ja działam, robię coś dla Ciebie. Wymagając, oczekuje, że Ty będziesz działał.

 

AFIRMACJA = JA DZIAŁAM

WYMAGANIA = CHCĘ, ŻEBYŚ TY DZIAŁAŁ

 

Lucas Cranach Starszy. Raj (1530)

Muzeum Historii Sztuki, Wiedeń (wikimedia.org)

 

 

Co się dzieje, kiedy brakuje któregoś z tych filarów?

Skutki braku afirmacji (np. podejście wychowawcze, które moglibyśmy określić jako „zimny chów”, bez okazywania oznak miłości, takich jak przytulanie, uśmiech, a nawet czasami spełnianie zachcianek jak np. kupienie komuś słodyczy – choć oczywiście bez przesady):

– przekonanie, że na miłość trzeba sobie zasłużyć

– poczucie własnej niewystarczalności, że czegoś mi brakuje

– ciągłe próby udawadniania, że jestem coś wart, że zasługuje na miłość

– zaniżone poczucie własnej wartości

 

Skutki braku wymagań (np. podejście określane mianem „bezstresowego wychowania”, wychowanie permisywne, tzn. pozwalające na dużo, spełnianie wszystkich zachcianek, wyręczanie drugiej osoby, w tym, co powinna zrobić sama):

– bardzo duża podatność na impulsy zewnętrzne (np. mody) i wewnętrzne (np. zachcianki), popularnie mówiąc „rozpieszczenie”

– trudności z radzeniem sobie z życiowymi wyzwaniami, trudności z wytrwałym doprowadzaniem spraw do końca i budowaniem trwałych dzieł

– egoizm, brak wdzięczności, przekonanie, że „mi się należy”

 

 

Afirmacja jest pierwsza

Należy jednak zauważyć, że filar afirmacji jest pierwszy i ważniejszy – Bóg najpierw „buduje” ten filar, a następnie mówi o wymaganiach. Ciekawie widać to w konstrukcji poszczególnych ksiąg Ewangelii: Bóg najpierw daje poznać się jako Ten, który objawia swoją bezwarunkową miłość, a następnie stawia wymagania.

 

Wyraźnie możemy to zauważyć np. na podstawie konstrukcji Ewangelii wg Świętego Marka. Jezus jest najpierw Tym, który uzdrawia, pociąga tłumy, rozmnaża chleb, a dopiero w połowie Księgi – w 8. rozdziale zapowiada swoja mękę i mówi o naśladowaniu Go poprzez niesienie krzyża. Po tym w Jego nauczaniu pojawiają się tematy, takie jak nierozerwalność małżeństwa (Mk 10, 1-12), konieczność nieprzywiązywania się do dóbr materialnych (Mk 10, 17-31; Mk 12, 41-44), potrzeba służby (Mk 10, 35-45), mowa eschatologiczna o prześladowaniach (Mk 13, 1-37), wreszcie opis męki i zmartwychwstania oraz ostatni nakaz misyjny posyłający uczniów na cały świat (Mk 16, 15-18), co przecież jest bardzo dużym wymaganiem.

 

Bóg mówi do człowieka:

Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń. (Oz 6, 6)

Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych. (Mt 12, 7)

A w innych miejscach czytamy:

Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem. (Jk 2, 13)

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. (Mt 5, 7)

Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. (Łk 6, 36)

 

Nawet jeśli Bóg sprowadza ludzi na dobrą drogę pozwalając im doświadczyć konsekwencji ich złych czynów (bo na tym polega to, co Biblia określa mianem „Bożej kary”), to nawet wobec ludzi dalekich od Niego robi to z pobłażliwością, a wobec bliskich sobie – z czułością:

Gdy przyszła próba – chociaż karciłeś łagodnie – pojęli, ile ucierpieli bezbożni, osądzeni z gniewem. Ich bowiem doświadczałeś, ostrzegając jak ojciec, tamtych utrapiłeś, osądzając jak król nieubłagany. (Mdr 11, 9-10)

Jeśli bowiem wrogów swych dzieci, chociaż winnych śmierci, karałeś z taką oględnością i pobłażaniem, dając czas i miejsce, by się od zła odwrócili, z jakże wielką czułością sądziłeś swych synów, których przodkom dawałeś przysięgi i przymierza, pełne wspaniałych obietnic. Kiedy nas karcisz – wrogów naszych chłoszczesz tysiąckrotnie, byśmy pamiętali o dobroci Twojej, gdy sądzimy, i oczekiwali miłosierdzia, gdy na nas sąd przyjdzie. (Mdr 12, 20-22)

 

