Indywidualistyczna kultura, w której żyjemy często podpowiada nam coś w stylu: nie pozwól się ograniczać, nie przejmuj się tym, co pomyślą inni, realizuj siebie nie patrząc na innych itp. Niby sensownie to brzmi, ale tak naprawdę zdrowy psychicznie człowiek nie jest w stanie nie przejmować tym, co pomyślą o nim inni. Z drugiej jednak strony nadmierne przejmowanie się opinią ludzi też jest bardzo niekorzystne dla naszego funkcjonowania. Zapraszam Was do analizy tego zjawiska.
Zarówno nadmierna koncentracja na oczekiwaniach innych, jak i ich odrzucenie nie są dobrymi strategiami życia. Czy więc chodzi jedynie o znalezienie złotego środka? Czy chodzi o asertywność? Wydaje mi się, że sprawa ma trochę głębsze dno i będę chciał Wam to pokazać zwracając uwagę na perspektywę zasad. Na końcu wpisu praktyczne porady, które możemy streścić w dwóch sprawach (a może to tak naprawdę jedna):
– żyj mentalnością dostatku
– przestań się porównywać.
Myślenie o tym, co pomyślą o nas inni jest sensowne
Zacznijmy w ogóle od tego, że tak naprawdę zdrowo funkcjonujący człowiek nie jest w stanie przestać myśleć o tym, co myślą o nim ludzie wokół niego. Ten mechanizm jest stary jak nasze emocje i w gruncie rzeczy bardzo sensowny, ponieważ:
– przeciwdziała temu, że zostaniemy wykluczeniu z grupy lub społeczności
– powstrzymuje nas to przed robieniem głupich rzeczy, które mogą nam zagrażać
– powstrzymuje nas to przed robieniem głupich rzeczy, które mogą zagrażać innym (tak naprawdę wszystko co robimy zagrażającego innym, zagraża także nam, bo możemy za to po prostu oberwać)
Mechanizm martwienia się i myślenia o tym, co pomyślą o nas inni pomaga nam w budowaniu naszej przynależności do rodziny, grupy i społeczności. Jeśli jest on zaburzony, jak na przykład u socjopatów, czy psychopatów, wtedy relacje z innymi kompletnie się sypią i bardzo często takie osoby są wykluczane.
Mechanizm ten objawia się na przykład:
– W zjawisku tremy, kiedy boimy się występu publicznego w sposób mniej więcej proporcjonalny do liczby osób, przed którymi mamy występować i ew. ich statusu społecznego.
– W porównaniu sytuacji, w których coś robimy i jesteśmy obserwowani lub nie. Fakt bycia obserwowanym może zarówno polepszać to, co robimy (efekt tzw. facylitacji społecznej, czyli w np. kibicowania może potwierdzić każdy piłkarz: o wiele gorzej gra się, kiedy na trybunach nie ma kibiców), jak i pogarszać (efekt patrzącego na ręce szefa lub klienta). Co ciekawe, zjawisko to pojawia się np. wtedy, kiedy wydaje się nam, że ktoś może obserwować nas przez kamerę, bądź też w pomieszczeniach z lustrem.
– Zachowaniu w codziennych sytuacjach, w których mamy kontakt z innymi. przypomnij sobie jak się czujesz, kiedy np. jedziesz windą sam, a jak się czujesz kiedy są w niej inni ludzie, lub też zwróć uwagę, co robisz kiedy idziesz chodnikiem i ktoś nieznajomy idzie w tę samą stronę co ty: nie chcecie iść obok siebie i jedna osoba zawsze przyspieszy kroku, a druga jakby automatycznie go spowolni
– Myślach, które pojawiają się w nas, kiedy patrzymy w lustro – kiedy widzimy siebie w lustrze od razu przychodzi nam na myśl to, jak widzą nas inni. Myśli w stylu: „ale jestem przystojny”, „pięknie dziś wyglądam” lub wprost przeciwnie: „ale jestem gruba”, „beznadziejnie dziś wyglądam” odnoszą się bardziej do tego, co inni mogą o nas myśleć, niż do tego, co my sami o sobie myślimy.
Zobaczcie, że bardzo podobne mechanizmy psychologiczne stoją za porównywanie się z innymi. Na proces porównywania siebie z innymi składają się procesy oceniania innych przez pryzmat siebie oraz ocenieniem siebie przez pryzmat innych – a przecież właśnie ocenianie siebie przez pryzmat innych, to nic innego jak właśnie martwienie się tym, co inni o nas pomyślą. Dogłębne studium zjawiska porównywania się z innymi opisałem w tym wpisie:
Jak wreszcie przestać porównywać się z innymi, oceniać innych i siebie
Nadmierna koncentracja na tym, co pomyślą i jak nas postrzegają inni, jest nieadaptacyjna
Zobaczcie też, że my jako ludzie mamy jakąś taką dziwną i czasami bezsensowną (tj. nieadaptacyjną) zdolność skupiania się na sobie, odnoszenia wszystkiego do siebie i spostrzegania siebie jako obiektu percepcyjnie dostępnego dla innych (zob. Duval i Wicklund, 1972).
Na przykład w wieku dorastania pojawia się takie zjawisko jak wyimaginowana publiczność (imaginary audience) (Elkind, 1967). Młody człowiek przed taką wyimaginowaną publicznością prezentuje swoje ciało, przedstawia zalety i czuje się w centrum uwagi. Elkind uważa, że występowanie w myślach takiej wyimaginowanej publiczności powoduje u młodzieży powstawanie porywów entuzjazmu i pragnienia czynów nadzwyczajnych, co związane jest również z idealizmem młodzieńczym (zob. Crow i Crow, 1956). Zjawisko to występuje częściej u dziewcząt.
Wyobrażanie sobie wyimaginowanej publiczność może być jednak związane z dużą potrzebą aprobaty społecznej, a także ucieczką przed rzeczywistością, która być może nie zaspokaja potrzeby przynależności i uznania wśród innych. Kelly, Jones i Adams (2002) wykazali, że występowanie u osób badanych wyimaginowanej publiczności wiąże się z lękiem społecznym. Badania te pokazały również, że zjawisko to w większym stopniu powiązane jest z lękiem społecznym, niż rozwojem poznawczym. Autorzy interpretują ten wynik stwierdzając, że to właśnie pojawianie się w okresie adolescencji lęku społecznego, a nie rozwój poznawczy, leżą u podstaw występowania wyimaginowanej publiczności.
Inne badania wykazały związek występowania wyimaginowanej publiczności z różnymi symptomami psychologicznego niedostosowania, np. Montgomery, Haemmerlie i Zoellner (1996) wykazali związek z niższymi ocenami, używaniem niedojrzałych strategii samoutrudniających oraz negatywnymi konsekwencjami spożycia alkoholu wśród studentów.
Występowanie wyimaginowanej publiczności może mieć podobne podłoże jak pojawianie się u dzieci i młodzieży wyimaginowanego przyjaciela (imaginary companionship). Bonne i in. (1999) wykazali, że „posiadanie” takiego wyimaginowanego towarzysza związane jest z większym poziomem stresu i używaniem mniej dojrzałych strategii radzenia sobie z nim, niższym poziomem samokontroli emocjonalnej oraz niedojrzałym przywiązaniem do obiektu. Wśród przebadanych 850 zdrowych adolescentów (10 i 12 klasa) zjawisko to pojawiło się u 17,6% osób i częściej były to dziewczęta. Autorzy podsumowują, że nie jest to zjawisko psychopatologiczne, ale związane jest z nieadaptacyjnymi sposobami radzenia sobie.
Zjawisko wyimaginowanej publiczności w swojej naturze wydaje się być również związane z postrzeganiem swojej osoby z pozycji obserwatora (zob. Soszyńska, Francuz, 2007), czyli w taki sposób jak postrzegają nas inni ludzie.
Osoba wyobrażając sobie siebie może być w wyobrażonej sytuacji podmiotem akcji i wykonawcą czynności (aktorem) lub spostrzegać siebie jakby z zewnątrz (obserwator). Soszyńska i Francuz (2007) jako przykład wyobrażenia z pozycji aktora podają „widzę obłoki nade mną”, natomiast wyobrażeniem z pozycji obserwatora może być np. „widzę swoją spokojną twarz” (s. 293).
Jeśli miałbym Cię poprosić, żebyś w wyobraźni odtworzył sobie swój dzisiejszy poranek, wstanie z łóżka, poranną toaletę, śniadanie itp. to, czy Twoje wyobrażenie wygląda bardziej tak:
1) Spostrzegam sytuacje z perspektywy pierwszej osoby, jakby „z moich oczu”, widzę swoje ręce, to czego dotykam i co robię (perspektywa aktora)
czy tak:
2) Spostrzegam sytuacje z perspektywy trzeciej osoby, jakby oglądając film z sobą w roli głównej, widzę swoją twarz, to co robiłem jakby z zewnątrz siebie, tak jak widzą mnie inni (perspektywa obserwatora)
Który sposób wyobrażania sobie siebie jest u Ciebie dominujący?
Wyobrażenie z pozycji obserwatora łatwo opisać jako „oglądanie oczami wyobraźni” filmu z samym sobą w roli głównej, natomiast pozycja aktora odpowiada naszej codziennej percepcji otaczającego świata. Postrzeganie siebie z perspektywy obiektu wiąże się ze stanem obiektywnej samoświadomości, czyli stanem, kiedy uwaga skierowana jest na samego siebie, jako obiekt percepcyjnie dostępny innym (Duval i Wicklund, 1972).
Soszyńska i Francuz wymieniają trzy sposoby wyjaśniania różnic pomiędzy tymi pozycjami (s. 293-294):
1) Odmienność perspektywy percepcyjnej (Storms 1973). Osoba z pozycji aktora zwraca większą uwagę na wyobrażone przedmioty i obiekty wokół siebie, natomiast z pozycji obserwatora – ona sama staje się centrum wyobrażenia, a otaczające obiekty – tłem.
2) Racje vs. przyczyny (Buss, 1978). Wyobrażając sobie inne osoby z pozycji aktora większą uwagę zwracamy na nie, niż na otaczającą sytuacje. Wyobrażając sobie natomiast własne zachowanie z pozycji obserwatora mamy tendencje do odwoływania się do racji pozapodmiotowych i sytuacyjnych przyczyn, które kierują naszym zachowaniem, co tym samym związane jest z obniżeniem poczucia kontroli („to nie ja jestem przyczyną mojego zachowania”).
3) Czynniki językowe, czyli różnice przy opisie zachowań własnych i cudzych (Semin i Fiedler 1991). Ludzie, kiedy opisują siebie robią to zazwyczaj w sposób konkretny za pomocą czasowników: „ja zrobiłem”, „ja powiedziałem”. Natomiast inne osoby częściej opisuje się poprzez przymiotniki określające bardziej ogólne cechy, np. „on jest agresywny”, „on jest leniwy”. Pierwszy sposób opisywania odnosi się do pozycji aktora, natomiast drugi do obserwatora, kiedy osoba wyobraża sobie samą siebie jakby z zewnątrz i może opisywać się w trzeciej osobie, tj. „on”, „ona”, zamiast „ja”.
Wyobrażanie sobie siebie z perspektywy obserwatora oznacza większą koncentrację i myślenie o tym, co pomyślą o nas inni.
Bardzo ciekawe jest to, że w moich badaniach dotyczących marzeń młodzieży postrzeganie siebie z perspektywy obiektu (czyli jakby oglądając film z sobą w roli głównej) powiązane było z następującymi zmiennymi (zaznaczone na żółto):
Najciekawsze i najistotniejsze korelacje mówią nam o tym, że wyobrażanie sobie siebie z perspektywy obiektu powiązane jest z:
– większą częstotliwość marzeń: r = 0,47
– i to zarówno pozytywnych – konstruktywnych: r = 0,46
– jak i dysforycznych: r = 0,43
– oczywiście wyimaginowaną publicznością (ponieważ, jak już wspomniałem, są to zjawiska o podobnym podłożu): r = 0,50
– postrzeganiem celów jako ważnych: r = 0,25
– i w pewnym stopniu długofalowych: r = 0,19
– przy jednoczesnym pewnym nasileniu ich konfliktu: r = 0,18
– oraz z lękiem przed przyszłością: r = 0,22
Powyższe charakterystyki rzeczywiście mogą wskazywać na pewien stopień nasilenia potrzeby aprobaty społecznej. Tak w największym skrócie potrzeba aprobaty społecznej polega na tym, że robimy coś po to, żeby zostać zaakceptowanym i zaaprobowanym przez innych. Potrzebujemy innych, żeby udowodnić sami sobie nasze poczucie wartości.
Bardzo ciekawe wnioski możemy wyciągnąć również w pewnego już dosyć dawnego badania nad marzeniami dziennymi, które prowadzone było przez zespół J.L. Singera od lat 60. ‘XX w. Singer i jego zespół chciał stworzyć metodę obejmującą całość „doświadczenia wewnętrznego” człowieka i w roku 1968 opublikował Imaginal Proces Inventory (IPI), poprawiony w roku 1970 (Singer, Antrobus, 1970). Metoda ta składała się z 28 skal i 344 pozycji kwestionariuszowych. Giambra (1978) zebrał dane z badań przy wykorzystaniu tego narzędzia dotyczących ponad 1300 osób w wieku 17 – 92 lata i na ich podstawie dokonał analizy czynnikowej. W wyniku analizy wyodrębniono aż 33 czynniki, które tyko częściowo pokrywają się z zaproponowanymi 28 skalami. Jak widać metoda ta mogła dostarczać dużej ilości informacji, jednak jej praktyczne wykorzystanie, ze względu na długość i złożoność było nieco ograniczone, a analiza czynnikowa wykazała nieco inną strukturę właściwości zjawiska.
Liczne badania z użyciem tej metody dotyczące populacji osób zdrowych (Singer, Antrobus, 1963; Starker, 1973; 1974) pokazały, że metoda ukrywa trzy czynniki wyższego rzędu. Bazując na tych trzech czynnikach powstał Short Imaginal Proces Inventory (SIPI) (Huba, Singer, Aneshensel, Antrobus, 1982) składający się już tylko z 45 itemów (po 15 na skalę), co znaczenie upraszczało badanie. Skale metody to:
1) Marzenia pozytywne-konstruktywne (Positive-Constructive Daydreaming);
2) Marzenia obwiniające i o strachu przed porażką (Guilt and Fear-Of-Failure Daydreaming), czasami określane również jako dysforyczne
3) Słaba kontrola uwagowa (Poor Attentional Control).
Dlaczego w ogóle o tym pisze? Metoda ta powstała w wyniku badania czysto indukcyjnego, w którym najpierw obserwujemy rzeczywistość, a dopiero później wyciągamy co do niej wnioski (badania naukowe zazwyczaj robi się na odwrót, stosując metodę dedukcji: najpierw przyjmujemy jakieś założenia – hipotezy – wynikające z teorii, a potem sprawdzamy, czy rzeczywistość do nich pasuje) i w jej skład weszły trzy pozycje nieco odmienne od pozostałych, a dotyczące tego, o czym tutaj mówimy. Te pozycje to (tłumaczenie moje):
– W moich marzeniach otrzymuję nagrodę przed dużą publicznością. (In my fantasies, I receive an award before a large audience.)
– W moich marzeniach postrzegam siebie jako eksperta, którego opinia jest brana pod uwagę przez wszystkich. (In my dreams, I see myself as an expert, whose opinion is sought by all.)
– Wyobrażam sobie siebie jako należącego do organizacji zrzeszającej wyjątkowe osoby odnoszących sukcesy. (I picture myself being accepted into an organization for successful individuals only.)
Jak myślicie, do której skali należą te trzy pytania:
1) Marzenia pozytywne-konstruktywne,
2) Marzenia dysforyczne,
3) Słaba kontrola uwagowa?
To pytanie jest bardzo podchwytliwe, bo może się wydawać, że odbieranie nagrody przed dużą publicznością, bycie ekspertem i należenie do organizacji zrzeszającej wyjątkowe osoby, to pozytywne i przyjemne zjawiska ALE pytania te wchodzą w skład skali marzeń dysforycznych. Czyli osoby, które za ich pomocą charakteryzowały swoje marzenia opisywały je również za pomocą określeń takich jak:
– W moich marzeniach czasami mam poczucie winy, że uciekłem przed karą.
– Czasami pojawia się u mnie myśl, że ktoś odkrywa, że go okłamałem.
– W moich marzeniach jestem agresywny w stosunku do moich wrogów.
– Czasami myślę o tym jak ukarać osoby, których nie lubię.
– Moje marzenia często dotyczą smutnych wydarzeń, które mnie dotykają.
– W moich marzeniach czasem jestem wrogi do innych.
– W moich marzeniach czasami pojawia się starach przed byciem złapanym, kiedy robię coś złego.
– W moich marzeniach obawiam się otrzymywania nowych obowiązków w życiu.
– Czasami w moich marzeniach tracę tych, których kocham.
– Czasami wyobrażam sobie siebie, że nie jestem w stanie skończyć pracy, którą jestem zobowiązany wykonać.
Pojawianie się w marzeniach treści dotyczących poczucia winy, lęku i porażki powiązane jest z wyobrażeniami o swojej wyjątkowości! Pod tymi treściami leżą te same mechanizmy, tj. potrzeby aprobaty społecznej i udowadniania sobie i innym swojej wartości.
Zobaczcie też, że przed postawą nadmiernego martwienia się tym, co pomyślą o nas inni i życia oczekiwaniami innych, przestrzega nas Pismo Święte:
Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Nie bądźcie więc niewolnikami ludzi. (1 Kor 7, 23)
Poprzez odrzucenie oczekiwań społecznych sami siebie wykluczamy
Nadmierne przejmowanie się tym, co pomyślą o nas inni i życie oczekiwaniami innych ludzi (albo bardzo często jedynie naszym spostrzeganiem tych oczekiwań, bo tak naprawdę mogą być one zupełnie inne niż nam się wydaje) jest bardzo nieadaptacyjne, frustrujące i niepozwalające na pełną realizację swoich talentów.
Dlatego w przekazie kultury (tej samej kultury, która karmi nas bezsensownymi serialami, których jedynym celem jest to, żebyś godzinami siedział i je oglądał) często możemy słyszeć:
– „nie pozwól się ograniczać”
– „nie przejmuj się tym, co pomyślą inni”
– „realizuj siebie nie patrząc na innych”
Jak na ironię, tego typu przekaz bardzo często płynie z uzależniających seriali, przez które nie żyjesz swoim życiem, ale życiem ich bohaterów. Przekaz ten podpowiada Ci, żebyś wyzwolił się spod jarzma społecznych oczekiwań i realizował siebie. Realizować siebie? Czyli, konkretnie, co mam robić? Spełniać się? Czyli co? Rozwijać się? Ale po co? No jak to po co? Żeby ostatecznie mieć łatwe i przyjemne życie.
Niestety łatwe i przyjemne życie wcale nie daje spełnienia (o czym już oczywiście w tych serialach się nie mówi, bo jeszcze ktoś przestałby je oglądać), a poza tym całkowite odrzucenie tego, co myślą o nas inni i ich oczekiwań, jest w gruncie rzeczy jedną z najgorszych rzeczy, które możemy sami dla siebie zrobić – ponieważ tym sposobem sami się wykluczamy.
Czy więc chodzi tutaj o znalezienie złotego środka pomiędzy kompletnym olewaniem innych, a całkowitym życiem oczekiwaniami innych (przypuszczamy, że ów środek będzie się plasował gdzieś w okolicach uwzględniania uwag innych i taktownymi asertywnymi odmowami kiedy trzeba)?
Czy może właśnie o to, żeby brać pod uwagę to, co pomyślą o nas inni, traktować to jako podpowiedź, ale tak naprawdę iść swoją drogę, a już na pewno nie zamartwiać się oczekiwaniami (lub tylko postrzeganymi oczekiwaniami) innych – trochę w myśl, tego, o czym pisałem już w wpisie o radzeniu sobie z hejtem i krytyką?
Może w pewnym sensie tak – na pewno znajdowanie Arystotelesowski złotego środka w tym co robimy z dużym prawdopodobieństwem jest słuszną strategią. Wydaje mi się jednak, że sprawa jest nieco głębsza i chodzi tutaj o coś innego. Zapraszam Was do głębszej analizy tej sprawy.
Wypada/nie wypada vs. słuszne/nie słuszne
Po pierwsze jak już wielokrotnie pisałem (np. w Jak Uczyć Skuteczności oraz w wpisach o „opłacalnej” bezinteresowności, o relacjach, czy o dylemacie pieniądze-relacje) uważam, że człowiek jest naprawdę szczęśliwy i spełniony, kiedy żyje właśnie dla innych, a nie dla samego siebie. Kiedy swoje działanie postrzega jako bardzo sensowne i będące elementem czegoś większego niż on sam. Zresztą nie jest to tylko moja opinia, ale wynika także z badań naukowych, np. tych realizowanych w ramach Teorii Autodeterminacji (o tym było w wpisie o pracy marzeń).
Czy jednak życie dla innych oraz rozwój i realizacja wszystkich swoich talentów dla innych osób, to to samo, co martwienie się opinią innych i życie zgodnie z postrzeganymi oczekiwaniami społecznymi? No chyba raczej nie. Możesz żyć w stu procentach zgodnie z oczekiwaniami innych, a wcale nie żyć dla nich. Możesz też żyć dla innych i to wcale nie będzie zgodne z oczekiwaniami wobec Ciebie.
Spróbuj zapytać sam siebie, które pytanie przy podejmowaniu decyzji zadajesz sobie częściej:
– Czy tak wypada? czy
– Co należy zrobić? Co jest słuszne?
Czy tak wypada? | Czy to jest słuszne? |
– co on/ona sobie o mnie pomyśli? | – co na to moje sumienie? |
– czego oczekują ludzie? czy inni by tak zrobili? jak robi większość? | – czy to jest zgodne z zasadami? |
– czy kogoś nie urażę? czy ktoś się nie obrazi i przestanie mnie lubić? | – czy ostatecznie to jest dla drugiej osoby dobre, nawet jeśli teraz będzie nieprzyjemne lub trudne? |
– czy nie chcę narazić sam siebie na zranienie? (potrzeba chronienia siebie) | – czy naprawdę nie chcę nikogo zranić? |
– daje ludziom to, czego wydaje się im, że chcą (np. prowadząc biznes) | – daje ludziom prawdziwą wartość, nawet jeśli nie do końca zdają sobie z tego sprawę |
– czy ostatecznie robiąc to, myślę bardziej o swoim dobru, niż dobru innych? | – czy ostatecznie robiąc to, myślę o dobru innych co najmniej w takim samym stopniu jak o swoim? |
– krótkofalowa perspektywa | – długofalowa perspektywa |
Perspektywa: „czy tak wypada?” jest bardzo ograniczająca. Perspektywę zasad, możemy postrzegać jako ograniczającą, ale tylko w takim sensie, w jakim balustrada ogranicza balkon. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie wychodzi na balkon i nie mówi: ale mnie ta balustrada ogranicza. Zasady nakładają na nas ograniczenia, ale tylko dla naszego dobra i dobra innych ludzi.
Także, jeżeli słyszysz od kogoś: „nie pozwól się ograniczać” i ta osoba ma na myśli ograniczenia wynikające z perspektywy „czy tak wypada?”, to rzeczywiście nie pozwól na to, ALE jeśli ktoś ma na myśli ograniczenia wynikające z zasad, to nie słuchaj go, bo łamanie zasad zawsze źle się kończy i tworzy z ludzi psychopatów i socjopatów.
Właśnie takie też podejście proponuje nam Pismo Święte: żeby trzymać się zasad, a w tym akurat przypadku najbardziej adekwatną zasadą będzie przykazanie miłości siebie i bliźniego, które pojawia się już w Starym Testamencie:
Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. (Kpł 19, 18)
Dlaczego nie lubię pojęci „asertywność” i „stawianie granic”?
Wydaje mi się, że to jest dobry moment na analizę pojęcia „asertywność” – która bardzo związana jest z oczekiwaniami innych ludzi. Pod pojęciem asertywności rozumiemy dbałość o nasze potrzeby, przy poszanowaniu potrzeb innych. W potocznym rozumieniu moglibyśmy powiedzieć, że chodzi mniej więcej o złoty środek pomiędzy uległością a agresją w relacjach z innymi. Z jednej strony nie chcemy dać się wykorzystać, a z drugiej strony pamiętamy o poszanowaniu potrzeb innych. Asertywność pomaga nam radzić sobie z dylematem, jak się mamy zachować kiedy ktoś nas o coś prosi, do czegoś namawia, czegoś oczekuje lub wymaga (np. szef w pracy lub żona w domu).
Tylko, że niestety bardzo często pod pojęciem „asertywności” rozumiana jest zbytnia koncentracja na swoich potrzebach. Tak jakbyś, zanim ktoś wymyślił asertywność, miał tylko dwie opcje:
1) Ulegle się zgodzić rezygnując z siebie, z swoich potrzeb, swojego czasu wolnego itp. – rezygnacja z swoich potrzeb
2) Odpowiedzieć agresją, odmówić, olać prośbę i powiedzieć, że tego nie zrobisz (albo może nawet wykrzyczeć to) – rezygnacja z potrzeb innych.
Teraz masz jeszcze trzecią opcję – asertywną:
3) Grzecznie odmówić powołując się na swoje prawa – szanujesz potrzeby swoje i innych.
Moim zdaniem „bycie asertywnym” nadmiernie koncentruje nas na naszej perspektywie, na naszych prawach, na postawieniu granic, a nie na tym, co naprawdę słuszne i co należy zrobić. Tak jakbyśmy zapomnieli właśnie o perspektywie tego, co słuszne, a sprowadzamy nasze decyzje do perspektywy tego, co wypada – tego, co powierzchowne.
Oczywiście asertywność (i to w gruncie rzeczy rozumiana potocznie, jak i bardziej specjalistycznie) wcale nie oznacza negowania potrzeb innych ludzi. Chodzi mi o to, że pojęcie to bardziej naświetla i podkreśla moje potrzeby, a gdzieś tam w drugiej kolejności potrzeby innych. A zobaczcie, że perspektywa czynienia tego, co słuszne i co należy zrobić (choć wiadomo, że ta, również może być różnie rozumiana), od razu uwydatnia nam szersze i bardziej obiektywne spojrzenie na daną sytuację – co oczywiście implikuje dbałość zarówno o potrzeby tej drugiej osoby, jak i moje.
Mam niestety taką refleksję, że dwa związane z asertywnością i często nadużywane pojęcie: „stawianie granic” i „dbanie o własne potrzeby” wynika z czegoś co, określam mentalnością braku, czyli nadmiernej koncentracji na sobie, narzekaniem i przeświadczeniem, że czegoś mi brakuje i muszę sam siebie chronić, bo coś stracę.
Życie zgodnie z zasadami i w perspektywie tego, co słuszne prowadzi do mentalności dostatku. A mentalność dostatku nie musi stawiać ogromnych granic i nie boi się stracić. Oczywiście nie chodzi tu o bezmyślność i np. niezamykanie mieszkania lub zgadzanie się na wykorzystywanie przez innych. Chodzi o życie zgodnie z zasadami.
Jeśli ktoś Cię o coś prosi, do czegoś namawia, lub czegoś oczekuje, to zamiast asertywnie pytać sam siebie:
– Czy on chce mnie wykorzystać?
– Czy to nie narusza moich granic?
– Czy to przeszkodzi w zaspokojeniu moich potrzeb?
Zapytaj się:
– Czy to jest słuszne? Czy tak należy zrobić?
(Możesz ew. zadać sobie pytania pomocnicze: czy skorzystają na tym obydwie strony relacji na zasadzie wygrana – wygrana)
I jeśli tak jest, to po prostu tak zrób. Jeśli prośba, oczekiwanie lub wymaganie jest słuszne, to nawet jeśli będzie Cię to dużo kosztować i tak warto to zrobić. A jeśli to nie jest słuszne, to po prostu tego nie rób, nawet jeśli… będzie Cię to dużo kosztować.
Oczywiście, jeśli ktoś wymaga od nas tego, co nie jest słuszne to warto powiedzieć to mu w sposób grzeczny, a jeśli się nie da (np. szef na nas krzyczy), to może po prostu wyjść z pokoju (nawet nie wiesz, jak się zdziwi). O tym było w tym wpisie:
– Jak sobie radzić z hejtem i krytyką
Zdaję sobie też sprawę z tego (choć czasami o tym zapominam, o czym na szczęście przypominają mi moi przyjaciele, np. Ewelina, Kuba i Daria), że różni ludzie są na różnych etapach życia. Patrzenie na sprawy w perspektywie tego, co słuszne (wynikające z życia mentalnością dostatku), jest bardzo dojrzałym etapem funkcjonowania człowieka, do którego nieraz dochodzi się latami, a wcześniej asertywna perspektywa dbania o swoje granice i prawa jest jakimś etapem tej drogi rozwoju (którego punktem początkowym mogło być np. lękowe przyzwalanie na wykorzystywanie).
Temat mentalności dostatku, to w ogóle bardzo szerokie zagadnienie, o którym więcej pisałem w oddzielnym wpisie:
Jak przestać martwić się tym, co myślą o mnie inni i zacząć wreszcie żyć
To „zacząć wreszcie żyć” specjalnie tam napisałem, żeby podkreślić przekaz.
Jak już wcześniej wspomniałem martwienie się tym, co pomyślą o nas inni jest mechanizmem bardzo podobnym do mechanizmu porównywania się z innymi i bardzo dobrze przeciwdziała mu życie mentalnością dostatku, dlatego też, jako praktyczne porady podsumowujące ten wpis zaproponuję Wam:
– 6 porad, które bardzo szczegółowo opisane są właśnie w wpisie o porównywaniu się:
1. Bezwarunkowa akceptacja samego siebie i innych
2. Porównuj się tylko do swoich możliwości
3. Nie buduj poczucia wartości na sprawach materialnych i tym, co widać
4. Rób rzeczy dla nich samych i wartości jakie dają innym, a nie dla pieniędzy
5. Znajdź to, w czym jesteś dobry i co lubisz robić
6. Znajdź swoje unikatowe DLACZEGO?
oraz
– 9 porad szczegółowo opisanych w wpisie o mentalności dostatku:
1. Wdzięczność
2. Koncentruj się na tym co masz i co możesz, a nie na tym, czego nie masz i czego nie możesz
3. Nie porównuj się z innymi
4. Buduj relacje na zasadzie Wygrana – Wygrana
5. Nie buduj swojego poczucia wartości na wartościach materialnych
6. Nie żyj ponad stan
7. Zarabiaj pieniądze robiąc dobrze to co kochasz i służąc innym
8. Samorealizacja może być zgubna
9. Dąż do przyszłości, ciesząc się teraźniejszością
Zobaczcie, że w gruncie rzeczy porady ma obydwu listach są ze sobą spójne i równie dobrze moglibyśmy im nadać każdy z trzech poniższych tytułów:
– „jak żyć mentalnością dostatku”
– „jak przestać porównywać się z innymi”
– „jak przestać martwić się tym, co pomyślą o nas inni”
Co myślicie o takim podejściu do tematu martwienia się i myślenia o tym, co pomyślą o nas inni? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Bibliografia:
Bonne O., Canetti L., Bachar E., De-Nour A.K, Shalev A. (1999). Childhood imaginary companionship and mental health in adolescence. Child Psychiatry and Human Development, 29(4), s. 277-286.
Buss A. R. (1978). Causes and reasons in attribution theory: A conceptual critique. Journal of Personality and Social Psychology, 36(11), s. 1311-1321.
Crow L. O., Crow, A. (1956). Adolescent development and adjustment. New York: McGraw Hill.
Duval S., Wicklund R. (1972). A theory of objective self-awareness. Oxford: Academic Press.
Elkind, D. (1967). Egocentrism in adolescence. Child development. 38.
Giambra L. M. (1978). A factor analysis of the items of the Imaginal Processes Inventory. Wystąpienie w ramach: Second American Confernece on the Fantasy and Imaging Process. 04.11.1978.
Huba J.G., Singer J.L., Aneshensel C.S., Antrobus J.S. (1982). Short Imaginal Processes Inventory. Manual. Research Psychologists Press.
Kelly K. M., Jones, W. H., Adams J.M. (2002). Using the Imaginary Audience Scale as a measure of social anxiety in young adults. Educational and Psychological Measurement, 62(5), s. 896-914.
Montgomery R. L., Haemmerlie F. M., Zoellner S. (1996). The 'imaginary audience', self-handicapping, and drinking patterns among college students. Psychological Reports, 79 (3, Pt 1), s. 783-786.
Semin G. R., Fiedler K. (1991). The linguistic category model, its bases, applications and range. W: W. Stroebe, M. Hewstone (red.), European Review of Social Psychology, 2, s. 1-30, Chichester: Wiley & Sons Ltd.
Singer J. L., Antrobus J. A. (1963). A factor analytic study of daydreaming and conceptually – related cognitive and personality variables. Perceptual and Motor Skills, 17, s. 187-209.
Singer J. L., Antrobus J. S. (1970). Manual for the Imaginal Processes Inventory. Princeton: Educational Testing Service.
Soszyńska E., Francuz P. (2007). Wpływ aktywizacji wyobraźni na myślenie dywergencyjne oraz na odbiór wrażeń płynących z ciała. W: P. Francuz (red.), Obrazy w umyśle. Studia nad percepcją i wyobraźnią, s. 291-309. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar.
Starker S. (1973). Aspects of inner experience: Autokinesis, daydreaming, dream recall and cognitive style. Perceptual and Motor Skills, 36, s. 663-673.
Starker S. (1974). Daydreaming styles and nocturnal dreaming. Journal of Abnormal Psychology, S3, s. 52-55.
Storms M. D. (1973). Videotape and the attribution process: reversing actors' and observers' points of view. Journal of Personality and Social Psychology, 27, s. 165-75.
Bardzo dobry artykuł, odźwierciedlający moje moje myśli w tym temacie w 100 %. Nie jetem sam w swoich przemyśleniach. Poza tym, to co podpowiada mi intuicja zostało ubrane w słowa. Największe wrażenie zrobiły na mnie tezy dotyczące asertywości. Dotychczas to rozumiałem, a teraz wiem jak to powiedzieć, dzięki opracowaniu tematu przez specjalistę.