Wydaje się, że Biblia w pierwszej kolejności koncentruje się na przestrogach związanych z pieniędzmi. Coś w tym jest, bo tych przestróg rzeczywiście jest dużo, ale biblijna mądrość dotycząca pieniędzy, to nie tylko przestrogi. W tym wpisie zapraszam Was do analizy biblijnych porad dotyczących trudności związanych z pieniędzmi.
To już drugi wpis dotyczący tematyki pieniędzy poruszanej w Piśmie Świętym. Tematykę tę ująłem w 5 wpisach:
– Co Biblia mówi o pracy ludzkiej. Praca a pieniądze w Biblii
– Biblijne przestrogi związane z pieniędzmi [niniejszy wpis]
– Co według Biblii należy robić, żeby mieć dużo pieniędzy
– Biblijna mądrość w biznesie i marketingu. Żyć jak błogosławiony bogacz
Musiałem kwestię pieniędzy w Biblii ująć w tych 5 wpisach, ponieważ wszystkich treści jest zbyt dużo na jeden artykuł i bardzo źle by się go czytało. Żeby dobrze rozumieć całość kontekstu koniecznie zapoznaj się najpierw z biblijnym podejściem do pracy opisanym w poprzednim wpisie.
W tym wpisie poruszam bardzo dużo spraw luźno dotyczących samych pieniędzy (np. analiza postaw biblijnych bogaczy). Mam jednak poczucie, że esencja wiedzy o biblijnym podejściu do pieniędzy nie byłaby pełna, gdybym nie poruszył szerszego kontekstu wewnętrznych postaw. Tak mi się wydaje, że właśnie w tym tkwi mądrość, żeby nie mówić sobie i innymi tylko porad w stylu: to rób, tego nie rób, ale żeby dojść do rozumienia istoty biblijnej treści. Prawdziwej mądrości dotyczącej na przykład właśnie pieniędzy, nie da się oderwać do kwestii wewnętrznych postaw z nimi związanych.
Plan wpisu:
– Nie przywiązuj się do pieniędzy
– Skutki przywiązania do pieniędzy
– Czasami przywiązanie do pieniędzy jest jedyną sprawą, która nas blokuje przed pełnią życia
– Czasami nasze braki prowadzą do pełni życia
– W życiu nie chodzi o to, żeby nie pracować
– Nie doprowadź do tego, żeby pieniądze zabrały Ci życie
Nie przywiązuj się do pieniędzy
Skutki przywiązania do pieniędzy
Zdaje się, że biblijna mądrość dotycząca pieniędzy kojarzy się nam raczej tylko z przestrogami. Rzeczywiście Biblia zawiera wiele przestróg dotyczących pieniędzy, skoro więc przestróg jest tak dużo, to chyba musi coś w tym być i naprawdę z pieniędzmi wiąże się wiele trudności.
Jezus zaś powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego, Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego». (Mt 19, 23-24, zob. też. Mk 10, 25; Łk 18, 25)
Jezus, mówiąc „ucho igielne” mógł mieć na myśli jakąś małą i wąską bramę, przez którą rzeczywiście wielbłąd miałby się problem przecisnąć, ale tylko wtedy, kiedy byłby obładowany. Bez ładunku wielbłąd raczej powinien być w stanie przejść przez każde drzwi, przez które może przejść człowiek (może z lekką pomocą człowieka). Wydaje się, że w tym miejscu chodzi właśnie o to „obładowanie” bogatego, czyli mnóstwo spraw i przywiązań, które dźwiga on na swoich barkach.
Biblia bardzo wyraźnie i wielokrotnie wzywa nas do braku przywiązania do pieniędzy:
Nie pokładajcie ufności w przemocy ani się łudźcie na próżno rabunkiem; do bogactw, choćby rosły, serc nie przywiązujcie. (Ps 62, 11)
O bogactwo się nie ubiegaj i odstąp od twojej chytrości! (Prz 23, 4)
W dzień gniewu bogactwo jest bez pożytku, sprawiedliwość wyrywa ze śmierci. (Prz 11, 4)
Mędrzec Agur, którego myśli znajdujemy w Księdze Przysłów doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożeń płynących z bogactw (jak i również z biedy):
Proszę Cię o dwie rzeczy, nie odmów mi – proszę – nim umrę: Kłamstwo i fałsz oddalaj ode mnie, nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty nie stał się niewiernym, nie rzekł: «A któż jest Pan?» lub z biedy nie począł kraść i imię mego Boga znieważać. (Prz 30, 7-9)
Święty Paweł stwierdza, że uganianie się za pieniędzmi to ranienie samego siebie:
A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami. (1 Tm 6, 9-10)
Zobaczcie, że to nie pieniądze są korzeniem wszelkiego zła, ale chciwość pieniędzy. To jest różnica – jeśli traktujesz pieniądze jak każde inne narzędzie, które ludzie wymyśli, żeby skuteczniej wykonywać swoją pracę – to w żaden sposób nie będą ci zagrażać. Ale jeśli traktujesz je jako cel sam w sobie, to mogą Cię prowadzić do „wszelkiego zła”.
Zobaczcie, że ludzie wymyślają różne narzędzia, które pomagają nam w pracy, np. młotek, grabie, samochód, komputer itp. Pieniądze też wymyślono po to, żeby łatwiej było nam się wymieniać naszą pracą. Kiedyś wymieniano się tylko towarami (ew. usługami za towary), co trzeba przyznać było nieco problematyczne, a posługiwanie się pieniędzmi bardzo to ułatwiło. Trzeba jednak przyznać, że pieniądze są narzędziem o wiele bardziej uniwersalnym niż np. młotek lub nawet komputer (łatwiej wymienić pieniądze na młotek lub komputer niż na odwrót), stąd też tak bardzo potrafią one zniewalać.
No właśnie, ale do jakich konkretnie złych skutków może prowadzić przywiązanie do pieniędzy i dążenie do bogactwa samego w sobie? Biblia wymienia następujące sprawy:
– niepokój:
Lepiej mieć mało – z bojaźnią Pańską, niż z niepokojem – wielkie bogactwo. (Prz 15, 16)
– pogoń za czymś nierealnym:
Lepsza jest jedna garść pokoju niż dwie garści bogactw i pogoń za wiatrem. (Koh 4, 6)
– bezsenność i kłopoty ze snem:
Bezsenność z powodu bogactwa wyczerpuje ciało, a troska o nie oddala sen. Troska nocnego czuwania oddala drzemkę, bardziej niż ciężka choroba wybija ze snu. (Syr 31, 1-2)
Słodki jest sen robotnika, czy mało, czy dużo on zje, lecz bogacz mimo swej sytości nie ma spokojnego snu. (Koh 5, 11)
– nieadekwatne oceanie siebie:
Mądry jest bogacz w swych oczach, lecz przejrzał go biedak rozumny. (Prz 28, 11)
– zagubienie:
Złoto bowiem zgubiło wielu i serca królów uwiodło. (Syr 8, 2b)
– utrata rozsądku:
Zaiste, bogactwo oszukuje; a człowiek pyszny nie zazna spokoju: traci rozsądek i spokój; gardziel szeroko rozwiera jak Szeol i jak śmierć nigdy nie jest nasycony; choć zebrał ludy wszystkie wokół siebie, wszystkie narody przy sobie połączył. (Ha 2, 5)
– upadek:
Ten, kto złoto miłuje, nie ustrzeże się winy, a ten, kto goni za zyskami, przez nie zostanie oszukany. Wielu złoto doprowadziło do upadku, a zguba ich stała się jawna. Jest ono zasiekami z drzewa na drodze tych, co za nim szaleją, a kto jest głupi, w nich uwięźnie. (Syr 31, 5-7)
– zagłuszenie w życiu, tego, co ważne:
Ziarnem jest słowo Boże. (…) To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. (Łk 8, 11b.14)
– zamknięcie na miłość Boga:
Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga? (1 J 3, 17)
– błędne przekonanie, że rozwiąże ono wszystkie problemy:
Nie polegaj na swoich bogactwach i nie mów: «Jestem samowystarczalny». (…) Nie polegaj na bogactwach niesprawiedliwie nabytych, nic ci bowiem nie pomogą w nieszczęściu. (Syr 5, 1.8)
Ty bowiem mówisz: "Jestem bogaty", i "wzbogaciłem się", i "niczego mi nie potrzeba", a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. (Ap 3, 17)
– brak nasycenia:
Pamiętaj, że źle jest mieć oko chciwe. Cóż między rzeczami stworzonymi gorszego nad takie oko, które z powodu każdej rzeczy napełnia się łzami. (Syr 31, 13)
Człowiek o złym oku jest chciwy bogactwa, a nie wie, że bieda przyjdzie na niego. (…) Chciwiec spory wywołuje, kto ufa Panu – będzie nasycony. (Prz 28, 22.25)
Czasami przywiązanie do pieniędzy jest jedyną sprawą, która nas blokuje przed pełnią życia
Przypuszczalnie, któraś z tych spraw dotyczyła bogatego młodzieńca, który zapytał Jezusa, co ma czynić, by osiągnąć życie wieczne (Mt 19, 16-22; Mk 10, 17-22; Łk 18, 18-23). (Na marginesie o tym, że człowiek ten był młodzieńcem wspomina tylko Ewangelia Mateusza, natomiast Ewangelie Marka i Łukasza sugerują bardziej, że jest on jednak nieco starzy, bo sam mówi o sobie „od swojej młodości”, a Łukasz określa go słowem „zwierzchnik”, które sugeruje, że jednak może nie był młodzieńcem – w każdym razie dla naszych rozważań nie ma to znaczenia, bo w każdym wieku przywiązanie do pieniądza do niczego sensownego nie prowadzi). Jezus odpowiada:
Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! (Mk 10, 21b)
Jezus doskonale zauważył, że pytanie owego człowieka wynikało z doświadczania pewnego braku, pewnej pustki. Był bogaty, przestrzegał przykazań od młodości, a więc prawdopodobnie pochodził z szanowanej rodziny i sam był człowiekiem szanowanym. A jednak czegoś mu brakowało. Może sam nie wiedział czego (a może wiedział, tylko nie chciał się sam przed sobą do tego przyznać) i pytając Jezusa „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” pyta tak naprawdę o to, co ma czynić, żeby być w pełni szczęśliwym i mieć pełne przekonanie, że żyje tak jak powinien żyć, tak, żeby ostatecznie trafić do Nieba. Jezus doskonale potrafi przenikać serca i zauważa, że tak naprawdę brakuje mu tylko jednego, tylko jedna sprawa blokuje go przed życiem w pełni. Tym czymś, jest jego przywiązanie do pieniędzy.
Młodzieniec słysząc to, zasmuca się – coś mi się wydaje, że on jednak wiedział, czego mu brakuje. Może było tak, że on wiedział, że jedyną sprawą, której mu brakuje, było jego przywiązanie do pieniędzy, a pytając Jezusa i mówiąc mu o tym, że przecież od młodości wypełnia przykazania, tak naprawdę chciał, żeby Jezus usprawiedliwił jego postawę i powiedział coś w stylu: „jesteś na dobrej drodze”, „nic nie zmieniaj”.
W tym kontekście warto przytoczyć postawę innej ewangelicznej bohaterki, która w pewnym sensie wypełniła polecenie Jezusa, żeby rozdać wszystko, co się ma. Chodzi o ubogą wdowę (Mk 12, 41-44; Łk 21, 1-4), której postawę Jezus chwali przed uczniami. Jezus razem z swoimi uczniami na dziedzińcu jerozolimskiej Świątyni siada przy skarbonie i przypatruje się, co wrzucają tam ludzie. Przypuszczam, że uczniowie byli może nieco zdziwieni tym faktem, bo co ciekawego jest w przypatrywaniu się, ile kto wrzuca do skarbony. To trochę tak, jakbyśmy chodzili za księdzem w czasie zbierania tacy i patrzyli, kto ile wrzucił, choć może Jezus i Apostołowie robili to nieco dyskretniej i w związku z tym, że znajdował się tam wielki tłum (Mk 12, 41) i ludzie prawdopodobnie nie zwracali uwagi, na to, że ktoś im się przygląda. W każdym razie takie wspólne przyglądanie się rzeczywistość, a potem rozmowa o niej jest bardzo ciekawą metodą dydaktyczną. Tak więc Jezus i Apostołowie widzą, jak ludzie wrzucają swoje ofiary, wrzuca je dużo ludzi, którzy przybywają tutaj z całego narodu izraelskiego, ubożsi wrzucają mniej, a bogaci więcej. Największą uwagę Jezusa zwraca jednak uboga wdowa, która do skarbony wrzuca tylko dwa mało warte pieniążki, co Jezus chwali słowami:
Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie. (Łk 21, 3b-4, podobnie Mk 12, 43b-44)
W najbardziej powierzchownej warstwie przekaz tych słów jest dosyć prosty: nie jest ważne jaką sumę wrzucasz, ale jakie ma to dla Ciebie znaczenie i dalej nie dawaj Bogu byle czego, czegoś co Ci zbywa, czegoś co może nie ma dla Ciebie zbyt dużej wartości, czegoś, czego braku nie odczujesz (choć z drugiej strony takimi rzeczami też warto obdarowywać innych, np. Tb 4, 16 mówi o tym, żeby dawać jałmużnę z wszystkiego co nam zbywa, bo przecież czasami nawet do niepotrzebnych nam rzeczy i tak się przywiązujemy, podczas gdy komuś innemu bardziej by się przydały – napiszę o tym więcej przy okazji zagadnienia dawania prezentów w temacie relacji). Wydaje się, że tutaj nie chodzi o procenty, to znaczy na przykład jakiś tam bogacz wrzucając nawet dużą sumę pieniędzy wrzucił do skarbony np. 0,01% swojego majątku, a wdowa wrzuciła 100%. W tej prostej historii jest coś głębszego.
Zobaczcie, przyglądając się temu głębiej: czy ta wdowa postąpiła rozsądnie? Czy będąc ubogim rozsądne jest pozbywanie się wszystkiego, co mamy na swoje utrzymanie (fakt, że były to wszystkie pieniądze, jakie posiadała na swoje utrzymanie zgodnie podkreślają zarówno Marek, jak i Łukasz)? Może ktoś powie, że ta wdowa prawdopodobnie nie miała nikogo na swoim utrzymaniu (za wyjątkiem siebie) i tak te pieniądze nie były jej już potrzebne. Mnie jednak bardziej zastanawia to, co również zgodnie podkreślają obaj Ewangeliści: wdowa wrzuciła te pieniądze „ze swego niedostatku” (Mk 12, 44), „z niedostatku swego” (Łk 21, 4). Możemy to sformowanie rozumieć jak coś w stylu „z swojego portfela”, ale też sugerować to może, że ów niedostatek był przyczyną, dla której wdowa wrzuca te pieniądze do skarbony: „przez fakt niedostatku”. Nie wiem czy to tylko moja opinia, ale opisując taką sytuację powiedzielibyśmy raczej, że wdowa wrzuciła te pieniądze „w niedostatku”, „będąc w niedostatku”, a tekst wyraźnie mówi, że zrobiła to „z niedostatku”. W obydwu Ewangeliach użyty jest grecki zaimek „ἐκ”, który oznacza „z” lub „od”, a nie zaimek „ἐν” oznaczający „w”.
Jeśliby przyjrzeć się temu głębiej może wdowa nie chciała już dłużej żyć w niedostatku i wreszcie z tego swojego niedostatku oddała Bogu wszystko to, co do tej pory było jej ograniczeniem i złym przywiązaniem. Może wdowa miała tak naprawdę ten sam problem, który miał bogaty młodzieniec? Może wdowa żyła w niedostatku właśnie dlatego, że była przywiązana do pieniędzy? Jezus mówi, że wdowa „wrzuciła więcej niż wszyscy inni”, może właśnie ona wrzuciła do tej skarbony to swoje przywiązanie, a inny bogaci, którzy też wrzucali (przecież na pewno wspomniany wcześniej bogaty młodzieniec też wrzucał pieniądze do tej skarbony, kiedy odwiedzał Świątynię), wrzucali do tej skarbony tylko swoje pieniądze, ale nie wrzucali do niej swojego do nich przywiązania. Posiadanie pieniędzy daje nam poczucie bezpieczeństwa, ale bardzo źle jest budować swoje poczucie bezpieczeństwa tylko na pieniądzach i żyć w przekonaniu, że zapewnią nam one wszystko, czego potrzebujemy. Skoro mamy pieniądze, to po co nam inni, po co nam Bóg?
Ostatecznie jednak tekst biblijny o tym nie mówi i nie wiemy, czy wdowa przed wrzuceniem pieniędzy do skarbony była do nich przywiązana i czy to przywiązanie było przyczyną jej niedostatku. Nie wiemy jak wyglądało życie wdowy wcześniej, ale fakt wrzucenia wszystkich swoich pieniędzy do skarbony świadczy o tym, że na pewno w tym momencie tego przywiązania u niej nie było (bo gdyby było, to jednak wdowa by tych pieniędzy nie wrzuciła, albo wrzuciła by ich mniej – w końcu miała dwa pieniążki i mogłaby wrzucić tylko jeden). Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale tylko jeśli tak spojrzymy na tę sytuację to możemy uznać zachowanie wdowy za rozsądne i godne pochwały przez Jezusa. Bo przecież normalnie nie jest mądre wrzucanie do kościelnej skarbony wszystkich pieniędzy, które mamy na swoje utrzymanie – to zachowanie jest mądre tylko wtedy, kiedy przez tę czynność zyskujemy coś ważniejszego, na przykład pozbywamy się ograniczającego nas przywiązania do pieniędzy.
Co w ogóle ciekawe, są wspólnoty religijne, które mają praktykę, polegającą na tym, że w niespodziewanym momencie jej członkowie, w czasie spotkania są proszeni o oddanie wszystkich posiadanych właśnie przez siebie pieniędzy, nawet tych na powrotny bilet autobusowy do domu. Ta prośba jest niespodziewana, bo jak się domyślamy, gdyby ludzie wiedzieli o tym, że właśnie dziś będą poproszeni o oddanie wszystkich posiadanych właśnie przy sobie pieniędzy, to mogliby kombinować i wziąć ich na spotkanie jak najmniej (tak swoją drogą, ciekawe jak ta praktyka wygląda w dobie upowszechnienia płatności kartą?). Ta praktyka może być czymś na rodzaj ćwiczenia duchowego służącego kształtowania w nas braku przywiązania do pieniądza, choć z drugiej strony w pewnym sensie może doprowadzić do postawy handlowania z Bogiem („ja Ci Boże, dam te 10 zł, które akurat mam w portfelu, a Ty mi daj pieniądze na nowy samochód”). Więcej o postawie handlowania opowiemy sobie później.
Najważniejszą mądrością jaką możemy znaleźć w przytaczanych powyżej fragmentach jest to, że Jezus zachęca nas do pozbycia się ograniczającego nas przywiązania do pieniądza, które dotyczy zarówno tych, którzy pieniędzy mają dużo, jak i tych, którzy w ogóle ich nie mają. Jezus mówi:
Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. (Łk 12, 32-34)
Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. (Mt 6, 19-21)
Czy jednak chodzi o to, że wszyscy mamy sprzedać wszystko co mamy? Może polecenie to kierowane jest tylko do w jakiś sposób wybranych, o których Jezus mówi „mała trzódko”? A może nie mamy sprzedać wszystkiego, bo określenie „sprzedajcie wasze mienie” może dotyczyć np. jakiejś jego części, a zwłaszcza np. tego, do czego jesteśmy chorobliwie przywiązani i na czym budujemy nasze poczucie wartości, bo przecież mając rodzinę nie jest sensowne sprzedawania naszego domu, czy mieszkania, bo gdzie wtedy będziemy mieszkać, ani samochodu, bo jak będziemy wozić dzieci do przedszkola?
Odpowiedź na te pytania znajdujemy w tych fragmentach. Zobaczcie, że Jezusowi chodzi o to, żeby „sprawić sobie trzos, który nie niszczeje” i „skarb, który jest niewyczerpany”, taki któremu nie zagrażają ani prawa przyrody, ani ludzie. Ten skarb musi być więc niematerialny. Chodzi więc tutaj nie tyle o to, żeby pozbyć się wszystkiego, co mamy, ale raczej o to, żeby wszystko co mamy podporządkować gromadzeniu skarbów w niebie, bo przecież odpowiednie zarządzanie „ziemskimi skarbami” jest właśnie realizacją tego polecenia.
Jezus zaprasza nas, do tego, żeby dla Jego imienia wyrzec się wszystkiego, co mamy – nie chodzi jednak o bezmyślne pozbycie się całego majątku, ale właśnie podporządkowanie go służbie Jemu:
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. (Łk 14, 33)
Nie możemy płytko interpretować biblijnych porad dotyczących rozdawania wszystkich posiadanych przez siebie pieniędzy. Taka porada może być sensowna dla niektórych osób, ale na pewno nie dla wszystkich, bo jakby wtedy wyglądał nasz świat? Biblijne podejście do rzeczywistości w żaden sposób nie mówi o zbudowaniu jakiegoś utopijnego ustroju, w którym wszyscy sprzedają wszystko i nikt nic nie ma. Byli już tacy, którzy chcieli taki ustrój zbudować, ale ich wizja świata daleka była od tego, co proponuje nam Biblia. Przyjrzę się jeszcze bliżej tej sprawie w następnym wpisie, w którym omawiam temat stosunków finansowych panujących w pierwotnym kościele (opisanych np. w Dz 4), a na razie pozostańmy na stwierdzeniu, że na pewno wszyscy zaproszeni jesteśmy do tego, żeby pozbyć się (wyrzec się) ograniczającego nas przywiązania do jakiegokolwiek majątku, ale nie wszyscy jesteśmy zaproszeni do tego, żeby dosłownie sprzedawać i rozdawać wszystko co mamy. Twierdzę tak, ponieważ nie do wszystkich osób, które miały problemy z przywiązaniem do pieniędzy, Jezus skierował takie polecenie.
Czasami nasze braki prowadzą do pełni życia
Nie każde spotkanie z Jezusem przemienia serce, jeśli człowiek tej przemiany nie chce. Rozmowa z Jezusem nie przemieniła serca bogatego młodzieńca (chociaż kto wie, co działo się z nim później, może ostatecznie jednak wypełnił poradę Jezusa), ale Ewangelia opisuje historię, w której spotkanie z Jezusem przemieniło serce innego bogatego człowieka – celnika Zacheusza (Łk 19, 1-10).
Kiedy Jezus przyszedł do Jerycha był tam pewien człowiek „imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty”. Jemu, podobnie jak bogatemu młodzieńcowi, też czegoś w życiu brakowało (na pewno wzrostu, ale na pewno też czegoś więcej), bo w innym przypadku nie ryzykowałby ośmieszenia i wdrapywania się na drzewo (co by nie mówić, ale zwierzchnikom, czyli dyrektorom i kierownikom nie wypada publicznie wdrapywać się na drzewa).
Wyobrażacie sobie minę Zacheusza, siedzącego na drzewie kiedy Jezus podchodzi do niego i mówi: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Trochę mi się tekst kojarzy z pouczaniem taty, który mówi do synka: „kończ tę zabawę, mamy poważne rzeczy do zrobienia”. I oczywiście to wszystko obserwuje wielki tłum ludzi. Normalnie w takiej sytuacji, to pewnie człowiek spaliłby się ze wstydu, a Zacheusz z pospiechem złazi z drzewa (jak to w ogóle śmiesznie musiało wyglądać) i rozradowany przyjmuje Jezusa. Cała ta sytuacja oczywiście wzbudza komentarze i oceny Jezusa, czym Zacheusz w ogóle się nie przejmuje i mówi:
Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. (Łk 19, 8b)
Tak naprawdę Jezus w żaden sposób nie pouczał Zacheusza, nie prosił go o to, nie wypominał mu nic. Jezus tylko zwrócił na niego uwagę. Pokazał mu, że jest dla Niego ważny, przecież byle kogo nie chcemy odwiedzać w jego domu. Doświadczenie spotkania przemieniło serce Zacheusza, tak, że ten sam zobowiązał się do rozdania połowy swojego majątku ubogim i poczwórnego zwrócenia. Zobaczcie, że na bogatego młodzieńca Jezus też spojrzał z miłością (Mk 10, 21), ale młodzieńca to nie przemieniło. To pokazuje, że człowiek zawsze ma wolną wolę i może przyjąć lub odrzucić przemieniającą miłość Boga.
Zobowiązanie Zacheusza do zadośćuczynienia pokrzywiczym przez niego osobom zgodne było z przepisami prawa mojżeszowego, które mówiło o tym, że złodziej powinien zwrócić 5 wołów za jednego ukradzionego i 4 owce za jedną ukradzioną (zob. Wj 21, 37), natomiast za pieniądze i przedmioty wartościowe odszkodowanie powinno wynosić dwukrotność wartości (zob. Wj 6, 22), tak więc możemy powiedzieć, ze Zacheusz zobowiązał się zadośćuczynić dwukrotnie bardziej niż wymagałoby tego prawo. Co jednak ważne dla naszych rozważań – Zacheusz mówi o tym, że przekaże połowę majątku ubogim, na co Jezus nie mówi, tak jak w rozmowie z bogatym młodzieńcem – „sprzedaj wszystko co masz”.
Może przywiązanie serca Zacheusza do pieniędzy było mniejsze niż przywiązanie serca bogatego młodzieńca (dokładnie to o połowę mniejsze)? Tego nie wiemy, ale na pewno wiemy to, że każdy z nas ma inną historię, w tym również historię pozyskania posiadanych przez sobie pieniędzy i inne zadania, które przed nami stoją. Jeśli ktoś ma na przykład na utrzymaniu rodzinę, to „rozdawanie majątku” będzie właśnie przeznaczaniem tych pieniędzy na dbanie o rodzinę.
Na pewno jednak, niezależnie od wielkości rodziny i osób na utrzymaniu Biblia zachęca nas do dbania o ubogich i potrzebujących i przekazywania na ich potrzeby co najmniej jednej z trzech dziesięcin – przyjrzymy się tej sprawie bliżej (przy omawianiu kwestii dziesięcin w kolejnym wpisie), ale patrząc z matematycznego punktu widzenia, to tylko 3,33%, a nie 100% (jak w przypadku bogatego młodzieńca) lub 50% (jak w przypadku Zacheusza). A jeszcze bardziej Biblia namawia nas do dbania o potrzeby wspólnoty wiernych (tej sprawie też się przyjrzymy).
Podsumowując historię Zacheusza, ciekawe, czy gdyby był on wysoki, tzn. gdyby nie doskwierało mu być może jakieś poczucie niższości powiązane z niskim wzrostem, to czy ta historia nie potoczyłaby się inaczej. Może wtedy nie wchodziłby na to drzewo i Jezus nie zatrzymałby się u niego. Może czasami nasze jakieś braki są właśnie po to, żeby nasze życie było prawdziwie pełniejsze? Może czasami brak pieniędzy ma sens, bo powstrzymuje nas od grzeszenia:
Niejednego niedostatek powstrzymuje od grzeszenia i nie ma on wyrzutów sumienia w czasie swego odpoczynku. (Syr 20, 21)
Heinrich Hofmann. Chrystus i bogaty młodzieniec (1889)
Riverside Church, Nowy Jork (wikimedia.org)
Mt 19, 16-22; Mk 10, 17-22; Łk 18, 18-23
W życiu nie chodzi o to, żeby nie pracować
Przywiązanie do pieniędzy jest tak bardzo mocno potępiane i wiąże się z mnóstwem negatywnych konsekwencji, ponieważ utrudnia najważniejszą w życiu sprawę, czyli budowanie relacji z Bogiem i wypełnianie Jego woli. Pieniądze (lub chociażby tylko przywiązanie do nich, nawet jeśli ich nie mamy) mogą prowadzić do tego, że człowiek pracuje tak naprawdę po to, żeby nie pracować, pracuje tylko po to, żeby odpoczywać i dobrze się bawić.
Przywiązanie do pieniędzy wzbudza w człowieku przekonanie o samowystarczalności, o tym, że wszystko da się kupić i może redukować człowieka do używania i podążania tylko za swoimi zachciankami. Takie przywiązanie może też prowadzić do przekonania, że pieniędzy jest wciąż za mało (niezależnie od tego ile ich naprawdę jest), a stąd już tylko krok do pracoholizmu lub poczucia frustracji i niespełnienia. A w takim przywiązaniu nie ma miejsca na Boga i sprawy, do których On nas zaprasza.
Tę mądrość odnajdujemy m.in. w przypowieści Jezusa o bogaczu i Łazarzu, czyli żebraku, który leżał u stóp bogacza (Łk 16, 19-31). Co ciekawe, przypowieść nie wspomina imienia bogacza (tak jakby mówiła ona o każdym bogaczu), a wspomina imię żebraka. Zazwyczaj raczej zapamiętujemy imiona bogaczy, a nie żebraków, a tutaj, jest właśnie na odwrót. Główni bohaterowie przypowieści umierają, bogacz trafia do „Otchłani, pogrążony w mękach” (jak się domyślamy jest to jakiś obraz Piekła), a Łazarz „na łono Abrahama” (obraz Nieba). Bogacz widzi Łazarza i samego Abrahama i prosi, żeby Łazarz użył jego mękom: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. Co ciekawe bogacz nie zwraca się bezpośrednio do Łazarza, ale prosi Abrahama, żeby ten posłał Łazarza. Abraham – to szanowany, dostojny Ojciec Narodu, a Łazarz to jakiś tam żebrak, więc może bogacz nie chcę się zniżać do rozmowy z nim samym. Nawet cierpiąc, bogacz patrzy z wyższością na Łazarza. Co jest jednak w ogóle najciekawsze, to to, że bogacz zna imię Łazarza. Czy my znamy imiona biednych i potrzebujących osób z naszego sąsiedztwa?
Ciekawy jest również fakt, że przecież bogacz nic złego Łazarzowi nie robił, a nawet jak się zdaje pozwalał mu leżeć u bram pałacu i go nie wyganiał. Bogacz nie robił nic złego Łazarzowi, ale „dzień w dzień świetnie się bawił”. Zdaje się więc, że bogacz nie pracował, bo gdyby pracował, to raczej nie bawiłby się co dzień. Kiedy człowiek ciężko pracuje, to raczej nie ma siły na codzienną „świetną zabawę” – cokolwiek, by to znaczyło. Przypuszczamy więc, że bogacz jest kimś w rodzaj rentiera, może wcześniej dużo pracował, dorobił się fortuny i teraz już nie musi, a może odziedziczył po kimś spadek – tego nie wiemy. Wiemy jednak to, że ma dużo pieniędzy (bo jest nazwany bogaczem) i swój czas spędza w sposób niekonstruktywny, ponadto zna (lub co najmniej kojarzy) człowieka, który żebrze pod bramą jego domu.
Fragment opisujący Łazarza „Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza” wskazuje nam, że się nie nasyca, choć może być też tak, że nawet bogacz od czasu do czasu coś tam mu dawał, bo w końcu znał jego imię i nie wyganiał go spod swojej bramy. Mi się jednak osobiście wydaje, że nawet jeśli bogacz czasami dawał Łazarzowi jakieś odpadki, a nawet jakieś konkretniejsze jedzenie lub pomagał mu nawet w jakiś inny sposób, to i tak jego największą przewiną, za którą trafił do Otchłani, było to, że zmarnował swoje życie na wystawne, bezproduktywne życie, bo jak wiemy „ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił”.
Bogacz nie dzielił się sobą. Czasami przecież nawet danie komuś jakieś pomocy materialnej nie jest podzieleniem się sobą, ale robimy to, tylko po to, żeby ten ktoś się odczepił. Jestem zdania, że największą przewiną bogacza było to, że nie pracował, to znaczy, nie wykorzystywał danych mu przez Boga talentów. Zobaczcie, jak się domyślamy miał tych talentów dużo, w końcu bogaci ludzie skądś mają swój majątek. Może się dorobił na jakimś świetnym interesie, ale nawet jeśli majątek odziedziczył, to jego przodkowie musieli go jakoś zarobić. Nawet jeśli bogacz lub jego przodkowie zdobyli majątek w sposób nieuczciwy, to jednak też w jakiś sposób musieli być utalentowani (tzn. mieć duże zdolności), bo wcale łatwo nie jest ukraść lub oszukać kogoś na duże pieniądze (takie zjawisko nazywamy złym wykorzystaniem talentów).
Ktoś z Was może powiedzieć: „no tak, ale przecież Łazarz też nie pracował, tylko cały dzień leżał i żebrał”. Zgadzam się Łazarz też nie pracował, tylko żebrał, ale wyraźnie widzimy, że Łazarz miał o wiele mniejsze utalentowanie, a nawet możemy powiedzieć, że nie mógł normalnie pracować, bo był chory – miał wrzody. Może dla leżącego i żebrzącego biedaka, właśnie taka czynność jest maksymalnym wykorzystaniem talentów?
Wiem, że to zdanie brzmi nieco kontrowersyjnie, ale naprawdę ludzie ekstremalnie różnią się pod względem zdolności. Przecież mówi nam o tym sam Pan Jezus: w przypowieści o talentach (Mt 25, 14-30) każdy ze sług otrzymuje inną liczbę talentów (przypowieścią o talentach zajmę się w innym wpisie, bo niesie ona bardzo dużo głębokich treści), a rozliczanie z wykorzystania talentów ostatecznie należy do Boga (a tylko może w małym wymiarze np. do nauczyciela, czy przełożonego) i nie nam to do końca oceniać (a nawet jeśli to teraz trochę robimy, to tylko po to, żeby wyciągnąć z tego mądrość dla nas).
Jacopo Bassano. Łazarz i bogacz (1545)
Muzeum Sztuki, Cleveland (wikimedia.org)
Łk 16, 19-31
Łazarz mógł siedzieć cały dzień w domu (o ile go w ogóle miał), albo mógł też w ogóle nic nie robić, a on jednak coś robił: żebrał i pragnął, a bogacz tylko się bawił. Łazarz pragną i jego życiem kierowały pragnienia, a bogacz przestał pragnąć, bo wydawało mu się, że wszystko miał. Łazarz wiedział, że czegoś mu brakuje, a bogacz nie chciał o tym myśleć, bo wolał kierować się swoimi zachciankami, które podpowiadały my codzienną świetną zabawę. Może Łazarz pragnął tak bardzo, jak niewidomy żebrak spod Jerycha (Mk 10, 46-52, Łk 18, 35-43), który na cały głos krzyczał „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”, a przez to Jezus go zauważył i uzdrowił? Może właśnie to pragnienie doprowadziło ostatecznie do tego, że Łazarz trafia do Nieba?
Z drugiej jednak stron Biblia wprost przestrzega przed żebraniem:
Synu, nie prowadź życia żebraczego, lepiej umrzeć, niż żebrać. Gdy człowiek musi patrzeć na stół drugiego, jego istnienia nie uważa się za życie, zbrudzi duszę swoją potrawami obcych: człowiek więc rozumny i dobrze wychowany tego się ustrzeże. Żebractwo jest słodkie na ustach człowieka bezwstydnego, ale we wnętrzu jego płonie [ono jak] ogień. (Syr 40, 28-30)
Biblia sugeruje nawet, że żebractwo jest wynikiem nieprawego życia:
Byłem dzieckiem i jestem już starcem, a nie widziałem sprawiedliwego w opuszczeniu ani potomstwa jego, by o chleb żebrało. (Ps 37, 25)
i lenistwa (akurat tutaj biedak żebrzący porównany jest do niedostatku, który przychodzi w wyniku lenistwa):
Trochę snu i trochę drzemania, trochę założenia rąk, aby zasnąć: a przyjdzie na ciebie nędza jak włóczęga i niedostatek – jak biedak żebrzący. (Prz 6, 10-11, podobnie Prz 24, 33-34)
Nie możemy jednak postrzegać samego faktu żebrania jako konsekwencji złych wyborów. Wprost mówi o tym Jezus, kiedy uczniowie widząc niewidomego żebraka pytają: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?” (J 9, 2b). Uczniowie pytają akurat o fakt bycia niewidomym, ale przecież ten fakt doprowadził owego człowieka do konieczności żebrania. Jezus odpowiada:
Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże… (J 9, 3b)
Może tak samo było z Łazarzem, który nie z własnej winy nie pracował. Może po prostu nie był w stanie pracować właśnie ze względu na swoją chorobę? Tutaj trochę dotykamy kwestii cierpienia, która w Biblii pojawia się wielokrotnie, ale nie jest to tematem naszych analiz, więc zajmę się tym w późniejszym wpisie.
Może ta moja interpretacja tej przypowieści do Was nie przemawia – postaram się Was zaraz przekonać jeszcze inną Jezusową przypowieścią – nawet bardzo podobną do tej – przypowieścią o głupim bogaczu. Zanim jednak do niej przejdziemy chciałbym jeszcze jednak zaznaczyć, że istnieje pewne bardzo duże niebezpieczeństwo powierzchownej interpretacji tej przypowieści, w którą zdaje się niestety popadać zwłaszcza dużo katolików. Bo zobaczcie, w prostej powierzchownej interpretacji: bogacz odbiera swoją nagrodę na ziemi – jest nią domyślamy się bogactwo i świetna zabawa, a Łazarz cierpi na ziemi, a potem odbiera swoją nagrodę w Niebie.
Oczywiście każdy z nas chce iść do Nieba (tak wiem, że nie wszyscy operujemy takimi pojęciami – ale zobacz, że nawet jeśli jesteś konsekwentnym ateistą, to i tak jakbyś miał wybrać pomiędzy Niebem a Piekłem – nawet jeśli w nie nie wierzysz – to i tak na wszelki wypadek, jakbyś już musiał wybierać, to wybierzesz Niebo – to takie duże uproszczenie zakładu Pascala, o którym na pewno, przy okazji biblijnych analiz, jeszcze napiszę) no więc tak upraszczając lepiej tu na ziemi być biednym niż bogatym. Ci biedni to mają lepiej, bo oni na pewno pójdą do Nieba, a bogaci to pewnie nie, więc tak na wszelki wypadek może nie będę się za bardzo starał i pozostanę biednym. Taka postawa paradoksalnie w jakiś sposób też świadczy o przywiązaniu do pieniądza poprzez fakt postrzegania go jako coś złego samego w sobie. Ktoś to ma takie myślenie w pewien sposób koncentruje się na pieniądzach, bo uważa, że praca ma służyć tylko zarabianiu pieniędzy, a nie na dzieleniu się swoimi talentami na chwałę Boga.
Oczywiście troszkę to tak przerysowuje, ale chcę Wam pokazać pewien schemat myślowy, w który czasami wpadają osoby wierzące. W każdym razie na pewno takie podejście nie jest mądrością biblijną. Zerknijmy jeszcze na dwa wersety z 22. rozdziału Księgi Przysłów, który wydają się idealnie pasować do kontekstu tej przypowieści:
Spotykają się bogacz i nędzarz – Pan obydwu jest Stwórcą. (Prz 22, 2)
Uciskać biedaka – to jego bogacić, bogacza wspierać – to wtrącać go w biedę. (Prz 22, 16)
Nie dziwi nas fakt, że Bóg jest Stwórcą zarówno bogacza, jak i biednego i każdy z nich będzie kiedyś przed Nim odpowiadał. Wers 16. jest jednak zastanawiający – wydaje się być on pewną ironią na bogaczy, którzy uciskają ubogich – bo to paradoksalnie, w jakiś sposób prowadzi o ich bogacenia się (być może są przez to bogatsi w opiekę Boga), natomiast wspieranie takiego bogacza – tak naprawdę wtrąca do w biedę – bo kiedyś będzie musiał stanąć przed Bogiem i rozliczyć się ze swojego życia. Nie traktujemy jednak tej ironii jako zachęty do uciskania biednych, jakoby to miało ich bardziej „uświęcać”, bo tak trochę moglibyśmy tłumaczyć sobie tę myśl (coś w stylu „tym bardziej komuś pomagasz, im bardziej go uciskasz”). Zobaczcie jednak, że tego typu powierzchowne interpretacja mogą wpisywać się w to, o czym pisałem przed chwilą – że lepiej to jednak być biednym, bo bycie biednym wiąże się z mniejszymi kłopotami jakie mogą na nas czyhać (a zwłaszcza kłopotami ze strony sprawiedliwego Boga).
Przyjrzyjmy się wiec przypowieści o głupim bogaczu (Łk 12, 13-21). Pan Jezus opowiada nam przypowieść, w której zamożnemu człowiekowi nadzwyczajnie obradza pole, tak, że nie ma gdzie pomieścić zbiorów, bo jego spichlerze są na nie zbyt małe. Człowiek ów postanawia zburzyć swoje obecne spichlerze i wybudować nowe, a sam mówi do siebie: „Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!. Bóg mu na to odpowiada:
Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? (Łk 12, 20)
A Pan Jezus podsumowuje przypowieść słowami:
Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem. (Łk 12, 21)
A jeszcze mocniej w innym miejscu Jezus mówi o ludziach, którzy swoją ufność pokładają w bogactwach i pieniądzach i je traktują jako najważniejsze w życiu, przez co zapominają o drugim człowieku:
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom. (Łk 6, 24-26)
W kontekście tej przypowieści nasuwa się ciekawy fragment z Księgi Przysłów:
Naród przeklina kryjących swe zboże, błogosławi zaś tych, co je sprzedają. (Prz 11, 26)
Wydaje się, że ten fragment może odnosić się np. do sytuacji klęski głodu, kiedy ktoś ma zgromadzone zboże w spichlerzach i ukrywa je przed innymi, zamiast sprzedawać (nawet nie tyle, co rozdawać – ale właśnie sprzedawać, tak jak robił to Józef uprzednio je nagromadziwszy, co uratowało Egipt i okoliczne narody przed głodem, a jemu samemu przyniosło sławę i bogactwo), jednak – w kontekście przypowieści o głupim bogaczu oraz innych biblijnych treści (np. potępienia zakopywania pieniędzy w przypowieści o talentach), wdaje się, że w każdej sytuacji, tzn. nie tylko kiedy panuje głód, głupią strategią jest gromadzenie i chowanie zboża (i generalnie wszelkich innych dóbr), a o wiele lepszą strategią jest właśnie rozsądne go sprzedawanie (tj. puszczanie w obrót). Takie gromadzenie i chowanie dóbr dla dostatniego życia to zupełnie inna sytuacja, niż np. oszczędzanie, po to, żeby dobra te rozsądnie wykorzystać w innym czasie (o oszczędzaniu powiemy sobie w kolejnych wpisach). O czymś takim mówi także Księga Koheleta:
Istnieje bolesna niedola – widziałem ją pod słońcem: bogactwo przechowywane na szkodę właściciela. Bogactwo to bowiem przepada na skutek jakiegoś nieszczęścia i urodzi mu się syn, a w ręku jego niczego już nie ma. (Koh 5, 12-13)
Wróćmy jednak do samej przypowieści o głupim bogaczu. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego ów bogacz zostaje nazwany głupim? Czy tylko dlatego, że nie chce dzielić się z innymi swoim bogactwem? Co na jego miejscu zrobiłby perspektywicznie myślący przedsiębiorca? Mi się wydaje, że każdy myślący przedsiębiorca, po pierwsze nie burzyłby swoich obecnych spichlerzy, bo przecież taka budowa nowych spichlerzy to zapewne trochę trwa i przez jej czas zboże mogłoby się zmarnować lub zostać ukradzione. Po drugie, zapewne zgodzicie się ze mną, że pakowanie zboża do spichlerzy, jest swojego rodzaju „zamrażaniem gotówki” w bardzo kruche aktywa. Wiadomo, że ludzie zawsze będą potrzebowali jedzenia, ale przecież zboże może zamoknąć, mogą zjeść je szkodniki lub też może zmienić się koniunktura na rynku i może stracić ono na wartości (zboże to nie złoto, choć gdyby ów bogacz przechowywał złoto, też zapewne nazwany byłby głupim, lub nawet „złym i gnuśnym” jak został nazwany sługa, który zakopał pieniądze w przypowieści o talentach).
Mi się tak wydaje, że perspektywicznie myślący przedsiębiorca zainwestowałby nadwyżkę aktywów, które posiada i puścił je o obieg. To znaczy, mógłby sprzedać zboże i na przykład zainwestować w nowe maszyny rolnicze, może nowy areał powiększający jego zdolności produkcyjne, może jeszcze jakąś inną formę rozwoju swojego biznesu.
Tylko, że owemu bogaczowi po prostu nie chciało się pracować. Ten głupi bogacz całe swoje życie pracował tylko po to, żeby nie pracować. On pracował, żeby się dorobić i móc odpoczywać. Dla takiego człowieka bogactwo to przekleństwo, bo w kiedy je osiągnie przestaje wykorzystywać swoje talenty i redukuje siebie do używania podobnie jak wspomniany wcześniej bogacz z historii z Łazarzem:
Człowiek jak cień przemija, na próżno tyle się niepokoi, gromadzi, lecz nie wie, kto to zabierze. (Ps 39, 7)
Gromadzenie skarbów językiem kłamliwym, to wiatr ścigany – szukanie śmierci. (Prz 21, 6)
Niejeden wzbogacił się mozołem i swoją chciwością, a oto udział jego w nagrodzie: gdy powie: «Znalazłem odpoczynek i teraz mogę żyć z moich dostatków» – nie wie, ile czasu minie, a zostawi je innym i umrze. (Syr 11, 18-19)
Nie obawiaj się, jeśli ktoś się wzbogaci, jeżeli wzrośnie zamożność jego domu: bo kiedy umrze, nic z sobą nie weźmie, a jego zamożność nie pójdzie za nim. I chociaż w życiu sobie pochlebia: «Będą cię sławić, że dobrześ się urządził», musi iść do pokolenia swych przodków, do tych, co na wieki nie zobaczą światła. Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną. (Ps 49, 17-21)
Czy my się nad tym zastanawiamy?
Jak widzicie, praca dla pieniędzy, albo praca po to, żeby nie pracować, czyli żeby się dorobić i odpoczywać jest bardzo wyraźnie potępiana przez Biblię. A czy my czasami nie mamy takich marzeń, żeby się dorobić i już do końca życia nie musieć pracować? Czasami myślimy, że dopiero wtedy będziemy naprawdę szczęśliwi. Ale to nie prawda. Nic nierobienie to chyba jedna z najgorszych rzeczy jaka może spotkać człowieka. Mówi o tym Biblia, ale także na przykład badania naukowe, np. przeprowadzone wśród zwycięzców loterii. Takie badania opisuje w tym wpisie:
Rembrandt. Przypowieść o bogaczu (1627)
Galeria Malarstwa, Berlin (wikimedia.org)
Łk 12, 13-21
Nie doprowadź do tego, żeby pieniądze zabrały Ci życie
Jest jeszcze jedna biblijna postać, która miała ogromny problem z pieniędzmi. Tak ogromny, że doprowadziły one ją do samobójstwa (też w połączeniu z innymi czynnikami). Tą osobą był Judasz. Judasz w gronie apostołów odpowiedzialny był za finanse (J 13, 29). Był kimś w rodzaju skarbnika lub ekonoma, a przez fakt fizycznej formy pieniądza był też odpowiedzialny po prostu za noszenie ich wszędzie tam, gdzie udawał się Jezus i Apostołowie. Kiedy ludzie przekazywali Jezusowi i Apostołom jakieś ofiary trzymał je Judasz, który też kupował za nie potrzebne im rzeczy.
Judasz nie wywiązywał się uczciwie z swoich obowiązków. Reaguje on oburzeniem, kiedy Maria drogocennym olejkiem nardowym namaściła Jezusowi nogi sugerując, że lepiej było ten olejek sprzedać i wspomóc ubogich (J 12, 1-11), co Ewangelista komentuje stwierdzeniem:
Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. (J 12, 6)
(Tak na marginesie czyn Marii świadczy o tym, że nie była ona przywiązana do pieniędzy, a na pewno miała ich dużo skoro stać ją było na ten drogi olejek.) Chciwość Judasza doprowadza go ostatecznie do najstraszniejszego czynu – zdrady Jezusa:
Wtedy jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: «Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. (Mt 26, 14-15, zob. także Mk 14,10-11; Łk 22,3-6.)
30 srebrników to tyle, ile zobowiązany był zapłacić człowiek, którego wół zabił czyjegoś niewolnika (Wj 21, 32). Judasz sprzedaje przyjaciela za cenę niewolnika. Zgodnie z słownikiem dołączonym do Biblii Tysiąclecia srebrnik (inaczej sykl) to mniej więcej tyle, co stater, a stater to mniej więcej 4 drachmy. Drachma to tyle, co denar stanowiący przeciętne wynagrodzenie za dzień pracy (np. w przypowieści o robotnikach w winnicy na tyle umawia się gospodarz z robotnikami za dzień pracy, Mt 20, 2). Tak więc 30 srebrników to mniej więcej wynagrodzenie za 120 dni pracy, a licząc około 20 dni roboczych w miesiącu, to mniej więcej 6 miesięcznych pensji. Nie jest to może mało, ale sprzedałbyś przyjaciela na śmierć za 6 swoich pensji? Sprzedałbyś przyjaciela za jakiekolwiek pieniądze?
Judasz to zrobił i choć może do końca nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji swojego czynu, tzn. może nie wiedział, że po jego zdradzie Jezus zostanie zabity (Mt 27, 3), to jednak to zrobił. Może Judasz nie wiedział, że Jezus zostanie skazany na śmierć, bo przecież Żydzi nie mieli prawa wykonywać wyroków śmierci pod rzymską okupacją, ale to co on w ogóle myślał? Że Jezusa złapią, upomną, a potem wypuszczą? Moim zdaniem, to Judasz w ogóle nie pomyślał o konsekwencjach swojego czynu. Pieniądze go tak zaślepiły, że zrobił najgłupszą z możliwych rzeczy. Przecież nawet z perspektywy złodzieja podbierającego pieniądze z trzosa, zachował się jak pasożyt który zabija swojego żywiciela. To wszystko oczywiście wynikało z podszeptu złego ducha (J 13, 2), ale jednak posłużył się on pieniędzmi, żeby uwieść Judasza. Biblia na tak brutalnym przykładzie pokazuje jak pieniądze potrafią zaślepić.
Skazanie Jezusa doprowadza do tego, że Judasz oddaje pieniądze (Mt 27, 3-10), ale ostatecznie popełnia samobójstwo nie mogąc znieść ciężaru swojej winy. Biblia używa określenia „opamiętał się” (Mt 27, 3) sugerując, że szok związany z skazaniem Jezusa uwalania Judasza od przywiązania do pieniędzy, tak, że ten je zwraca. Judasz nie chce jednak całkowicie się nawrócić i idzie się powiesić. Czasami dopiero taki wielki szok i dostrzeżenie konsekwencji swoich czynów jest nas w stanie uwolnić od przywiązania do pieniędzy. Lepiej w ogóle do takiej sytuacji nie doprowadzić jak najwcześniej troszcząc się o brak przywiązania do pieniędzy. Tak sobie myślę, że przecież nikt z nas nie chce naśladować Judasza, trzeba więc jak najszybciej unikać przywiązania od pieniędzy zanim będą one w stanie zaślepić nas aż tak bardzo, że będziemy skłonni wydać na śmierć przyjaciela, a ostatecznie także siebie.
Pieniądze Świętej Rodziny
W kontekście tych rozważań przyszła mi jeszcze jedna myśl dotycząca Świętej Rodziny. Maryję i Józefa tradycyjnie postrzegamy jako ludzi ubogich (tak w ogóle „ubogi” to ciekawy przymiotnik, który w języku polskim może oznaczać nie tyle, co „biedny”, ale „mający u-Boga”). W pewien sposób sugeruje to Biblia:
Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. (Łk 2, 24)
Przepis, na który powołuje się tutaj Łukasz znajdziemy w Kpł 12, 6-8 i mówi on o tym, że kobieta po okresie oczyszczenia po urodzeniu dziecka przyniesie przed Namiot Spotkania (czyli później do Świątyni) baranka i młodego gołębia lub synogarlicę (gatunek z rodziny gołębiowatych). Jeśli kobiety nie stać było na baranka to miała przynieść dwie synogarlice lub dwa gołębie. Ciekawe jest też to, że prawo mojżeszowe nakazywało złożenie ofiary kobiecie, a biblijny autor używa liczby mnogiej sugerując, że Józef uczestniczy w wypełnianiu prawa przez Maryję. Sam werset 24. jakby przypomina czytelnikom o przepisie prawnym od razu sugerując, że Święta Rodzina ma wypełnić prawo dotyczące osób biedniejszych, ale werset ten nie mówi ostatecznie o tym jaka ofiara zostaje przez Nią złożona. Może złożyli Oni baranka i młodego gołębia (lub synogarlicę), a nie tylko dwa gołębie (lub dwie synogarlice). A może dołożyli do swojej ofiary coś więcej? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że na pewno dopełnili przepisu Prawa:
A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret. (Łk 2, 39)
Na podstawie opisu ofiarowania Pana Jezusa w Świątyni chrześcijańska tradycja przyjęła, że Maryja i Józef byli ludźmi ubogimi, tak jakbyśmy trochę zapomnieli, o następujących faktach, które mogą jednak wskazywać na to, że posiadali oni dosyć dużo pieniędzy (a na pewno wystarczającą ich ilość na własne godne utrzymanie):
– Po pierwsze otrzymali Oni od Mędrców ze Wschodu: złoto, kadzidło i mirrę (zob. Mt 2, 11). Odwiedziny Mędrców mogły mieć jednak miejsce już po fakcie ofiarowania, ponieważ zgodnie z Mt 2, po ich odwiedzinach Święta Rodzina ucieka do Egiptu, a stamtąd wraca i udaje się do Nazaretu, natomiast Łk 2 mówi o tym, że po ofiarowaniu Święta Rodzina wróciła do Nazaretu, pomijając, trwającą zapewne kilka lat, emigrację do Egiptu, w czasie której zresztą prawdopodobnie dary Mędrców pozwoliły na Ich utrzymanie.
– Po drugie w momencie ofiarowania Józef i Maryja byli bardzo młodym małżeństwem (tak około 10 miesięcy), a przecież zazwyczaj młode małżeństwa są jak to mówimy „na dorobku” i dopiero po latach wspólnego życia i ciężkiej pracy mogło być ich stać na większą ofiarę (choć tak jak wspomniałem wcale nie wiemy czy już w momencie ofiarowania nie złożyli Oni większej ofiary).
– Po trzecie zarówno Józef, jak i Maryja pochodzili z dostojnych rodzin, które na pewno wspierały młodych małżonków. Józef był potomkiem króla Dawida i króla Salomona (Mt 1, 17; choć Łk 3, 31 mówi o tym, że Józef był potomkiem starszego brata Salomona, Natana, ale bibliści przyjmują, że rodowód opisany przez Łukasza dotyczy Maryi, co by wskazywało, że wspólnym przodkiem Józefa i Maryi był król Dawid), a przecież król Salomon był w swoim czasie najbogatszym władcą świata (zob. 1 Krl 3, 13) i może, pomimo mnóstwa zawirowań historycznych, rodzinie Józefa coś z tego bogactwa zostało (a nawet jeśli nie majątek, to na pewno obdarowanie zdolnościami związane z tzw. życiowym „ogarnięciem”), natomiast o Maryi wiemy, że mąż jej krewnej Elżbiety Zachariasz był kapłanem, a wiec człowiekiem wysoko postawionym.
– Po czwarte na pewno zarówno Józef, jak i Maryja byli ludźmi bardzo pracowitymi. O Józefie wiemy, że był człowiekiem sprawiedliwym (Mt 1, 19) i skoro przyjął Maryję, jako swoją żonę wraz z Jej Dzieckiem, to na pewno z całych sił ciężko pracował, żeby swojej rodzinie zapewnić godne życie. Podobnie zresztą Maryja, która na pewno żyła ideałem izraelskiej kobiety opisanym w Prz 31, sumiennie pracowała pomagając Józefowi utrzymać dom.
– Po piąte Biblia sugeruje, że Józef w momencie zawierania małżeństwa z Maryją był właścicielem domu, bo „wziął swoją Małżonkę do siebie” (Mt 1, 24). Może nawet sam zbudował ten dom, wszak był cieślą (Mt 13, 55), czyli dziś powiedzielibyśmy kimś na rodzaj wysoko wykfalifikowanego inżyniera (do dziś analizowane jest dokładne znaczenie użytego tutaj starogreckiego słowo „τέκτων”, i niektórzy sugerują nawet, że Józef mógł być kimś na rodzaj kamieniarza, wyraz ten pojawia się też w Septuagincie, czyli greckim tłumaczeniu Starego Testamentu w Iz 41, 7 – gdzie w języku polskim znajdujemy: „ludwisarz” <Biblia Tysiąclecia>, „rzemieślnik” <Biblia Poznańska>, „miedziennik” (Biblia Wujka), „stolarz” <Biblia Gdańska> oraz w 2 Krl 12, 11 w liczbie mnogiej – nie wnikając w szczegóły na pewno Józef były wysokokwalifikowanym specjalistą). Współcześnie mało jest przecież małżeństw, które już na starcie swojego wspólnego życia ma taką możliwość, że by mieszkać w domu, czy mieszkaniu posiadanym przez jednego z małżonków, a raczej dopiero wspólną pracą są w stanie na nie zapracować niekiedy spłacając je przez całe życie. Wydaje się, że wtedy nie musiało być inaczej.
– Po szóste wreszcie, przecież Święta Rodzina była rodziną samego Boga, na pewno żyli Oni zgodnie z wszystkimi Bożymi zaleceniami i obietnicami Boga, które dotyczą przecież także błogosławieństwa w sferze finansów (omówimy je szczegółowo w kolejnym wpisie).
Mam taką myśl, że patrząc na te wszystkie biblijne przestrogi i zagrożenia związane z posiadaniem pieniędzy, które omówiłem wcześniej, wcale się nie dziwię, że tradycja przypisuje Świętej Rodzinie raczej ubóstwo i skromne życie niż posiadanie majątku i pieniędzy. Na pewno przecież Maryja, Józef jak i zresztą sam Pan Jezus w ogóle i w żaden sposób nie byli przywiązani do pieniędzy, nie dążyli do nich, nie stanowiły one istotnego elementu ich życia. Nawet jeśli mieli ich dużo lub wystarczająco na normalne życie składali przepisane prawem ofiary (na kult boży, ale też dla biednych – omówimy je szczegółowo w następnym wpisie) i nie żyli wystawnie. Całe swoje życie i majątek zawierzali Bogu, a Ten prowadził ich tak, że nic im nie brakowało. Czy to nie jest naprawdę szczęśliwe życie?
Claudio Coello. Święta Rodzina (2. poł. XVII w)
Muzeum Sztuk Pięknych, Budapeszt (wikimedia.org)
Podsumowanie
Podsumowując wpis zauważmy, że przywiązanie do pieniądza niesie ze sobą wiele złych konsekwencji, choć – co wydaje się być bardzo nieoczywiste – nie jest ono związane z posiadaniem pieniędzy. Można być do nich przywiązanym zarówno je mając, jak i ich nie mając, a tak samo można być do nich nieprzewiązanym mając ich dużo lub mało. Lubię różne treści przedstawiać graficznie, bo wtedy trwalej zostają nam w pamięci i w tym kontekście przyszła mi do głowy taka prosta macierz, w którą możemy wpisać postaci wymienione w tym wpisie:
W którym polu widzisz siebie?
Nie możemy jednak postrzegać pieniędzy tylko i wyłącznie jako samo zło, bo przecież jednak mogą być one dobrze wykorzystywane jako bardzo skuteczne narzędzie. Czy więc trzeba znaleźć złoty środek i ustawić dążenie do nich na odpowiednim miejscu naszej hierarchii wartości? Wydaje mi się, że takie postawienie sprawy bardzo upraszcza rzeczywistość. W kolejnym wpisie zajmiemy się pozytywnym podejściem do pieniądza i przyjrzymy się biblijnym poradom, mówiącym o tym, jak należy podchodzić do pieniędzy i co należy robić, żeby mieć ich dużo:
Co według Biblii należy robić, żeby mieć dużo pieniędzy
Jeśli macie jakieś refleksje i komentarze dotyczące treści, które tutaj opisuje lub może nie zgadzacie się z jakimiś stwierdzeniami i uważacie, że nie do końca poprawnie je interpretuję – to zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Znalazłam na tej stronie (link niżej) pewne wytłumaczenie, że Maryja i Józef nie byli biedni.
W oryginalnym tekście w Biblii w księdze kapłańskiej 12, 8 jest zwrot "gdy jej ręka nie znalazła wystarczających środków na jagnię.." co może znaczyć, że nie może przynieść baranka, pozostawiając otwartą możliwość, że mogą istnieć inne powody, dla których baranek nie jest dostępny. W Kpł 14,21 , gdzie jest wyraźnie podany powód ubóstwa dla alternatywnej ofiary, użyty jest inny zwrot. Wg. pewnych badaczy Biblii Maryja i Józef należeli do klasy średniej.
https://www.psephizo.com/biblical-studies/were-joseph-and-mary-poor/
Czyli wynika z tego, że w tej wspólnocie nie można było mieć własności prywatnej, coś jak w komunizmie, czyli papież Franciszek dobrze powiedział, że pierwszymi komunistami byli pierwsi chrześcijanie
W Biblii nie ma nic o tym, że nie można było mieć własności prywatnej.
no to ciekawe dlaczego po śmierci Ananiasza strach padł na wszystkich, prawdę mówiąc nie jest dokładnie przedstawiona ta sytuacja i dlaczego oni oddawali swoje majątki skoro nie było przymusu, przecież jakiś powód musiał być skoro rujnowali swoje i swojej rodziny życie, może takie coś, jak u świadków Jehowy, oni też dają się bajerować a przywódcy opływają w luksusy
a co z ludźmi, którzy byli przymuszeni niejako by oddać majątek do wspólnoty? jeden nie chciał oddać całości i został ukarany śmiercią, o tym nie było wzmianki
pozdrawiam
Jolanta
Zapewne chodzi o historię Ananiasza i Safiry opisaną w 5. rozdziale Dziejów Apostolskich, tylko że oni nie zostali ukarani za to, że nie chcieli oddać pieniędzy. Nie byli też do tego przymuszeni. Kara dotyczyła faktu kłamstwa. Pisałem o tym tutaj:
https://jakdzialacskutecznie.pl/co-wedlug-biblii-nalezy-robic-zeby-miec-duzo-pieniedzy/#materialna-troska-o-kosciol