Bóg daje nam przez to do zrozumienia, że ważniejsza jest dla niego nasze wewnętrzne nastawienie (afirmacja) niż jakieś działania (wymagania), choć nie mówi w tych fragmentach, że działań i wymagań mamy zaniedbać. Budowanie naszej relacji z kimkolwiek rozpoczynamy od filaru afirmacji i to niezależnie, od tego, czy mówimy np. o relacji przyjacielskiej, damsko-męskiej, czy relacji z dzieckiem, kiedy pojawi się na świecie. Najpierw okazujemy naszą bezwarunkową miłości i dopiero wtedy możemy myśleć o stawianiu wymagań. Rozpoczęcie od wymagań mogłoby zniszczyć każdą relację. Wyobrażacie sobie rodzica, który zamiast przytulać swoje dopiero co narodzone dziecko, każe mu samemu zmieniać sobie pieluszki, lub kogoś, kto poznając nas powie nam: będę się z Tobą przyjaźnił, jeśli będziesz robił to i to. Kiedy jednak nasza relacja jest już zbudowana to pewnego rodzaju obowiązkiem wobec drugiej jest stawianie adekwatnych wymagań – o tym szczegółowo powiemy sobie w następnym wpisie.

 

  • Podręcznik - Jak Uczyć SkutecznościWięcej o tym, jak działać skutecznie i żyć z innymi znajdziecie w moim podręczniku:
    Jak Uczyć Skuteczności

    ZOBACZ PODRĘCZNIK

 

Biblijna mądrość nie jest naiwna

Miłość obejmująca te dwa wymiary pokazuje nam jednocześnie ważny fakt: biblijna mądrość nie jest naiwna. Biblia nie zachęca nas do bezmyślnego afirmowania drugiego człowieka i spełniania wszystkich jego zachcianek sprowadzającego się np. do zapraszania go do domu, dawania mu pieniędzy, czy przymykania oczu na jego złe czyny. Filar wymagań mówi nam o tym, że miłość nie polega tylko na naiwnym dawaniu, ale zakłada rozsądne podejście do potrzeb drugiego człowieka i takie okazywanie miłości, które ani nam, ani temu drugiemu człowiekowi nie będzie szkodzić:

Pomagaj bliźniemu według swej możności, a uważaj na siebie, abyś i ty nie upadł. (Syr 29, 20)

 

Na przykład bezmyślne przyjęcie kogoś do domu może zaszkodzić nam lub naszym domownikom:

Nie wprowadzaj do domu swego każdego człowieka, różnorodne są bowiem podstępy oszusta. (…) Przyjmij obcego do domu, a wtrąci cię w zamieszanie i oddali cię od twoich najbliższych. (Syr 11, 29.34)

Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go, albowiem kto go pozdrawia, staje się współuczestnikiem jego złych czynów. (2 J 1, 10-11)

 

Tak samo jak spędzanie czasu z ludźmi żyjącymi w grzechu może szkodzić nam samym:

Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami. Nie chodzi o rozpustników tego świata w ogóle ani o chciwców i zdzierców lub bałwochwalców; musielibyście bowiem całkowicie opuścić ten świat. Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. (1 Kor 5, 9-11)

 

Może być też tak, że nasza pomoc utwierdza w człowieka w grzechu:

Dobroczynność nie jest dla tego, kto trwa w złu, ani kto nie udziela jałmużny. Dawaj bogobojnemu, a nie wspomagaj grzesznika. Dobrze czyń biednemu, a nie dawaj bezbożnemu, odmów mu chleba swego i nie użyczaj mu, aby przypadkiem nie wziął góry nad tobą. Znajdziesz w dwójnasób zło za wszystko dobro, które byś mu wyświadczył. Gdyż i u Najwyższego budzą odrazę grzesznicy, wymierzy On też karę bezbożnym. Dawaj dobremu, a nie pomagaj grzesznikowi. (Syr 12, 3-7)

 

Albo, kiedy ktoś może zwyczajnie zlekceważyć naszą pomoc, marnując np. nasz czas, pieniądze, czy talenty:

Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały. (Mt 7, 6)

 

Zawsze przypominam sobie poniższy fragment, kiedy widzę kogoś żebrzącego na ulicy. Z jednej strony wsparcie takiego człowieka jest uczynkiem miłosierdzia, za który można uzyskać dar wiecznego szczęścia. Tak! Pan Jezus wyraźnie powiedział, że za jeden kubek wody dany z miłością można dostąpić nagrody, a że Bóg jest bardzo hojny możemy się spodziewać, że chodzi tu o nagrodę wieczną:

Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. (Mt 10, 42)

Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. (Mk 9, 41)

 

Tylko, że zobaczcie, że tu chodzi o kubek wody dany uczniowi Chrystusa, właśnie z tego powodu, że jest Jego uczniem (choć w powyższym fragmencie z Mt również możemy rozumieć to też tak, że to dający daje, bo jest uczniem Chrystusa, a nie ten, który otrzymuje). Kubek dany człowiekowi, który postępuje zgodnie z tym, co mówi Jezus. Kiedy jednak osoba nie żyje tak, jak prosił o to Pan Jezus, musimy się już zastanowić przed udzieleniem jej pomocy, bo może ona bardziej zaszkodzić, niż pomóc.

 

Teoretycznie może trudno wyobrazić sobie sytuację, że dając komuś kubek wody, możemy mu zaszkodzić, ale już dając komuś na ulicy pieniądze – tak. Kiedy na przykład taka osoba wyda je na coś, co jej zaszkodzi. Nieco słabym tłumaczeniem się jest to, że tak naprawdę nic nas to nie obchodzi, co ta osoba zrobi z jałmużną, którą jej wręczyliśmy – my mamy czyste sumienie, a to, że ktoś wyda te pieniądze na przykład na alkohol – to jej sprawa. Niestety nie. Biblia wielokrotnie przestrzega przed taką postawą. Brak upominania bliźniego, który trwa w grzechu po części również nas obarcza odpowiedzialnością za ten grzech (o szczegółowych biblijnych poradach dotyczących upominania powiemy sobie w następnym wpisie):

Jeśli powiem bezbożnemu: "Z pewnością umrzesz", a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. (Ez 3, 18)

 

Kiedy mamy podejrzenie, że prosząca nas na ulicy osoba może w zły sposób wykorzystać ofiarowaną przez nas pomoc, pewnym rozwiązaniem może być pójście z nią do sklepu i kupienie potrzebnych produktów. Samemu zdarzało mi się tak postępować, aczkolwiek wydaje mi się, że to też do końca nie jest słuszne postępowanie. Z jednej strony pomagamy w podstawowych potrzebach dzieląc się chlebem, a z drugiej strony człowiek może przyzwyczajać się do żebrania na ulicy i nic ze swoim życiem nie robić. Nie jest naszą rolą wnikanie w sumienie tego człowieka i ocenianie go, ale z drugiej strony Biblia wyraźnie przestrzega przed pomaganiem grzesznikom. Nasza postawa miłości może dać takiej osobie do myślenia i zainspirować do zmiany życia, a z drugiej strony może utwierdzać w lenistwie i marnowaniu swoich talentów.

 

Myślę, że na taką sytuację nie ma jednoznacznej odpowiedzi, dlatego, moim zdaniem warto robić tak: pomagać systematycznie poprzez ofiarowanie swojej dziesięciny instytucjom, które zajmują się robieniem Bożych dzieł (o dziesięcinie pisałem w wpisie o pieniądzach), w tym np. właśnie pomocą bezdomnym (wtedy warto znać adresy takich instytucji w swojej miejscowości, że tam móc odesłać proszącą nasz na ulicy osobę), a w każdorazowej sytuacji kiedy ktoś na ulicy prosi o wsparcie, zapytać się w sercu: Panie Jezu, co Ty byś zrobił na moim miejscu?

 

 

Kochaj jak Maryja

Maryja w pełni wpatruje się i naśladuje Boga, tak więc również od Niej możemy uczyć się tego, jak kochać. Maryja – podobnie jak Bóg – okazuje swoją miłość poprzez afirmację i stawianie wymagań. Widać to w Jej relacji do Jezusa. Daje Mu dużą autonomię i jednocześnie troszczy się Jego zaginięciem:

Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. (Łk 2, 43-45)

 

I wraz z wiekiem stawia mu coraz większe wymagania, którym Jezus jest posłuszny (bo gdyby nie było wymagań, to konkretnie czemu miałby być posłuszny?):

Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. (Łk 2, 51-52)

 

Widać to także w Jej relacji do człowieka, którą to relacje wierzymy, że możemy odnieść do każdego z nas. Maryja, jako pierwsza zauważa brak wina na weselu w Kanie Galilejskiej i w trosce o parę młodą zwraca na to uwagę:

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina». (J 2, 1-3)

 

Jednocześnie stawia wymagania polecając posłuszeństwo Jezusowi:

Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». (J 2, 5)

 

William Holman Hunt. Odnalezienie Zbawiciela w Świątyni (1860)

Birmingham Museum and Art Gallery, Wielka Brytania (wikimedia.org)

Łk 2, 41-50

 

 

To, co do tej pory napisałem to wstęp do tematu budowania dobrych relacji – takie moglibyśmy powiedzieć teoretyczne podstawy. W kolejnym wpisie przejdziemy do konkretów, czyli konkretnych wskazówek mówiących o tym, jak mamy budować nasze relacje, tzn. co konkretnie robić, a czego nie robić:

Konkretne biblijne porady, dotyczące tego, jak budować relacje, czyli to co znaczy kochać

 

 

Czy zgadzacie się z tym, co tutaj napisałem? Macie może jakieś przemyślenia i uwagi? Zapraszam Was do dyskusji w komentarzach i podzielenia się swoimi refleksjami.

 

 

Bibliografia:

Grant A. (2014). Dawaj i bierz. Warszawa: Muza.

 

Pobierz Darmowy E-book

Liczba komentarzy: 1

  1. Witam! Bardzo podoba mi się jak ukazujesz różnice między starotestamentalnym "oko za oko, ząb za ząb" a nowotestamentalnym nauczaniem miłości bliźniego. Prawdą jest, że kiedy Jezus mówił o miłości do wrogów, zupełnie rewolucjonizował rozumienie etyki i relacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *