Jak wreszcie przestać porównywać się z innymi, oceniać innych i siebie

Porównywanie się z innymi, a tym samym ocenienie innych i siebie, to zdaje się jedno z największych ograniczeń jakie sami sobie nakładamy. W wpisie przedstawiam argumentację dotyczącą tego, dlaczego warto przestać to robić oraz 6 pomysłów na to, jak przestać to robić, bo jak pewnie sami wiecie, to wcale nie jest takie łatwe…

 

Porównywanie się jest powszechne i sensowne

Na początku warto zwrócić uwagę, że porównywanie się z innymi jest zjawiskiem powszechnym i…w pewien sposób sensownym – jego celem jest ochrona siebie. Psychologiczny mechanizm porównywania się z innymi, a tym samym oceniania innych jest u człowieka powszechny i sensowny – jego celem jest ochrona siebie. Im ktoś jest od nas bardziej różny, tym może dla nas być większym zagrożeniem. A przecież tak naprawdę każdy jest od nas różny, bo nie ma dwóch takich samych ludzi na świecie (nawet jeśli mają ten sam kod genetyczny jak bliźniaki jednojajowe), czy więc każdy może być dla nas zagrożeniem? W pewnym sensie tak, bo np. ktoś może sobie o nas coś złego pomyśleć (naprawdę o to się troszczymy, nawet jeśli pozornie w ogóle nie zależy nam na opinii innych!), nie chcemy być odrzuceni, ani oceniani.

 

Kiedy się jednak nad tym głębiej zastanowimy, to tak naprawdę tylko w małej liczbie przypadków drugi człowiek może być dla nas prawdziwym zagrożeniem (np. kiedy spotykasz kogoś idąc w nocy w ciemnej uliczce) i w większości przypadków zagrożenie to jest tylko „w naszej głowie”. Nasz emocje działają tak (bo właśnie do mechanizmów oceniania – tzw. preferencji – w pewnym sensie sprowadzają się nasze emocje) – ponieważ o wiele korzystniej dla przeżycia organizmu zareagować jest przesadną obawą w sytuacji małego zagrożenia, niż nie zareagować w sytuacji rzeczywistego zagrożenia.

 

Pisałem już o tym w wpisie Po co nam emocje? Jak sobie radzić z emocjami?, gdzie opisałem mały eksperyment z kijem podobnym do węża, który pokazuje studentom na wykładzie, ale chcę tutaj zobrazować ten mechanizm na pewnej, może bardziej dosadnej analogii.

 

Wyobraź sobie, że jesteś strażnikiem strzegącym zamku surowego króla. Jeśli ktokolwiek włamie się do zamku, król surowo Cię ukaże (nawet śmiercią). Stoisz więc na warcie, jest już ciemno, prawie nic nie widać, ale w pewnym momencie nieopodal zamku dostrzegasz poruszające się zarośla i słyszysz szmery. Może to tylko wiatr porusza liście lub jakieś zwierzę tędy przechodzi, ale może to być też złodziej chce włamać się do zamku. Masz dwie możliwości:

1) wszczynasz alarm i budzisz wszystkich w zamku,

2) nie robisz nic.

 

Macierz wypłat (to termin z teorii gier określający rozkład konsekwencji, w przypadku interakcji przyjęcia określonej strategii i zaistnienia warunków zewnętrznych, na które nie mamy wpływu) w tej sytuacji wygląda następująco:

 

 

Co wybierasz?

 

Oczywiście każda zła decyzja (w czerwonych komórkach – czyli niewszczęcie alarmu w sytuacji prawdziwego zagrożenia, oraz wszczęcie go w sytuacji braku zagrożenia) wiąże się z negatywnymi konsekwencjami. I zobaczcie: na wybór strategii (czyli na to, co zrobimy) mamy wpływ, natomiast na warunki zewnętrzne nie mamy żadnego wpływu, czyli zawsze optymalniej (lepiej) jest wybrać strategię, w której konsekwencje pomyłki są mniejsze.

 

Jeśli za wszczęcie alarmu bez potrzeby grozi nam jedynie wyśmianie przez resztę załogi, a za niewszczęcie go w sytuacji prawdziwego zagrożenia – nawet kara śmierci, to jedyną optymalną (sensowną) strategią, jest zawsze wszczynanie alarmu.

 

Byłoby zupełnie inaczej, jeśli np. konsekwencje wyglądały by inaczej, np. kiedy za alarm bez potrzeby groziłaby surowsza kara niż za brak alarmu w razie potrzeby. Jednak z naszymi emocjami jest właśnie tak, jak tutaj: za wszczęcie alarmu w sytuacji braku zagrożenia grozi nam łagodniejsza konsekwencja niż w sytuacji, kiedy alarm wszczniemy bez potrzeby – w skrócie optymalniejszą strategią jest zawsze wszczynanie alarmu. Kiedy widzimy w lesie coś przypominającego węża o wiele lepiej jest cofnąć rękę, nawet jeśli to zwykły kij, niż nie cofnąć, kiedy byłby to wąż (takie zobrazowanie tego mechanizmu – z grafiką – opisałem w wpisie o emocjach).

 

Jako ciekawostkę warto dodać, że w badaniach naukowych lub diagnostyce również opisuje się podobną macierz interakcji pomiędzy tym, co twierdzi naukowiec, tym, jak jest w rzeczywistości. Badacz może popełnić dwa rodzaje błędów:

– błąd pierwszego rodzaju (false positive) – stwierdzenie, że coś jest, gdy w rzeczywistości tego nie ma (w statystyce: odrzucenie prawdziwej hipotezy zerowej, mówiącej, że nie ma różnic, inaczej: stwierdzenie, że są różnice, kiedy ich w rzeczywistości nie ma; w medycynie: stwierdzenie, że pacjent jest chory, podczas gdy jest on zdrowy; w oprogramowaniu antywirusowym: stwierdzenie, że plik jest zawirusowany, podczas, gdy nie jest). Poziom skuteczności danego badania (np. testu) określa się poprzez podanie prawdopodobieństwa popełnienia błędu tego rodzaju (określany α – małą grecką literą alfa). W badaniach naukowych umownie przyjmuje się, że jeśli prawdopodobieństwo to jest mniejsze niż 5%, to badanie jest skuteczne, a uzyskane za jego pomocą wyniki – prawdziwe.

– błąd drugiego rodzaju (false negative) – stwierdzenie, że czegoś nie ma, gdy w rzeczywistości to jest (w statystyce: przyjęcie błędnej hipotezy zerowej, inaczej: stwierdzenie, że nie ma różnic, kiedy one są; w medycynie: stwierdzenie, że pacjent jest zdrowy, podczas, gdy jest chory; w oprogramowaniu antywirusowym: stwierdzenie, że plik jest czysty, podczas gdy jest zawirusowany).

 

Zobaczcie, że nasze mechanizmy emocjonalne zaprojektowane są tak, żeby chronić nasze życie – dlatego o wiele korzystniej jest wszczynać alarm, nawet bez potrzeby, niż nie wszcząć go, kiedy taka potrzeba jest. Nasze mechanizmy emocjonalne w najbardziej podstawnym wymiarze możemy sprowadzić właśnie do oceniania, które może mieć zarówno charakter świadomy, jak i nieświadomy. Możemy również mówić o mechanizmach oceniania, które funkcjonują dosyć prosto (np. korzystny – niekorzystny, zagrażający – niezagrażający), jak i bardziej skomplikowanych mechanizmach analizujących również, np. zdolność do radzenia sobie, własne zasoby itp. (na takim rozumieniu emocji opiera się np. teoria emocji Lazarusa, 1991).

 

Koncepcja Lazarusa mówi o dwóch ocenach (lub może lepiej trafnie powiedzieć dwóch aspektach oceny):

1. Ocena pierwotna

– ocena adekwatności celu: czy wydarzenie jest istotne, czy nie?

– ocena spójności celu: czy zdarzenie sprzyja osiągnięciu celu czy też nie?

– ocena rodzaju zaangażowania ego: jak zachować się w danej sytuacji?

2. Ocena wtórna

– potencjał zaradczy – potencjalna możliwość poradzenia sobie ze zdarzeniem i własnymi emocjami: jakie osoba mam zasoby?, jakie zasoby są w środowisku?

– oczekiwanie na przyszłość: jakie będą konsekwencje działania?

 

I zobaczcie, że w pewien sposób opisuje to ciekawe zjawisko: najpierw oceniamy innych, a dopiero siebie – jako punkt odniesienia. Logicznie rozumując najpierw powinniśmy ocenić siebie, a dopiero później – mając już przygotowany punkt odniesienia – innych. Jak jednak widzicie emocje nie są racjonalne i dlatego oceniamy najpierw to co może nam bardziej zagrażać (tj. innych), a dopiero potem to co mniej (czyli siebie). Może w ogóle trafniej byłoby powiedzieć, że oceniamy innych przez pryzmat siebie (nawet poprzez nieświadome odniesienie do siebie), a dopiero później, w konsekwencji: siebie przez pryzmat innych. W każdym razie warto zaważyć, że tak naprawdę na emocjonalny mechanizm porównywania się z innymi składają się dwa procesy: ocenianie innych i ocenianie sobie.

 

 

No bo na przykład jeśli stwierdzi, że ktoś jest wysoki, to prawdopodobnie robisz tak, ponieważ jest po prostu wyższy od Ciebie. Trochę co innego może dla Ciebie znaczyć „wysoki człowiek” kiedy masz np. 160 cm wzrostu, a co innego, kiedy masz np. 190 cm wzrostu. Bardzo podobnie określenia: „bogaty”, „zdrowy”, „silny”, „inteligentny” – oczywiście każde z tych określeń możemy jakoś zobiektywizować, ale chcę Wam pokazać, że bardzo często świat postrzegamy przez pryzmat własnego „ja”.

 

Koniecznie trzeba też tutaj dodać, że mając na myśli ocenę, wcale nie koniecznie chodzi nam o coś świadomego, powiedzielibyśmy: rozumowego. Ocena może – i bardzo często ma – również charakter nieświadomy. Kiedy dotykasz gorącego garnka, to nie oceniasz świadomie sytuacji, nie zastanawiać się nad tym, co robić – tylko twój organizm automatycznie (nieświadomie i niezależnie od Twojego rozumu) dokonuje bardzo szybkiego procesu oceny i „stwierdza”, że gorący garnek jest zagrożeniem, a w związku z tym konieczne jest odsunięcie ręki, co też czyni, bez żadnego udziału Twojej świadomości – do świadomości informacja dociera dopiero po chwili – w postaci bólu. Jeszcze taka uwaga językowa: w psychologii używa się również określenia: ocena poznawcza – w języku potocznym możemy to określenie rozumieć jako ocenę świadomą (no bo, żeby coś poznać, trzeba to sobie uświadomić), ale tutaj chodzi o odniesienie do układu poznawczego, czyli układu przetwarzania informacji – a ten działa zarówno na poziomie świadomym, jak i nieświadomym (np. przetwarzanie danych zmysłowych – informacji o światle padającym na siatkówkę, które nasza świadomość odbiera jako sensowne obrazy), tak więc poznawczy ≠ świadomy.

 

No i teraz zobaczcie: mamy tak silny mechanizm oceniania, który jest bardzo pomocny i np. pomaga nam podejmować decyzje, kiedy mamy mało czasu lub mało danych, ale mamy także inny mechanizm: mianowicie rozum, czyli inaczej świadomą analizę poznawczą – która jest mechanizmem wolniejszym i wymagającym większej dawki informacji – ale za to, może być bardziej trafny.

 

Ważne jest tutaj również to, że mechanizmy emocjonalne są bardzo pomocne w naturalnym funkcjonowaniu człowieka, czyli np. takim, w którym musi stawiać on czoła zagrożeniom ze strony sił natury oraz innych ludzi. Ale przecież my żyjemy już w na tyle zorganizowanym społeczeństwie, że raczej nie musimy na co dzień stawać czoła zagrożeniom naturalnym (np. dzikim zwierzętom) lub nieprzyjaznym ludziom, po przecież nasze wyspecjalizowane społeczeństwo jakoś radzi sobie z tymi wyzwaniami (tj. np. izoluje dzikie zwierzęta oraz ogranicza zagrożenie ze strony ludzi przez sankcje). Stąd w naszym codziennym życiu o wiele większego znaczenia nabierają sposoby kształtowania naszego zachowania przy wykorzystaniu rozumu. Oczywiście mechanizmy emocjonalne nadal są nam potrzebne i nawet, gdybyśmy mogli się ich pozbyć (zobaczcie np. anty-utopijna wizja świata w filmie Equilibrium [2002], tak na marginesie znane są w historii sposoby „usuwania” emocji, np. poprzez podawanie żołnierzom środków psychoaktywnych redukujących strach), byłoby to bardzo niebezpieczne, bo prowadziło do podejmowania zachowań zagrażających życiu.

 

A poza tym, czasami bywa tak, że emocjonalne mechanizmy odpowiedzialne za oceniania jakby „biorą górę” na rozumem, bardzo utrudniają nasze funkcjonowanie, obniżają samopoczucie itp. Nadmierne porównywanie się prowadzi do bardzo niekorzystnych dla nas konsekwencji:

 

  • Podręcznik - Jak Uczyć SkutecznościWięcej o tym, jak działać skutecznie i żyć z innymi znajdziecie w moim podręczniku:
    Jak Uczyć Skuteczności

    ZOBACZ PODRĘCZNIK

 

Dlaczego warto przestać porównywać się z innymi

Porównywanie się z innymi najczęściej będzie prowadziło do jednej z dwóch konsekwencji: albo stwierdzenia, że w jakiś sposób jestem lepszy od innych, albo stwierdzenia, że jestem od nich gorszy. W obydwu tych przypadkach bardzo źle działa to na nasze funkcjonowanie.

 

Teoretycznie moglibyśmy wyobrazić sobie sytuacje jakiejś równowagi, czyli sytuacji, w której, w wyniku porównywania stwierdzimy, że jesteśmy równi innym. No właśnie, tylko, że to tak nie działa. Możesz wyobrazić sobie sytuację, w której porównujesz się do jakiejś konkretnej osoby, (np. Twojego sąsiada) i na jednym wymiarze jesteś od niej lepszy (np. masz dobre relacje), na innym gorszy (ale za to zarabiasz mniej), a na innym równy (mieszkacie w tej samej dzielnicy). Tylko, że te aspekty porównywania, w których jesteście równi w ogóle nie są dla Ciebie ważne, nie niosą żadnej istotnej informacji, nie poruszają Twoich emocji – no bo nie niosą ze sobą żadnych konsekwencji, dlatego na nie po prostu nie zwraca się uwagi. Zwracamy uwagę tylko na to, co niesie ze sobą jakąś ważną dla nas informacje.

 

 

1. Porównywanie się prowadzi do frustracji i zgorzknienia

Tak więc pierwszą negatywną konsekwencją porównywania się z innymi jest poczucie zgorzknienia, frustracji i bycia gorszym od innych. Jeśli spędzasz dużo czasu przeglądając Facebooka, to zapewne zauważyłeś, że przeglądanie zdjęć umieszczanych tam, przez Twoich znajomych (lub kogokolwiek innego) prowadzi do porównywania się z innymi. Kiedy widzisz, że któryś z Twoich znajomych, albo ktoś inny, np. jakiś instagramowy celebryta ma nowy samochód, markowe ubranie, nowe mieszkanie albo odwiedza egzotyczne zakątki świata – może się w Tobie rodzić poczucie frustracji. Nie ma znaczenia fakt, że prawdopodobnie za nowym samochodem lub wycieczką do Tajlandii kryje się nie-do-końca przemyślany kredyt lub ogromny stres (tzw. ukryte koszty sukcesu) – przecież tego w Internecie nie widać.

 

Badacze z Uniwersytetu Huston (Steers, Wickham i Acitelli, 2014) w dwóch badaniach obejmujących 180 i 152 osoby zauważyli związek czasu spędzanego na korzystaniu z Facebooka z występowaniem symptomów depresyjnych. Jeszcze ciekawsze badanie, w którym wzięło aż 1095 osób regularnie korzystających z Facebooka (ponad godzina dziennie) przeprowadzono w Danii (Tromholt, 2016). Średni wiek badanych to 34 lata i każda z nich miała średnio 350 facebookowych znajomych. W badaniu tym część osób badanych w czasie 7 dni całkowicie zrezygnowała z używania Facebooka, a druga część używała go tak jak zwykle. Porównując następnie obydwie te grupy zauważono pozytywny efekt przerwy od Facebooka na dwóch wymiarach dobrostanu psychicznego: satysfakcji życiowej oraz pozytywnych emocji. Co więcej, efekt ten był większy dla osób bardzo często korzystających z Facebooka (heavy users), osób korzystających pasywnie, czyli nie publikujących treści, a jedynie je przeglądających (passive users) oraz osób u których w wyniku korzystania z portalu pojawiały się tendencje do zazdrości. Jaki z tego wniosek? Nie porównuj się z innymi, a będziesz szczęśliwszy (i przestań siedzieć tyle na Facebooku).

 

 

2. Porównywanie się prowadzi do pychy i pogardy

Równie złą konsekwencją porównywania się z innymi jest poczucie pychy, która może prowadzić do pogardy wobec innych. Kiedy w wyniku porównania stwierdzimy, że jesteśmy od kogoś lepsi i to niezależnie, czy będzie tu chodziło np. o jakieś sprawy materialne (mamy większe zarobki, lepszy samochód itp.), czy np. o sprawy wewnętrzne i moralne (w naszym mniemaniu dokonujemy słuszniejszych wyborów moralnych, mamy lepsze relacje itp.), to może w nas rodzić się poczucie wyższości, bycia lepszym. Historia pokazała, że takie poczucie może prowadzić do przekonana o rasowej wyższości, bycia „nadczłowiekiem”, nienawiści do innych – przecież właśnie takie poczucie leżało u podstaw holokaustu. To bardzo poważne konsekwencje poczucia wyższości, ale przecież w naszym codziennym życiu też może mieć ono negatywne skutki, np. obniżać jakość naszych relacji.

 

A też zobaczcie, że nawet jeśli stwierdzisz, że pod jakimś względem jesteś lepszy od swojego sąsiada (np. więcej zarabiasz), to przecież zaraz może w Tobie pojawić się myśl, że gdzieś obok jest ktoś, kto pod tym względem jest od Ciebie lepszy. Ty zarabiasz więcej od sąsiada, ale sąsiad z ulicy obok zarabia jeszcze więcej. No to muszę zarabiać jeszcze więcej! Ale przecież nawet jak będziesz zarabiał najwięcej w Polsce, to i tak będzie na świecie ktoś, kto zarabia więcej od Ciebie. To przecież jest bez sensu i przez takie ciągłe porównywania ludzie marnują sobie życie.

 

Kiedy naprawdę stwierdzisz, że np. pod jakimś względem jesteś od kogoś lepszy (np. widzisz osobę żebrzącą na ulicy, a Ty przecież masz w końcu pracę), to Twoją jedyną słuszną reakcją (i to zarówno pod względem moralnym, jak i pod względem wewnętrznej jakości z życia) powinna być wdzięczność. Uświadomienie sobie, że to co masz i jaki jesteś, tylko w pewnym stopniu zależy od Ciebie (nawet jeśli bardzo ciężko pracujesz i maksymalnie ogarniasz wszystko co od Ciebie zależy). To że żyjemy w bezpiecznym kraju, to, że możemy realizować swoje marzenia, to, że nie cierpimy głodu, to że mamy bardzo korzystne warunki klimatyczne itp., itd. – przecież to w ogóle nie zależy od Ciebie – a Ty to tylko dobrze wykorzystujesz. Wdzięczność jest najlepszą ochroną przed pychą.

 

Drugą bardzo skuteczną ochroną przed pychą i pogardą dla innych jest zasada wypowiedziana przez Jezusa:

Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą. (Łk 12, 48).

 

Możemy ten cytat oczywiście rozpatrywać w kontekście ostatecznym i rozliczenia pomiędzy Tobą, a Bogiem, ale możemy na to spojrzeć też z perspektywy naszej osobistej satysfakcji życiowej: Zapytaj się siebie, czy dobrze wykorzystujesz talenty, które masz, ale nie pytaj się, czy wykorzystujesz je lepiej, czy gorzej niż ludzie wokół. Jeśli nie, to weź się do roboty – bo jak tego nie zrobisz, to po prostu będziesz doświadczał bardzo nieprzyjemnego uczucia marnowania życia.

 

W tym kontekście przypomina mi się jeszcze bardzo popularna swego czasu piosenka wykonywana przez Przemysława Gintrowskiego, Jacka Kaczmarskiego, Jacka Wójcickiego oraz wielu innych wykonawców do słów napisanych przez Natana Tenenbauma – Modlitwa o wschodzie słońca. Jej tekst brzmi [pogrubienia moje]:

 

Każdy Twój wyrok przyjmę twardy

Przed mocą Twoją się ukorzę.

Ale chroń mnie Panie od pogardy

Od nienawiści strzeż mnie Boże.

 

Wszak Tyś jest niezmierzone dobro

Którego nie wyrażą słowa.

Więc mnie od nienawiści obroń

I od pogardy mnie zachowaj.

 

Co postanowisz, niech się ziści.

Niechaj się wola Twoja stanie,

Ale zbaw mnie od nienawiści

Ocal mnie od pogardy, Panie.

 

Pogrubiłem sfomułowania, w których autor prosi Boga, o to, żeby ochronił go przed nienawiścią i pogardą. Jak rozumiecie te prośby: czy autor prosi Boga, żeby ochronił go przed pogarda i nienawiścią ze strony innych? Na przykład pogardą i nienawiścią ze strony komunistycznych władz (bo przecież „Modlitwa…” była najpopularniejsza właśnie w okresie Solidarności)? Lub pogardą ze strony nierozumiejących przekazu poety?

 

Moim zdaniem nie! (choć przecież w poezji chodzi o to, że odczytujący współtworzy przekaz)

 

Moim zdaniem najgorsze co może człowieka spotkać to pogarda i nienawiść jaką on sam może mieć wobec innych, nawet jego największych wrogów i ludzi którzy zagrażają jego życiu. Uważam, że o wiele lepiej jest doświadczać pogardy i nienawiści ze strony innych, niż sam być jej źródłem wobec innych. Może właśnie mniej więcej o to chodzi autorowi: o wiele lepiej nam doświadczać pogardy i nienawiści ze strony komunistycznych władz, niż samemu też zacząć okazywać pogardę i nienawiść. I właśnie o to autor prosi Boga, bo wie, że sam nie jest w stanie tego zrobić.

 

Niestety porównywanie się z innymi może prowadzić właśnie do takiej pogardy w wobec innych, a w jej konsekwencji nawet nienawiści.

 

 

3. Porównywanie się z innymi rozmywa Twoją drogę

Kolejnym negatywnym skutkiem porównywania się z innymi jest to, że rozmywa ono naszą osobistą drogę. Kiedy cały czas patrzymy na innych rozmywa się nasza wizja, cele nie są stałe, sami nie wiemy, czego chcemy. To czego chcemy, powinno wynikać, że tego co jest we wnętrzu nas – z solidnej samoświadomości, czyli odkrycia i opisania swoich talentów, swojego DLACZEGO, swoich marzeń i pragnień – bo jeśli tego nie zrobisz – cały świat podpowie Ci czego masz chcieć. Nie musisz myśleć i się wysilać: czego masz chcieć usłyszysz w najbliższym bloku reklam w telewizji. Przecież na tych reklamach są sami uśmiechnięci ludzie, z samymi sukcesami na koncie, z pięknymi białymi zębami, nowymi samochodami itp.

 

Każdy człowiek ma swoją własną drogę, swoje życiowe doświadczenia i swoje predyspozycje – oczywiście warto przyglądać się innym, ale tylko pod kątem inspiracji i uczenia się na ich doświadczeniach, ale nie jako po to, żeby kopiować ich życie. Jeśli np. ktoś w Twoje rodzinie ma firmę, która osiągnęła sukces, ma dużo pieniędzy, piękny samochód, wycieczki zagraniczne, dobre relacje i w ogóle jest szczęśliwy, to wcale nie oznacza, że Twoja droga do życiowej satysfakcji i dobrych relacji ma wyglądać tak samo. Przecież na pewno macie różne talenty, różne szczegółowe pragnienia, inne predyspozycje, wreszcie: Ty nie znasz wszystkich jego ukrytych kosztów sukcesu, czyli np. przepracowanych samotnie godzin, poczucia samotności kiedy jest w pracy, stresu związanego z ryzykiem, kwot jakie wydaje na lekarzy itp.

 

Więcej o tym pisałem tutaj:

Musisz mieć wizję… bo inaczej ktoś inny będzie ją dla Ciebie miał

Skąd mam wiedzieć, czego chcę?

– Podrozdział I.1. Samoświadomość w podręczniku Jak Uczyć Skuteczności

 

 

4. Porównywanie się obniża satysfakcję z tego, co robisz

Psychologia motywacji opisuje nam bardzo ciekawe rozróżnienie motywów, dla których ludzie podejmują działania (Dweck, 1986):

 

Orientacja na poziom wykonania
(performance, ego-oriented)
Orientacja na mistrzostwo
(mastery)
robię coś, żeby być lepszym od innych robię coś, żeby być lepszym od samego siebie
nastawiam się do innych rywalizacyjnie nie mam potrzeby rywalizacji z innymi
czasami robię coś, nie po to, żeby osiągnąć sukces, ale żeby uniknąć porażki (żeby nie być gorszym od innych) robię coś, żeby osiągnąć sukces i wiem, kiedy go osiągnę
to, co robię nie koniecznie mi się podoba i chcę być w tym lepszym, tylko jeśli będę w tym lepszy od innych to, co robię samo w sobie mi się podoba i chcę być w tym coraz lepszy
porównuję się z innymi porównuję się z swoimi możliwościami
Motywy (często nieuświadamiane): ochrona siebie, bycie lepszym od innych Motywy (często nieuświadamiane): robienie rzeczy dla nich samych, dla rozwoju i mistrzostwa

 

Nastawienie na poziom wykonania, czyli na bycie lepszym od innych wynika z życia mentalnością braku, czyli takim przekonaniem i myśleniem o sobie (choć często nie uświadamianym wprost), w którym czegoś ciągle brakuje, o coś ciągle trzeba zabiegać (a zwłaszcza o uznanie w oczach innych). Takie nastawienie w największym stopniu przejawiają osoby, które nie doświadczyły w życiu bezwarunkowej miłości i akceptacji, np. osoby z syndromem DDA (dorosłe dzieci alkoholików), choć w pewnym sensie każdy z nas – w pewnych sytuacjach może nastawiać się w ten sposób.

 

Natomiast nastawienie na poziom wykonania wynika z życia mentalnością dostatku, czyli takiego przekonania o sobie, w którym postrzegamy siebie, jako człowieka wartościowego poprzez sam fakt bycia, a nie np. poprzez majątek. O mentalności dostatku pisałem więcej tutaj:

Kiedyś będę bardziej szczęśliwy… (dlaczego to nie prawda, choć wszyscy tak myślimy i o tym jak żyć mentalnością dostatku)

 

W oczywisty sposób porównywanie się z innymi związane jest z nastawieniem na poziom wykonania, a to z kolei wiąże się z mniejszą motywacją wewnętrzną i satysfakcją, z tego, co się robi (Elliot i Church, 1997). Jeśli robisz coś po to, żeby być lepszym od innych, to – w perspektywie długofalowej – będziesz miał mniejszą motywację, żeby to robić, a kiedy spostrzeżesz, że nie masz szans na wygraną – istnieje większe prawdopodobieństwo, że zrezygnujesz z walki.

 

Simon Sinek w swojej najpopularniejszej książce Zaczynaj od dlaczego (2013, od s. 103) opisuje bardzo ciekawą historię dwóch ekip, które na przełomie XIX i XX wieku pracowały nad wynalezieniem samolotu. Jedna pod dowództwem Samuela Langleya – naukowca, a druga to dwaj bracia prowadzący sklep rowerowy – Orville i Wilbur Wright. Pierwsza ekipa miała wszystko, czego potrzebowała: dostęp do specjalistów, fundusze, najlepsze materiały, dobrą renomę i wsparcie gazet. A bracia Wright mieli tylko swój sklep rowerowy, kilku przyjaciół (ale żadna osoba z ich ekipy nie miała nawet wyższego wykształcenia) i wielkie marzenia. Komu, jako pierwszemu udało się wznieść w powietrze maszynę cięższą od powietrza (bo balony i sterowce latały już wcześniej)? Byli to bracia Wright – dokonali tego w roku 1903 (choć być może nie byli oni pierwszymi ludźmi, którzy tego dokonali, bo nad samolotami pracowali także inni wynalazcy-amatorzy, których dokonania nie są dostatecznie udokumentowane, np. Aleksander Możajski, Richard Pearse czy Gustav Whitehead). Najbardziej pouczające w tej historii jest jednak to, że Samuel Langley, gdy tylko dowiedział się o sukcesie braci Wright, natychmiast zrezygnował z pracy nad tym projektem. Sinek piszę, że stało się tak, dlatego, że jego najważniejszą motywacją były sława i pieniądze – a przez to, że nie miał już szans bycia pierwszym i najbardziej sławnym – zrezygnował zupełnie.

 

Zobaczcie, że przez porównywanie się z innymi i zawiść, do której ono często prowadzi, bardzo często zaprzepaszczamy szanse na tworzenie naprawdę wielkich wspólnych dzieł. Ile firm, organizacji i państw działałoby lepiej, gdyby ludzie wzajemnie się w nich nie porównywali (np. w kwestii tego, kto jest najważniejszy, kto ma największy wpływ, kto zdobędzie więcej głosów itp.), tylko wspólnie działali dla wspólnego celu?

 

 

5. Kiedy się nie porównujesz, nie masz konkurencji

Zobaczcie, że to wszystko, co tutaj piszę w pierwszej kolejności odnosimy do naszego osobistego porównywania się z innymi, ale przecież możemy to odnieść także do porównywania się pomiędzy sobą dwóch firm. Kiedy jakaś firma wchodzi na rynek, to stara się zbudować tzw. przewagę konkurencyjną, czyli być w czymś lepsza od innych firm, np. w kwestii jakości produktu, szybkości jego dostarczenia, ceny itp. Cały ten proces zaczyna się więc od porównywania się z innymi. A co gdyby tak, w ogóle nie musieć brać pod uwagę konkurencji?

 

Renée Mauborgne oraz W. Chan Kim – ekonomiści związani z francuską wyższą szkołą biznesu INSEAD opublikowali książkę pod tytułem Strategia Błękitnego Oceanu (2005). W największym uproszczeniu chodzi w niej o to, że błękitny ocean, to taki obszar rynku, po którym jeszcze nikt nie pływa i rekin może tam żerować bez przeszkód, w przeciwieństwie do czerwonego oceanu – gdzie jest mnóstwo rekinów (konkurencji).

 

Błękitny ocean Czerwony ocean
brak konkurencji jest już tam duża konkurencja, choć oznacza to, że są tam pieniądze
tworzymy nowy rynek ten rynek już istnieje
celem jest bycie coraz lepszym, bo rynek prawdopodobnie jest ogromny celem jest pokonanie konkurencji, bycie lepszym od innych
tworzymy popyt – czyli sprzedajmy to, co ludzie zechcą kupować ekspolatujemy istniejący popyt – czyli sprzedajemy to, co ludzie już chcą kupować
tworzymy dla klienta nową wartość staramy się sprzedać istniejącą wartość z przewagą konkurencyjną, np. lepiej, taniej, szybciej
możemy oferować produkty z wysoką marżą, bo sami dyktujemy ceny wciąż trzeba szukać kompromisu pomiędzy kosztami, a jakością

 

Strategia błękitnego oceanu, choć jest kusząca (brak konkurencji, wysoka marża), to jednak jej wdrożenie jest dosyć trudne, ponieważ trzeba:

– odnaleźć taką przestrzeń rynkową, która nie jest jeszcze zagospodarowana (w uproszczeniu: sprzedawać coś, czego nikt jeszcze nie sprzedaje, lub robić to w taki sposób, w jaki nikt tego jeszcze nie robi)

– przekonywać konsumentów, że to co im proponujemy jest warte kupienia (tego problemy nie mają firmy na czerwonym oceanie – choć one muszą przekonywać, że warto wybrać akurat ich)

 

I teraz zobaczcie, że możemy konstruować nasz biznes na porównywaniu się z innymi lub wejść w zupełnie unikatową przestrzeń i tam nie mieć żadnej potrzeby porównywania się z innymi. Oczywiście to nie jest łatwe, ale na pewno jest opłacalne.

 

Jeśli bardziej interesuje Was ten temat, to zapraszam do lektury wpisu, w którym opisuje proces myślowy prowadzący do stworzenia innowacyjnego pomysłu na biznes wpisującego się w strategię błękitnego oceanu:

7 Kroków do Wspólnego Biznesu

 

A tutaj inny wpis, który również może być pomocny w tej przestrzeni:

Jak znaleźć SWÓJ pomysł na biznes i 150 pomysłów na biznes [inspirujące ćwiczenie]

 

W tym kontekście chcę Wam przybliżyć jeszcze jedną historię, którą przeczytałem w książce Sinka Zaczynaj od dlaczego (2013, od s. 225). Jest to chyba jedna z najbardziej wzruszających historii opisanych w tej książce i muszę przyznać, że czytając ja trochę mi się łza zakręciła w oku. Historia brzmi mniej więcej tak:

 

Rozpoczyna się wyścig – bieg przełajowy, wszyscy biegacze ruszają do przodu, a jeden pozostaje w tyle, ciągle się wywraca – ale cały czas wstaje, jest cały w błocie – ale daje z siebie wszystko. Ben – bo tak ma na imię ów biegacz jest najwolniejszy ze wszystkich – tak naprawdę to nigdy nie wygrał on żadnego wyścigu. Ben cierpi na porażenie mózgowe, ma zniekształcony kręgosłup, zwiotczałe mięśnie, spowolnione reakcje ruchowe. Wszyscy biegacze kończą bieg po około 25 minutach, a Ben potrzebuje na to ok. 45 minut. Ale wiecie, co jest najciekawsze – to, że pozostali biegacze, kiedy ukończą swój bieg wracają do Bena i mu kibicują, biegną razem z nim jeszcze raz, a on ciągle upada, ale nawet pomimo bólu wstaje dalej i kontynuuje bieg. Pozostali biegną koło niego, pomagają mu, kiedy się wywróci i dodają otuchy. W końcu Ben jako ostatni dobiega do mety wśród ogromnych oklasków i radości – jego postawa inspiruje wszystkich biegaczy i jak myślicie, kto tu jest największym zwycięzcą? Ten, kto pokonał wszystkich, czy ten kto pokonał siebie?

 

Sinek konkluduje tą historię takim stwierdzeniem:

Gdy walczymy ze wszystkimi wokół, nikt nam nie pomoże. Ale jeśli walczymy ze sobą, wszyscy chcą nam pomagać (s. 226).

 

A przecież porównywanie się z innymi to walka – o to, kto porównanie wygra. I moglibyśmy sparafrazować: Gdy porównujemy się z innymi, nikt nam nie będzie pomagał, ale jeśli porównujemy się z samym sobą, ludzie będą nam pomagać być coraz lepszymi.

 

 

6. Brak porównywania się prowadzi do mistrzostwa

No właśnie – brak porównywania się z innymi prowadzi do mistrzostwa. W prawdziwym mistrzostwie nie chodzi o to, żeby być lepszym od innych, ale żeby wciąż i wciąż być lepszym od samego siebie, żeby robić rzeczy wciąż lepiej i lepiej, ale nie po to, żeby być lepszym, ale dla samych tych rzeczy i wartości, które niosą one innym. Mistrzostwo to zanurzenie w proces, to zajmowanie się sprawami, które nas bardzo angażują, które są dla nas arcyważne, co wcale nie oznacza, że są one łatwe. Prawdziwe mistrzostwo wiąże się z ciągłym podnoszeniem sobie poprzeczki. Jeśli przyjrzymy się postaciom, które są mistrzami w tym co robią, to zauważymy, że ich motywacją nigdy nie jest: być lepszym od innych, ale w stu procentach wykorzystać swoje talenty. Właśnie na tym polega prawdziwe mistrzostwo i takim mistrzem może być każdy z nas.

 

 

7. Nie oceniaj innych, żeby nie być ocenianym

Porównywanie się z innymi w oczywisty sposób związane jest z ocenianiem innych. Kiedy porównywanie doprowadzi nas do konkluzji, że w jakiś sposób jesteśmy od kogoś lepsi – oceniamy innych i patrzymy na nich z góry. Poza tym, że może to prowadzić do pychy, a nawet do pogardy, bardzo psuje nasze relacje i też powoduje oceny nas ze strony innych. Już pisałem o tym w wpisie o Sztuce Rozmowy, ale istnieje zjawisko tzw. spontanicznego przeniesienie cech (spontaneous trait transference, Skowronski i in., 1998), które w uproszczeniu polega na tym, że ludzie przypisują nam przymiotniki, których często używamy wobec innych. Jeśli często wyrażasz na głos oceny innych osób używając np. określeń: „ale ona jest wredna”, „ale on jest niechlujny” itp. ludzie, którzy to słyszą, będą Tobie przypisywać te określenia.

 

Zresztą przecież tak naprawdę nie mamy prawa oceniania innych (mamy pewne prawo oceniania ich czynów – o tym będzie na końcu wpisu). Może moglibyśmy mieć takie prawo, gdybyśmy tak naprawdę znali wszystkie uwarunkowania ich życia – zobaczcie, że rzetelny sąd najpierw dokładnie i obiektywnie bada sprawę, zapoznaje się z faktami, zeznaniami świadków, opiniami biegłych, racjami obydwu stron, a dopiero potem wydaje osąd. A my niestety czasami dokonujemy go pochopnie:

– nie znając tego, co drugi człowiek ma w sercu,

– nie znając jego doświadczeń życiowych,

– nie znając jego intencji,

– nie biorąc pod uwagę tego, że może właśnie teraz jest głodny, zdenerwowany, zmarła mu babcia,

– a nawet tego, jak rozumie dane słowo i jak postrzega świat zmysłowo.

 

To naprawdę i dogłębnie zna tylko Bóg i zobaczcie, że tylko Jemu przypisujemy bezwzględne prawo sądzenia ludzi. Nam natomiast pozostaje tylko to, co nam w tej sprawie doradził:

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie» (Łk 6, 37-38).

 

  • Podręcznik - Jak Uczyć SkutecznościWięcej o tym, jak działać skutecznie i żyć z innymi znajdziecie w moim podręczniku:
    Jak Uczyć Skuteczności

    ZOBACZ PODRĘCZNIK

 

Jak przestać się porównywać i oceniać innych

Trochę rozpisałem się nad tym, dlaczego nie warto porównywać się z innymi i oceniać innych, no ale jak już to wspomnieliśmy i jak sami pewnie zauważyliście, wcale nie jest to takie łatwe. Przyjrzyjmy się więc strategiom i działaniom, które możemy podjąć, żeby przynajmniej zredukować negatywny wpływ oceniania innych i porównywania się z nimi na nasze życie. Zobaczcie, że poniższe punkty pomogą nam również, kiedy mamy taki problem, że ciągle martwimy się tym, co inni o nas pomyślą (czyli takie ocenianie siebie przez pryzmat innych) – to jest w ogóle temat na inny wpis, bo wcale nie jest tak, że powinniśmy się tym całkowicie nie martwić – moim zdaniem przejmowanie się tym, co inni o nas myślą, w bardzo wielu przypadkach jest najbardziej sensowne i rozwojowe, czasami jednak może utrudniać nasze funkcjonowanie podobnie jak ciągłe porównywanie się z innymi.

 

1. Bezwarunkowa akceptacja samego siebie i innych

Pierwszy najważniejszy punkt, to właśnie: całkowita i bezwarunkowa akceptacja siebie i innych – jako osób. Uświadomienie sobie, że jesteś osobą – jedynym bytem, który świadomie może powiedzieć o sobie: „ja” albo „jestem”. Oczywiście świadomość nie jest konstytutywnym wymiarem bycia osobą, bo osoba może być nieświadoma (np. nienarodzone dziecko, osoba w śpiączce, Ty, kiedy śpisz – choć tak naprawdę nie wiemy, czy w każdym z tych przypadków osoba nie jest świadoma), a np. zwierzęta mają też jakiś tam poziom świadomości (jako procesu przetwarzania informacji) lub nawet samoświadomości (np. małpy potrafią rozpoznawać siebie w lustrze), a przecież nie powiemy o nich, że są osobami. Przez sam fakt bycia osobą przysługuje nam niezbywalna i nienaruszalna godność, której nic nie może zabrać – nawet (uwaga to mocne!) upadek moralny. Nawet ktoś totalnie zdegenerowany, zabójca, psychopata itp. ma taką godność i przysługuje mu – jako osobie – bezwarunkowa akceptacja.

 

Oczywiście bezwarunkowa akceptacja osoby w żadne sposób nie jest związana z jej czynami i cechami. To, że kogoś totalnie akceptujemy (np. właśnie siebie) nie oznacza, że nie stawiamy my wymagań, nie oznacza, że akceptujemy jego zachowania, poglądy, czy cechy i, że jeśli trzeba mamy go nie upominać. Przecież tak naprawdę np. bardzo ważnym wymiarem miłości rodzicielskiej jest to, że poza bezwarunkową akceptację i miłością – którą okazujemy dziecku – stawiamy mu adekwatne wymagania, które pozwalają na jego rozwój. O tym jak stawiać mądre wymagania pisałem na blogu Centrum Dobrego Wychowania:

Jak mądrze stawiać wymagania

 

Tak samo powinniśmy postępować wobec siebie: bezwarunkowo akceptować siebie jako osobę, ale np. nie akceptować swoich zachowań i wad.

 

Można by to trochę uprościć tak, że akceptujemy w pełni to, co od człowieka nie zależy (tj. np. fakt bycia osobą, pochodzenie, narodowość, niepełnosprawności itp.), a mamy prawo do nieakceptowania tego co, od człowieka zależy (np. zachowania). Tylko, że takie podejście nieco upraszcza rzeczywistość, bo odnośnie niektórych spraw bardzo trudno jest nam się zorientować, czy one od nas zależą czy nie, np.:

– wygląd zewnętrzny – pewne charakterystyki wyglądu zewnętrznego dziedziczymy genetycznie od naszych rodziców, ale na niektóre mamy wpływ, np. na masę ciała, możemy przefarbować włosy, pomalować paznokcie itp. (ja tak w ogóle jestem zdania, że najpiękniejszą ozdobą człowieka jest uśmiech – a ten przecież w bardzo dużej mierze zależy od nas). Zobaczcie, że w kontekście wyglądu zewnętrznego zawsze rodzi się u mnie taka wątpliwość / pytanie – na ile przesadne dbanie o swój wygląd (np. u kobiet: poprzez przesadny makijaż, a u mężczyzn: nadwyrężanie siebie na siłowni) jest wyrazem naturalnej potrzeby bycia pięknym, a na ile braku akceptacji siebie (nawet szerzej niż tylko swojego wyglądu zewnętrznego). Czasami mam wrażenie, że bardzo wiele osób, jakby „łata dziury”, wynikające z poczucia jakiejś nieakceptacji siebie – właśnie nadmierną koncentracją na swoim wyglądzie. Oczywiście, zobaczcie, że przesada w drugą stronę też nie jest dobra, kiedy ktoś np. koncentruje się na sprawach duchowych, wewnętrznych, rozwoju osobowości, a zapomina, że ma też ciało i powinien o nie dbać.

– nasze cechy osobowości, a w szczególności te temperamentalne, czyli takie w największym stopniu powiązane z funkcjonowaniem układu nerwowego – jakże trudno jest zmienić u siebie jakąś cechę – ale z drugiej strony jest to przecież możliwe

– wartości i światopogląd – czy to co uważasz za ważne zależy od Ciebie, czy nie? W pewnym sensie jakimś paradygmatem Cywilizacji Zachodniej jest wolność sumienia, czyli w pewnym sensie przekonanie, że nasze najgłębiej wyznawane wartości i pogląd na świat są tylko i wyłącznie naszą sprawą – sprawą sumienia – i nikt i nic nie ma na nie prawa wpływu – a przecież z drugiej strony – wychowujemy się w określonym światopoglądzie, w środowiskach, które wyznają określone wartości itp. a bez procesu wychowania nasze życie byłoby w ogóle zbliżone do życia zwierząt. A przecież znane są też przypadki, kiedy osoby całkowicie i totalnie zmieniały swoje wartości na świat, np. po przeżyciu śmierci klinicznej (tzw. NDE, near-death experience, więcej o tym w: Beauregard i O'Leary, 2011) lub nawet przeczytaniu jednej książki (np. Edyta Stein przyjęła katolicyzm po przeczytaniu życiorysu Świętej Teresy z Avil).

 

Powyższe sprawy pokazują, że najpełniej (choć na pewno niezupełnie) i najlepiej o tym, czy coś jest zależne od osoby, czy nie – wie właśnie ta osoba. Stąd oczywistym wydaje się następny punkt…

 

 

2. Porównuj się tylko do swoich możliwości

O tym, czy mamy w naszym życiu na coś wpływ, czy nie, najlepszą wiedzę mamy my sami – tzn. każdy sam najlepiej odnośnie swojej osoby. I najodpowiedniejszą osobą, do której powinieneś się porównywać… jesteś Ty sam. A może lepiej byłoby powiedzieć Ty idealny. Oczywiście jak w każdej sprawie można przesadzić, bo z jednej strony wiadomo, że coś takiego jak Ja idealne nigdy w rzeczywistości nie zaistnieje – jest to tylko w Twojej głowie – i ciągła pogoń za czymś nieosiągalnym może przyprawić nas o frustrację (dlatego Freud w tym kontekście pisał o opresji ze strony superego – akurat superego jest wynikiem bardziej może oczekiwań społecznych niż przekonań samej osoby – ale jeśli dążenie do swojego ideału przyprawia nas o frustrację, to zdaje się, że jest ono raczej wynikiem właśnie chęci zaspokojenia innych, niż własnych pragnień – odnośnie Freuda, to tak tylko go tutaj wspominam, bo z drugiej strony chęć wpisywania się w oczekiwania społeczne ma również swoje pozytywne strony, a nie tylko poczucie opresji – co najbardziej podkreślał Freud – ale jest to temat na cały długi wpis), ale z drugiej strony naprawdę warto mieć w sobie taki ideał – lub przynajmniej jedną jego cechę, nad którą obecnie pracujemy i ciągle zadawać sobie pytanie: czy nie stać mnie na więcej? Czy nie powinienem w to co robię wkładać więcej wysiłku?

 

Inne pytanie jakie wciąż warto sobie w tym kontekście zdawać, to: Czy w pełni realizuje wszystkie swoje marzenia i pragnienia? I od razu muszę dodać, że jeśli uważasz, że Twoim prawdziwym pragnieniem jest tylko leżeć na kanapie i nic nie robić – to jesteś w błędzie. Leżenie na kanapie znudziłoby Ci się szybciej niż myślisz. Nasze prawdziwe pragnienia i marzenia wiążą się zaspokojeniem potrzeb: autonomii, mistrzostwa i sensu (przynależności), a ciągłe leżenie na kanapie nie zaspokaja co najwyżej tę pierwszą.

 

O rozróżnieniu pomiędzy zachciankami, a marzeniami przeczytasz więcej tutaj:

Zarządzanie czasem – 1 istotny szczegół, o którym zapominamy i 14 pomocnych trików

 

A tutaj piszę o potrzebie autonomii, mistrzostwa i sensu:

Jak ze zwykłej pracy zrobić pracę marzeń

 

Mam jeszcze jedną myśl, odnośnie tego, że powinniśmy porównywać się tylko i wyłącznie do swoich możliwości. Zobaczcie, że nie chodzi tutaj o sprawy moralne – nie chodzi mi o jakieś sofickie podejście w stylu „homo mensura” albo postmodernistycznego relatywizmu. Zasady moralne nie podlegają dyskusji (a – jak pokazała historia – przyjmowanie innego stanowiska degraduje społeczeństwa), a tutaj chodzi o to, że każdy z nas ma inny poziom swoich możliwość, ma inne predyspozycje i inny hipotetyczny poziom 100% wykorzystania swoich talentów. Użyłem słowa „hipotetyczny”, bo ten poziom ma cechy ideału – nigdy go nie osiągniemy – a jeśli osiągniemy, to znaczy, że nie był ideałem. Zawsze możesz być wciąż lepszym i lepszym. Kiedy porównujesz się z innymi możesz być najlepszy, kiedy będziesz po prostu lepszy do wszystkich – ale w życiu w ogóle nie o to chodzi – Ty masz być wciąż lepszy od samego siebie. Jeśli wybierzesz inną drogę, np. pokonasz wszystkich i będziesz w czymś najlepszy (np. w skoku wzwyż skoczysz wyżej niż wszyscy), spoczniesz „na laurach” i nie będziesz dalej skakał – to Twoje życie od razu stanie się nudne – niestety, tak działa nasz system motywacyjny. A wtedy zaraz znajdzie się jakiś zawodnik, który skoczy wyżej.

 

 

3. Nie buduj poczucia wartości na sprawach materialnych i tym, co widać

Zobaczcie, że bardzo często nasze porównywanie się z innymi bierze się z tego, że nasze poczucie wartości budujemy na tym, co zewnętrze, na tym, co widać. A co widać najbardziej: oczywiście Twój wygląd zewnętrzny, Twój styl życia, Twój majątek (samochód, dom, ubrania, smartfon na kilka tysięcy itp.). Z drugiej strony jest to trochę zrozumiałe, bo przecież te sprawy łatwo porównać: przeliczając na pieniądze. Tylko, że jak będziesz na tym budował swoje poczucie wartości, to przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto ma więcej, a Tobie też zawsze będzie czegoś brakować, bo nawet jak masz samochód za 80 tys., to przecież ten za 120 tys., co ma sąsiad pewnie jest lepszy (nawet jeśli sam nie wiesz dlaczego). To trochę tak, jak pisał biskup Sheen: posiadanie myli się z byciem.

 

Moje myślenie dotyczące motywacji dosyć mocno zakorzenione jest w obecnie chyba najbardziej rozpowszechnionej teorii: Self-Determination Theory (SDR, Teoria Autodetermiancji) Edward Deci’ego i Richarda Ryana (2000). O samej tej teorii pisze w wpisie o pracy marzeń, a tutaj chcę Wam przytoczyć jedno z ciekawych rozróżnień, które pojawia się w jej ramach. Mianowicie na cele zewnętrzne i wewnętrzne. W swoich wcześniejszych pracach Deci i Ryan pisali o motywacji wewnętrznej i zewnętrznej, natomiast w SDT mówią o regulacji zachowania (która może być autonomiczna – przyczyna zachowania „wewnątrz” lub kontrolująca – przyczyna zachowania „na zewnątrz”), natomiast samo rozróżnienie wewnętrzne-zewnętrzne odnoszą do celów:

 

Cele zewnętrzne Cele wewnętrze
dbanie o wygląd dbanie o zdrowie
dbanie o oceny w szkole dbanie o to, żeby naprawdę coś umieć
dbanie o karierę dbanie o relacje
samochód ma być taki, żeby można było się w nim pokazać samochód ma być funkcjonalny
władza zaangażowanie w życie społeczności

 

Oczywiście różne sprawy mogą mieć dwojakiego rodzaju podłoże, np.:

– troszczysz się o pieniądze – czy po to, żeby móc kupić sportowy samochód, żeby sąsiad zazdrościł (cel zewnętrzny)? czy, żeby kupić rodzinny duży dom (cel wewnętrzny)?

– chodzisz na siłownię – czy po to, żeby atrakcyjnie wyglądać (cel zewnętrzny)? czy po to, żeby być zdrowym (cel zewnętrzny)?

– angażujesz się w politykę, np. w lokalnym samorządzie – czy po to, żeby mieć poczucie władzy (cel zewnętrzny)? czy, dlatego, że zależy Ci na Twojej społeczności (cel wewnętrzny)?

– dobrze się uczysz w szkole – czy po to, żeby być najlepszym w szkole i podziwianym przez innych (cel zewnętrzny)? czy dlatego, że naprawdę Cię interesuje matematyka (cel wewnętrzny)?

 

Jak widzicie cele zewnętrzne wprost możemy powiązać z porównywaniem się z innymi, natomiast cele wewnętrzne raczej z porównywaniem się z swoimi możliwościami.

 

I teraz zobaczcie, że cele wewnętrzne wiążą się z lepszym samopoczuciem, lepszym dobrostanem (tj. zadowoleniem z życia), lepszymi relacjami, a też w ogóle z lepszym robieniem tego co się w życiu robi, bo jak np., pracujesz z myślą o tym, że Twoja praca daje wartość innym lub uczysz się, bo naprawdę lubisz matematykę, to będzie robił to wiele lepiej i wytrwalej, niż wtedy, kiedy miałbyś to robić tylko dla pieniędzy lub dobrych ocen.

 

 

4. Rób rzeczy dla nich samych i wartości jakie dają innym, a nie dla pieniędzy

Kiedy w Twoim życiu pojawia się coraz więcej motywów związanych z robieniem rzeczy dla nich samych i dla wartości jaka jest z nimi związana (czyli coś jak cele wewnętrzne z poprzedniej porady), a nie dla pieniędzy, prestiżu i chęci pokazania się, to coraz bardziej przestaje mieć znaczenie jakiekolwiek porównywanie się z innymi. Nie robisz rzeczy, żeby się komukolwiek pokazać, ale robisz je, bo Ty naprawdę chcesz je robić, bo uważasz, że są ważne, że dają innym wartość, że rozwijają Ciebie, a nie mają komukolwiek coś udowadniać. Robienie rzeczy dla nich samych i dla wartości, którą one dają to jeden z elementów życia mentalnością dostatku, a porównywanie się z innymi jest konsekwencją życia mentalnością braku. O tym pisałem więcej tutaj:

Kiedyś będę bardziej szczęśliwy… (dlaczego to nie prawda, choć wszyscy tak myślimy i o tym jak żyć mentalnością dostatku)

 

 

5. Znajdź to, w czym jesteś dobry i co lubisz robić

Żeby przestać się porównywać znajdź coś, w czym jesteś dobry i naprawdę lubisz robić. Nie patrz w tej sprawie na innych, to tak naprawdę nie ważne, że ktoś będzie to robił do Ciebie lepiej. Ważne, że Ty chcesz być w tym coraz lepszy i coraz lepszy. A jak już to znajdziesz, to po prostu zacznij to robić. Pomyśl sobie, że na świecie nie ma drugiej takiej samej osoby jak Ty, tzn. osoby, która ma dokładnie taki sam jak ty układ talentów. O tym jak to znaleźć pisałem tutaj:

Skąd mam wiedzieć, czego chcę?

 

 

6. Znajdź swoje unikatowe DLACZEGO?

No właśnie i to już chyba ostania, najmocniejsza (ale też może najtrudniejsza) porada. Ta porada połączona jest z poprzednią. Z Twojego unikalnego połączenia szeroko rozumianych talentów może wynikać Twoje unikatowe DLACZEGO – czyli powód (zbiór powodów), dla których masz codziennie ochotę wstawać rano i trudzić się przez cały dzień. Masz coś takiego? A może właśnie tego nie masz, bo ciągle tylko porównujesz się z innymi. O tym jak znaleźć swoje unikatowe dlaczego piszę bardzo dużo w I rozdziale Jak Uczyć Skuteczności (podrozdział I.1. Samoświadomość), bo w ogóle jestem zdania, że to pierwszy krok do jakiegokolwiek skutecznego działania. Odkryj to swoje unikatowe DLACZEGO i zacznij nim w 100% żyć, a zobaczysz, że jakiekolwiek porównywanie się zniknie, bo po prostu nie będzie miało sensu – nie będzie miało, bo nie na takiej drugiej osoby jak Ty – a w związku z tym, nie masz się z kim porównywać (znaczy masz: tą osobą jesteś Ty sam)!

 

 

Ale przecież czasami trzeba oceniać…

Cały wpis przekonuje Was do tego, że nie warto porównywać się z innymi, czyli też oceniać innych i siebie. No właśnie czasami jednak trzeba oceniać, np. kiedy przyjmujemy kogoś do pracy, kiedy jesteśmy nauczycielami albo nawet rodzicami lub przyjaciółmi, którzy troszczą się o dobro człowieka. Co wtedy? Czy wtedy też powinniśmy zrezygnować z oceniania innych? Napisałem na ten temat dosyć długi wpis na blogu Centrum Dobrego Wychowania. Wpis ten dotyczy oceniania pracy uczniów, ale zawarte tam 7 porad z powodzeniem można wykorzystać w pracy z ludźmi w każdym wieku i w każdej sytuacji organizacyjnej:

Jak sprawiedliwie i motywująco oceniać pracę uczniów

 

Co o tym sądzicie? Czy zgadzacie się z moimi tezami? Czy macie jakieś inne pomysły na to, jak przestać porównywać się z innymi i oceniać innych i siebie? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

 

Bibliografia:

Beauregard M., O'Leary M. (2011). Duchowy mózg. Neuronaukowa argumentacja za istnieniem duszy. Wydawnictwo WAM.

Dweck C. (1986). Motivational processes affecting learning. American Psychologist, 41(10), s. 1040-1048.

Elliot A.J., Church M. A. (1997). A hierarchical model of approach and avoidance achievement motivation. Journal of Personality and Social Psychology, 72(1), s. 218-232.

Kim Ch. W., Mauborgne R. (2005). Blue Ocean Strategy: How to Create Uncontested Market Space and Make the Competition Irrelevant. Harvard Business School Press

Lazarus R. (1990). Emotion and Adaptation. New York: Oxford University Press.

Ryan R.M., Deci E.L. (2000). Self-determination theory and the facilitation of intrinsic motivation, social development, and well-being. American Psychologist. 55(1). 68-78.

Sinek S. (2013). Zaczynaj od dlaczego. Jak wielcy liderzy inspirują innych do działania. Gliwice: Onepress.

Skowronski J., Carlston D., Mae L., Crawford M. (1998). Spontaneous trait transference: communicators taken on the qualities they describe in others. Journal of Personality and Social Psychology. Apr, 74(4). s. 837-48.

Steers M., Wickham R., Acitelli L. (2014). Seeing Everyone Else's Highlight Reels: How Facebook Usage Is Linked to Depressive Symptoms. Journal of Social and Clinical Psychology. 33. 701-731. 10.1521/jscp.2014.33.8.701.

Tromholt M. (2016). The Facebook Experiment: Quitting Facebook Leads to Higher Levels of Well-Being. Cyberpsychology, Behavior, and Social Networking. 19. 661-666. 10.1089/cyber.2016.0259.

  • Podręcznik - Jak Uczyć SkutecznościWięcej o tym, jak działać skutecznie i żyć z innymi znajdziecie w moim podręczniku:
    Jak Uczyć Skuteczności

    ZOBACZ PODRĘCZNIK

 

Pobierz Darmowy E-book

Liczba komentarzy: 9

  1. Dzieki za wpis, bardzo pomocny. Na pewno zglebie jeszcze jakies inne. Nie ukrywam -nie ze wszystkim sie zgadzam. A co z motywujacymi autorytetami, ktore nam pomagaja stanac na chwile w swojej wyobrazni w ich skorze i pojsc duzo szybciej i dalej. Gdyby nie porownywanie (troche taka autoanaliza tez), to chyba samemu trudno jednak caly czas dla siebie cos robic, nie? W sensie ludziom w ogole zalezy na opinii innych nie?

    1. Dziękuję za cenną uwagę. Myślę, że chodzi Ci o coś, co bardziej nazwalibyśmy „inspirowaniem się innymi”. Czym innym jest patrzenie na osobę, która jest dla nas autorytetem i próba naśladowania jej cnót i przede wszystkim wysiłku jaki wkłada w swoje działania, a czym innym np. mówienie sobie: ja nigdy nie będę jak ta osoba. Nigdy nie będziemy jak jakakolwiek inna osoba, bo mamy inne predyspozycje, historię życia, możliwości itp. Ale zawsze możemy kogoś pozytywne naśladować w tym, co od nas zależy, czyli np. w wkładaniu wysiłku nasze działanie. Może w pewnym sensie moglibyśmy powiedzieć, że sensowne będzie porównanie się i pytanie: „czy ja wkładam tyle samo wysiłku w moje działanie, co mój autorytet”. Choć tak naprawdę nigdy przecież nie odpowiemy sobie na to pytanie, dlatego o wiele sensowniej jest po prosu pytać siebie: „czy robię wszystko, na co mnie stać”.

      1. Też tak uważam. Mówiąc o porównywaniu można zgubić coś, co jest istotą. Nie da się nie porównywać. Sens jest wtedy, gdy pojawia się inspiracja.

  2. Cieszę się, że dane było mi znaleźć ten blog. Bardzo przydatne i motywujące są tu informacje jak się zmienić i popracować nad sobą niżeli użalać i udawać że się ma jakąś chorobę, która sprawia że nie widzimy sensu życia. Zawsze wydawało mi się, że on jest tylko trzeba go poszukać. Dzięki Panu wiem, że naprawdę mogę go znaleźć. Dziękuję

  3. Super wpis! Jesteś bardzo świadoma i mądra osoba, mam nadzieję, że będziesz publikował więcej i rozwijał się 🙂
    Pozdrawiam,
    Paweł

  4. Ogromnie dziekuje za ten wpis! Az brak mi slow! To jest wlasnie to czego potrzebowalam dzis przeczytac. Swietny! Bardzo bardzo dziekuje za prace jaka wlozyles stworzenie go!Pozdrwiam,Ewa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *